Złoty rocznik ’82 – Mila, Matusiak i spółka

0

Dwa tygodnie temu w dwuodcinkowym cyklu (tu i tu) przybliżyłem (a niektórym przypomniałem) młodzieżową reprezentację Polski, która jako ostatnia z kategorii U-X pozwoliła się zapamiętać. Teksty okazały się być na tyle poczytne, że postanowiłem napisać o jeszcze jednej generacji. Ostatniej naszej generacji „złotej”, której członków wciąż można spotkać na boiskach.

Nasz rocznik 1982 dość niespodziewanie rządził w Europie w latach 1999-2001. Twórcą sukcesów tej kadry (najpierw U-16, potem U-18) był Michał Globisz. Ten sam, który trenował-selekcjonował zawodników omawianych w przytoczonym, niedawnym cyklu. Globisz, który przed czterema laty musiał zakończyć swą zawodową aktywność wskutek pogarszających się problemów ze wzrokiem, przez piętnaście lat był synonimem młodzieżowej piłki w ujęciu reprezentacyjnym. Czasem trafiał na jakościowo mniej podatny grunt, ale nie można mu odmówić, iż był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. A selekcjoner juniorów i młodzieżowców to fucha trudna, wymagająca cech wyjątkowych organizacyjnie i mentalnie.

Nawet uwzględniając niepowodzenia w mistrzostwach świata, rocznik 1982 słusznie wypracował renomę znakomitego. W 1999 roku najlepsi polscy szesnasto- i siedemnastolatkowie na kontynentalnym czempionacie przegrywali wówczas tylko z Hiszpanami (w grupie i w finale imprezy). Dwa lata później to samo pokolenie rówieśników z Półwyspu Iberyjskiego biło już w wymiarze 4:1. A w finale Mistrzostw Europy U-18 pokonało Czechów i zdobyło ostatnie (miejmy nadzieje, że do tego roku) mistrzostwo w reprezentacyjnej piłce.

Kto grał w tych drużynach? Wyjątkowo sporo znanych nazwisk. Wyjątkowo, bo czwarte prawo Pascala brzmi, iż przełożenie sukcesów na szczeblu juniorskim na dorosłą piłkę jest tym trudniejsze, im młodszy jest skład odnoszący sukcesy. Wydawać by się mogło, że najlepsi z rocznika ławą powinni iść po wyróżnienia w kolejnych latach. Przecież największy talent obleczony w choć trochę ciężkiej pracy powinien się obronić przed solidnym rzemiosłem. Ale rzeczywistość traktuje inaczej. Sześciu piłkarzy z turniejowej „osiemnastki” z 1999 roku, którzy zadebiutowali w seniorskiej reprezentacji Polski, to na tle innych nacji wynik fenomenalny. Takie są standardy.

W zespole wicemistrzów Europy U-16 bronił Paweł Kapsa. Wówczas ogromny talent, szlifujący umiejętności w KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. Kariery na miarę tego talentu nie zrobił, bo okresowe angaże w bramkach klubów Ekstraklasy (Wisła Płock, Lechia Gdańsk) czy dobre noty zbierane w lidze Azerbejdżanu chwały nie przyniosły. Dziś Kapsa broni w pierwszoligowej Miedzi Legnica. Najczęściej przegrywa jednak rywalizację z Łukaszem Sapelą – notabene swoim rówieśnikiem, który w juniorskiej piłce w wymiarze reprezentacyjnym nie istniał.

Zmiennikiem Kapsy w 1999 roku był Sebastian Malicki, dziś już nieaktywny piłkarsko gracz słabszych warszawskich i podwarszawskich klubów. Dwa lata później w kadrze Malickiego już nie było. Pojawił się natomiast nie byle kto, bo Tomasz Kuszczak z rezerw berlińskiej Herthy. Ten sam, który zdobywał nagrodę „Parada Sezonu” w barwach WBA. Ten sam, który w debiucie w Manchesterze United obronił rzut karny w meczu z Arsenalem. Ten sam jedenastokrotny reprezentant Polski, który być może wciąż naiwnie liczy na więcej minut w Birmingham City i niespodziewane powołanie na światowy czempionat w Rosji.

Wśród obrońców z 1999 roku mieliśmy autorów kilku bezbarwnych karier, jak Marcin Rogalski (najbardziej kojarzony z Płockiem) czy Adrian Napierała (jedyne mecze w najwyższej klasie rozgrywkowej rozegrał w barwach Jagiellonii Białystok). Ale u Globisza biegał też Tomasz Wisio, swego czasu solidny ligowiec w austriackich SV Pasching i SK Sankt Poelten. Pamiętacie z pewnością też Krzysztofa Łągiewkę – dwukrotne go mistrza Łotwy ze Skonto Ryga oraz etatowego ligowca w Szynniku Jarosław i Krylii Sowietow Samara.

