William Gallas – Gdy zdobyłem mistrzostwo Premier League, czułem się jak król Anglii cz.2

0
william gallas francja

W drugiej części wywiadu William Gallas zdradza swoje preferencje dotyczące londyńskich klubów i menedżerów, z którymi pracował. Komentuje też zagranie ręką Thierry'ego Henry, które pozwoliło mu zdobyć najważniejszego gola w karierze.

– Na kogo byś postawił w walce między Wengerem a Mourinho?

– Nie mam pojęcia. Nie wiem co dokładnie zaszło między nimi dwoma, ale czasem ważne jest, by iść do przodu i zapomnieć o tym, co miało miejsce w przeszłości.

– Jakie jest twoje ulubione wspomnienie z czasów gry w Arsenalu?

– Moim najlepszym wspomnieniem jest chyba mój pierwszy mecz dla Arsenalu przeciwko Middlesbrough. Ponieważ przybyłem z Chelsea, kibice zwykle buczeliby na mój każdy kontakt z piłką. Ale gdy wyszedłem na rozgrzewkę, wszyscy bili mi brawo. To było naprawdę miłe… i nieoczekiwane.

– Co dokładnie działo się w twojej głowie tamtego popołudnia w Birmingham w 2008 roku? Czy koszmarna kontuzja Eduardo Da Silvy wpłynęła tak na ciebie? Żałujesz, że straciłeś panowanie nad sobą?

– Dałem się ponieść emocjom. Trzeba uczyć się na błędach. Kontuzja Eduardo nie miała na to wpływu, chodziło o stratę dwóch punktów na koniec meczu, bo nie potrafiliśmy zachować odpowiedniej koncentracji. Czasem trzeba dać upust swojej pasji. Nie da się ciągle powtarzać “No cóż, stało się”. Nie udało nam się jednak i skończyliśmy na czwartym miejscu, bo nie byliśmy zbyt silni. Ale tak, może straciłem wtedy panowanie nad sobą.

– Jak się czułeś, gdy Arsene Wenger zabrał ci opaskę kapitana?

– W tamtej chwili nie czułem, że było to sprawiedliwe, ale na dłuższą metę była to bardzo dobra decyzja. Niektórzy nie chcieli, żebym wciąż był kapitanem, więc może menedżer myślał, że na moich barkach spoczywa zbyt duża presja. Stało się to po wywiadzie, w którym moje słowa na temat konfliktów w szatni zostały przekręcone, przez co wyglądałem na złego kapitana.

– Czy Chelsea miała coś pod względem mentalnym, czego brakowało Arsenalowi, dzięki czemu byli w stanie wytrzymać wyścig o mistrzostwo Premier League?

– Potrzeba do tego doświadczonych graczy, którzy mają odpowiednią mentalność. Średnia wieku w Chelsea była wyższa niż w Arsenalu, gdy do niego przechodziłem. Robi to różnicę i być może wciąż jest to powód różniący oba te kluby. W piłce nie chodzi tylko o ładną grę, ale też o bycie przygotowanym do walki.

– Przechodząc z Chelsea do Arsenalu spotkałeś się z dużym niezadowoleniem kibiców. Nie bałeś się przechodzić potem z Arsenalu do Tottenhamu w 2010 roku?

– Nie, nie specjalnie. Mogłem przejść też do PSG, ale moja rodzina nie chciała przenosić się do innego kraju. Po roku spędzonym w Tottenhamie mogłem przejść do Juventusu, ale ponownie wolałem zostać dla rodziny. Innym powodem było to, że Tottenham zaoferował mi dwuletnie przedłużenie kontraktu, chociaż początkowo przyszedłem tylko na jeden sezon.

– Twój występ przeciwko Arsenalowi w sezonie 2010/11 był niesamowity! Był to też twój pierwszy mecz w roli kapitana Tottenhamu. Jak się czułeś nosząc opaskę kapitana w meczu przeciwko swojemu byłemu klubowi?