Najlepiej w seniorską piłkę weszli jednak Łukasz Nawotczyński i Paweł Strąk. Ten pierwszy przez długi czas grzał ławkę w Wiśle Kraków w czasach, gdy ta dominowała na krajowych boiskach. Regularnie występował potem w Jagiellonii i bydgoskim Zawiszy, z którym sięgnął po Puchar Polski. Strąk przez lata także był związany z Wisłą Kraków. I grał wówczas o wiele częściej, niż Nawotczyński. Po okresach gry w Zagłębiu Lubin, GKS Bełchatów i Górniku Zabrze karierę kończył w… tym samym Zawiszy, z którym sięgał po krajowych puchar.

Dwa lata później w mistrzowskiej drużynie Globisza pojawił się Mateusz Żytko, solidny ligowiec w barwach Polonii Bytom czy Cracovii, a dziś – zawodnik pierwszoligowej Pogoni Siedlce. Taki Błażej Radler kojarzony może być dziś wyłącznie sprzed dekady, gdy bronił barw Górnika Zabrze. Ale już 14-krotny reprezentant Polski Paweł Golański to już na tle rówieśników spora gwiazda. Uczestnik EURO 2008 najpierw dyrygował defensywą Korony Kielce, potem spędził trzy udane sezony w Steaua Bukareszt, by z powodzeniem wrócić do Kielc.

Środkowa linia wicemistrzów Europy U-16 z 1999 roku doczekała się aż czterech dorosłych reprezentantów kraju. Największą postacią tamtej drużyny z perspektywy czasu jest Sebastian Mila, w pewnym czasie jeden z najlepszych polskich pomocników i futbolistów w ogóle. Przygodę z dojrzałym kopaniem zaczynał w Lechii Gdańsk. Jego kariera nabrała rozpędu w Groclinie, skąd trafił do Austrii Wiedeń. Tam zdobywał tytuł mistrzowski i krajowy puchar, ale bohaterem nie został i przez zimne Oslo i duszną Łódź trafił do Śląska Wrocław. Tam złapał drugi oddech. Poprowadził WKS na pierwsze miejsce w tabeli Ekstraklasy na koniec sezonu 2012/13. Nawet gdy ponownie trafił do Lechii, grał futbol na krajowej arenie co najmniej wyróżniający. W dorosłej kadrze rozegrał 38 meczów, strzelając 8 bramek. Był w kadrze na MŚ w 2006 roku. A kto nie skakał z radości po jego golu przeciwko Niemcom w 2014 roku, ten musiał mieć połamane obie nogi.

23 spotkania w reprezentacji „A” rozegrał w latach 2006-2009 Wojciech Łobodziński. Piłkarz ten był podporą wszystkich reprezentacji juniorskich od grupy trzynastolatków. W swoich najlepszych latach zdobywał mistrzostwo kraju z Zagłębiem Lubin i powtarzał ten sukces trzykrotnie z Wisłą Kraków. Dziś gra w Miedzi Legnica. Rafał Grzelak z Chojniczanki Chojnice w S-kadrze zagrał tylko raz, ale świetnych sezonów miał nieco więcej. Wymienić warto choćby mistrzowski marsz z Lechem Poznań czy pierwszy rok gry w Boaviście Porto.

Zanim pięciokrotny reprezentant Polski Łukasz Madej złapał kontuzję kolana, pozostawał ważnym ogniwem w boiskowym łańcuchu Śląska Wrocław. Z Milą w barwach WKS zdobywał sześć lat temu mistrzostwo Polski. To samo czynił z Grzelakiem w barwach poznańskiego Lecha osiem lat wcześniej. Zawsze prezentował dobry, ligowy poziom. Tylko w portugalskiej Coimbrze mu nie wyszło.

O wiele mniej osiągnęli pozostali pomocnicy teamu U-16. Robert Sierant, dziś piłkarz małego Orła Piątkowisko, przez dekadę związany był z ŁKS Łódź.  Paweł Hajduczek w Polsce żadnej kariery nie zrobił i najwięcej wybiegał na boiskach greckich i ukraińskich. Dariusz Zawadzki natomiast nie doczekał się nawet debiutu na poziomie Ekstraklasy.