– Wiedziałem, że będzie to trudna sytuacja, zarówno dla kibiców Arsenalu jak i dla mnie, ponieważ byłem kapitanem Kanonierów przez osiemnaście miesięcy. Przed tym meczem zjedliśmy wspólnie śniadanie na White Hart Lane. Gdy dotarłem do klubu, ludzie pokazywali mi gazety, które twierdziły, że gracze Arsenalu nie podadzą mi ręki. Później Harry Redknapp podszedł do mnie w szatni i zapytał mnie o to.

Powiedziałem, że nie jest to dla mnie problem, na co on odpowiedział “Wiesz co, zrobimy coś, dzięki czemu ten mecz wywoła jeszcze więcej emocji.” Zapytałem co ma na myśli, a on powiedział “Będziesz dzisiaj moim kapitanem.” Wszyscy byli bardzo zdziwieni, gdy zobaczyli, że to ja wyprowadzam drużynę z tunelu. Na szczęście mecz potoczył się bardzo dobrze [Tottenham wygrał 3:2], a ja zagrałem dobry mecz.

– Miałem wrażenie, że nie byłeś tak szczęśliwy w Tottenhamie pod wodzą Andre Villasa-Boasa, co pod Harrym Redknappem. Faktycznie tak było?

– Tak. Na początku wszystko było dobrze. Znałem Andre z Chelsea, gdy pracował pod Jose Mourinho jako skaut. W okolicach świąt Bożego Narodzenia podczas pierwszego sezonu obecności Andre w Tottenhamie, odniosłem kontuzję. Wróciłem do Francji na rehabilitację, ale po powrocie do Londynu wyczułem jakąś zmianę. Gdy wróciłem do zdrowia, powiedział, że dobrze będzie, jeżeli zagram w FA Cup przeciwko Leeds, ale potem się rozmyślił. Decyzję przekazał mi na spotkaniu. Myślałem, że pojadę razem z drużyną na mecz, ale gdy byłem gotowy do drogi pomyślałem “Czekaj William, sprawdź lepiej listę ze składem, nigdy nic nie wiadomo.” I faktycznie mojego nazwiska na niej nie było!

Miałem szczęście, że nie wsiadłem do autokaru, bo byłoby to mega zawstydzające. Andre nic mi nie powiedział. Na jednym z naszych spotkań powiedział, że będzie mnie potrzebował w drugiej części sezonu, ale od tej pory grałem prawie wyłącznie w meczach Ligi Europy. Może myślał, że jestem zbyt stary – i byłbym to w stanie zrozumieć – ale nigdy nie dostałem żadnego wyjaśnienia. Z tego powodu nie byłem szczęśliwy. Lubię menedżerów szczerych w stosunku do swoich piłkarzy. Nie znaczy to oczywiście, że Villas-Boas nie jest szczery, ale wtedy, w stosunku do mnie, nie był.

– Bądź szczery: który klub najbardziej ci się podobał? Chelsea, Arsenal czy Tottenham?

– Podobało mi się we wszystkich, ale czas spędzony w Chelsea był dla mnie najbardziej niezwykły. Był to mój pierwszy klub zagranicą i świetnie się w nim czułem, zdobyłem też kilka trofeów. To również tam zacząłem swoją międzynarodową karierę. Grając dla dużego klubu spodziewasz się zdobywania trofeów. Gdy zdobyłem mistrzostwo Premier League z Chelsea, czułem się jak król Anglii 🙂 A gdy raz tego posmakujesz, to potem chcesz znowu i znowu.

– Rozważałeś kiedyś transfer do West Hamu, żeby móc powiedzieć, że grałeś dla wszystkich czterech największych londyńskich klubów?

– Wydaje mi się, że mój agent faktycznie z nimi rozmawiał, ale nie jestem pewien na 100%. Pamiętam za to, że miałem spotkania z ludźmi z Crystal Palace latem 2013 roku. Ian Holloway był wtedy ich menedżerem. Spotkaliśmy się na boiskach treningowych, by porozmawiać o umowie, ale w końcu nic z tego nie wyszło. Tego samego lata zaoferowałem swoje doświadczenie Marsylii, ale nie chcieli podpisywać ze mną umowy, chociaż byłem gotowy obciąć o połowę moje zarobki. Rozmawiałem też z Claudio Ranierim, który prowadził wtedy Monaco. Wydawał się szczęśliwy, że może mnie mieć w drużynie, ale ponoć zarząd się nie zgodził. W końcu wylądowałem w Perth Glory w Australii.