W 2001 roku Globisz powołał do kadry dwa świeższe nazwiska. O ile Karol Piątek, oprócz jednego udanego sezonu w Lechii Gdańsk, nie dał zbyt wielu powodów do tego, by jego nazwisko trafiło na transparenty, o tyle Przemysław Kaźmierczak to zupełnie inna, piękniejsza bajka. Dwunastokrotny reprezentant kraju to trochę zmarnowany talent. Nazwisko wyrabiał w Pogoni Szczecin, skąd dołączył do Rafała Grzelaka w portugalskiej Boaviście. Po udanym sezonie trafił (wcale nie na wyrost), do wielkiego FC Porto, kroczącego od mistrzostwa do mistrzostwa. Szkoda, że zabrakło mu nieco umiejętności i timingu do osiągnięcia większych rzeczy. Przez Derby County i Vitorię Setubal trafił na Stadion Miejski na Śląskiej (no, wtedy jeszcze na Oporowską), gdzie zrobił z kolegami majstra i superpuchar kraju.

Wreszcie napastnicy. U Michała Janickiego w CV przyjemnie wygląda debiut w Bundeslidze w barwach VfL Wolfsburg, ale prócz tego i staży w szkółkach Ajaxu i BVB próżno szukać tam pozytywów. Nieco lepiej wygląda dorobek Łukasza Mierzejewskiego. Przez lata pomocnik, pod koniec kariery rasowy defensor, ale w juniorach – bramkostrzelny „second striker”. Jako nastolatek debiutował w Legii, dzięki czemu znalazł się w zacnym gronie zdobywców mistrzostwa Polski w roku 2002. Drużynowy sukces powtórzył potem z Zagłębiem Lubin, gdzie grał więcej, ale strzelał marnie i słusznie przestał być dysponowany do napadu. Karierę kończył w Górniku Łęczna.

Wreszcie największy ofensywny as w talii Globisza w 1999 roku – Radosław Matusiak. Piętnaście spotkań w seniorskiej kadrze, zacne siedem bramek, „Odkrycie Roku 2006”  według „Piłki Nożnej” i jeden z dziewięciu największych talentów Europy według gazety „Marca” w tym samym roku. Król Bełchatowa, a potem niestety smutny zjazd. Ławka w Palermo, ławka w Heerenveen, wreszcie ławka w krakowskiej Wiśle. Dobry sezon w Cracovii był tylko łabędzim śpiewem.

Na zwycięski turniej w 2001 roku atak został przemeblowany. Z jednej strony mieliśmy Łukasza Pachelskiego – autora jednej z najbardziej nieudanych karier w gronie opisywanych zawodników. Niech zakończenie kariery w wieku 25 lat w okręgowym Mazowszu Płock wystarczy za argumentację.

Z drugiej strony – diamencik z rocznika 1983, szybki jak orgazm piętnastolatka Paweł Brożek. O nim można pisać różnie. Dwukrotny król strzelców Ekstraklasy, Ligowiec Roku 2008, siedmiokrotny mistrz kraju z Wisłą Kraków, mistrz Szkocji z Celtikiem Glasgow, strzelec dziewięciu bramek w 38 meczach dorosłej reprezentacji Polski i uczestnik MŚ 2006. I przez półtorej dekady gdzie się nie odwrócił, tam strzelał bramkę – tak było. Ale czy młodszy (o pięć minut) z braci Brożków to zawodnik spełniony? No właśnie…

Może się wam wydawać, że rocznik mistrzów i wicemistrzów Europy w seniorskiej piłce powinien długofalowo zaprocentować czymś ponad to, co zostało opisane. Że ostatnie piętnaście lat w ujęciu reprezentacyjnym powinno nam się kojarzyć wyłącznie z tamtymi graczami, którzy ławą, jak jeden mąż, powinni być najlepszymi z najlepszych. Wystarczy jednak prześledzić choćby kadry pozostałych medalistów opisywanych turniejów, by zdać sobie sprawę, że rocznik 1982 nie był rocznikiem straconym. Wręcz przeciwnie. Ciekawe, ile przyjdzie nam czekać na kolejne takie sukcesy w wieku juniorskim i śledzić rozwój wielkiego potencjału. Niestety chyba dość długo.


Odbierz 20 PLN bez depozytu!

baner-lvbet-gol-728x90

Poprzedni artykułCristiano Ronaldo po raz pierwszy zakończył mecz bez strzału
Następny artykułPowrót do Kotła Czarownic – zapowiedź meczu z Koreą