– Jakbyś opisał swój pierwszy sezon w Australii? Pamiętam jeden wyjątkowo nieudany moment w meczu z Western Sydney Wanderers…

– To był jeden z moich największych błędów w całej karierze! Próbowałem kopnąć piłkę prawą nogą, nie trafiłem, ale do tego przez przypadek uderzyłem ją lewą nogą. To było żenujące! Syn czasem mnie o to pyta “Tato, co to było?!” Cóż, zdarza się. Na szczęście coś takiego zdarzyło mi się tylko raz w karierze. Oprócz tej sytuacji mój czas w Australii był jednak wspaniałym doświadczeniem. Bardzo podobała mi się kultura i spokojna atmosfera.

– Porównałbyś N'Golo Kante do Claude'a Makelele? Czy może osiągnąc ten sam poziom? A może już na nim jest?

– Są podobni do siebie. W nowym systemie 3-4-3 w którym gra teraz Chelsea Kante może zapuszczać się dalej do przodu niż mógł Makelele. Niedaleko mu już do poziomu Claude'a. W końcu staną się równi, potrzebuje tylko więcej doświadczenia. Jak może stać się lepszy? Mógłby popracować trochę nad ustawianiem się.

– Wiedziałeś, że Thierry Henry zagrał piłkę ręką zanim podał ci, gdy strzeliłeś gola przeciwko Irlandii, który dał wam awans do mistrzostw świata w 2010 roku? Obchodziło cię to? Thierry mówił coś po tym?

– Nie widziałem tego, bo między nami było wielu zawodników. Zobaczyłem piłkę lecącą w moim kierunku i starałem się trafić ją głową, ale w końcu strzeliłem ramieniem. Gdy wszedłem do szatni usłyszałem, że Thierry zagrał ręką. Nie komentował tego, a sam nie czułem się z tym specjalnie źle. Kilka miesięcy wcześniej Irlandia dostała bardzo kontrowersyjnego karnego w meczu z Gruzją [w lutym 2009 roku]. Inny przykład: Luis Suarez. Myślisz, że czuł się zawstydzony, gdy ręką zagrał w ćwierćfinale z Ghaną na mistrzostwach świata w 2010 roku? Przecież zrobił to specjalnie.

– Co poszło nie tak na mistrzostwach świata w 2010 roku? Co sądzisz o pracy, jaką wykonał Raymond Domenech?

– Ten turniej wciąż mamy w pamięci i nas boli. Relacje między trenerem a zawodnikami nie były najlepsze. Rosło między nami napięcie, które wybuchło, gdy Nicolas Anelka został odesłany do domu. Drużyna zaczęła strajk. To były trudne chwile dla każdego zaangażowanego w futbol we Francji.

– Jak się czujesz w roli eksperta francuskiej telewizji? Będziesz to robił do końca życia, czy może chcesz zostać menedżerem w przyszłości?

– Nie chcę być menedżerem, ale może kiedyś zostanę trenerem obrońców. Gdy młodzi gracze pojawiają się w pierwszej drużynie, wciąż musza poprawić wiele elementów swojej gry. Niktórzy menedżerowie nie mają czasu, żeby szczegółowo mówić im co robić, by lepiej bronić.

Czasem oglądając mecz widzę obrońców, którzy nie wiedzą jak prawidłowo bronić. Wydaje mi się, że nie uczą ich tego, gdy są młodzi. Fajnie byłoby robić coś takiego. Na razie jednak bardzo podoba mi się bycie ekspertem. Zawsze staram się zdobyć na konstruktywną krytykę.

Pierwszą część wywiadu znajdziecie W TYM MIEJSCU.


Zarejestruj konto na Fortuna za pośrednictwem Gol.pl!

baner-fortuna-gol

ŹRÓDŁOFourFourTwo
Poprzedni artykułSzymon Żurkowski wyróżniony przez UEFA
Następny artykułAdrian Mierzejewski nie przestaje myśleć o grze w kadrze. “Jestem tutaj i czekam!”