Wayne Rooney – remedium na brak Romelu Lukaku

0
Premier League po polsku

Gdy Wayne Rooney wracał do Evertonu, kibice oczekiwali bardzo dużo po jego występach. Tak doskonałych statystyk zapewne nie spodziewali się jednak nawet najbardziej optymistycznie nastawieni kibice – “Wazza” jest aktualnie najskuteczniejszym napastnikiem w Europie.

Kibice “The Toffees” od początku sezonu przechodzili przez bardzo trudne chwile. Po niesamowitym okienku transferowym niebieska część Liverpoolu żywiła nadzieję, że podopieczni Ronalda Koemana będą w stanie poprawić zeszłoroczny wynik i rozbić układ sił najlepszych sześciu drużyn w Premier League. Czemu to miało się nie udać? Holenderski menedżer w zeszłym sezonie radził sobie świetnie, a do klubu trafili bardzo wartościowi gracze. Jedynym problemem mogło być rzecz jasna zastąpienie największej gwiazdy zespołu, czyli Romelu Lukaku. Belgijski czołg po zdobyciu 25 bramek w rozgrywkach ligowych odszedł do Manchesteru United, a w jego miejsce sprowadzono jedynie Sandro Ramireza, który bardzo szybko przepadł w otchłaniach ławki rezerwowych. Przez długi czas mówiło się o tym, że żenująca wręcz gra “The Toffees” spowodowana jest właśnie odejściem reprezentanta Belgii. Czy to możliwe? Według nas problem siedział zupełnie gdzie indziej, a “Big Rom” został jak najbardziej godnie zastąpiony. W dodatku, klubowi włodarze nie musieli za to zapłacić. Kto by pomyślał, że po 17 kolejkach Wayne Rooney będzie miał dokładnie tyle samo bramek w lidze co Lukaku?

Czy można wytłumaczyć tragiczne występy Evertonu na początku sezonu tylko i wyłącznie odejściem jednego zawodnika? Oczywiście, Romelu Lukaku to fantastyczny piłkarz, ale według nas nie miał aż takiego wpływu na grę zespołu, by można wszystko wytłumaczyć jego transferem. Belg strzelał masę bramek, potrafił utrzymać piłkę na połowie rywala, ale jego brak na pewno nie spowodował, że zespół nie był w stanie wymienić trzech podań do przodu w jednej akcji. Problemem drużyny z niebieskiej części Merseyside zdecydowanie musiało być coś poważniejszego. Na pewno część winy można zrzucić na to, że w jednej drużynie nagle pojawiło się wiele nowych twarzy i ciężko było o zrozumienie na murawie. Wydaje nam się jednak, że większą rolę odgrywała postać Ronalda Koemana. Holender potrafił zachowywać się bardzo nie w porządku w stosunku do piłkarzy, czego najlepszym przykładem jest Oumar Niasse. Trener od początku nie przepadał za napastnikiem, a sytuacja stała się na tyle kuriozalna, że Senegalczyk został pozbawiony szafki w klubowej szatni. Holender postawiony pod ścianą w końcu pozwolił zagrać napastnikowi, a ten strzelając dwie bramki na wagę zwycięstwa z Bournemouth zapewnił mu kilka tygodni spokoju w pracy.

Gdy były piłkarz Ajaxu i Barcelony w końcu został zwolniony z Goodison Park, na twarzach piłkarzy zaczęła pojawiać się radość. Znaczna część graczy ewidentnie odżyła, w tym wspomniany już Niasse, który z miejsca stał się ważną częścią drużyny. Pod wodzą Davida Unswortha gra nie wyglądała jeszcze zbyt składnie, ale zawodnikom w niebieskich strojach nie można było odmówić zaangażowania. Gdy tymczasowego trenera zastąpił Sam Allardyce, do Liverpoolu wróciły wyniki. Od kiedy były selekcjoner reprezentacji Anglii zasiadł na ławce trenerskiej “The Toffees”, jego zespół wygrał cztery mecze, a także zremisował w derbowym starciu na Anfield Road.

Gdzie w tym wszystkim postać 32-letniego wychowanka Evertonu? No właśnie – w obecnym sezonie “Wazza” notuje niesamowite statystyki, a jego postać po prostu jest kluczowa w zespole złożonym po części z bardzo młodych zawodników. Wayne Rooney nie daje zespołowi tylu bramek co Romelu Lukaku, to jasne, ale według nas daje coś zdecydowanie ważniejszego. Doświadczony Anglik jest niezwykle istotnym graczem środka pola, który nie tylko potrafi w odpowiednim momencie przetrzymać futbolówkę, ale po prostu kontroluje tempo każdej akcji. Co z tego, że cała Premier League zna kółeczka wykonywane przez niego, skoro wciąż gracze wszystkich ekip się na to nabierają? Kolejną niezwykle cenną wartością Rooneya jest poświęcenie w defensywie. W derbowym starciu z Liverpoolem “Wazza” biegał jak nastolatek i wielokrotnie dzięki waleczności udało mu się odzyskać futbolówkę. Do tego wszystkiego dodać trzeba to, do czego dążył ten niezwykle długi wstęp – jego skuteczność.

W obecnym sezonie w całej Europie nie ma zawodnika, który tak często zamieniałby uderzenie na bramki. Do tej pory najlepszy strzelec w historii reprezentacji Anglii oddał 24 strzały, z czego aż 9 lądowało w bramce rywali. To daje mu 37,5% skuteczność, której nie zdołał osiągnąć nikt inny. W Premier League drugi pod tym względem jest Jamie Vardy, ale jego średnia jest znacznie gorsza – zamienia co czwarty strzał na bramkę. Najbliżsi dorównania nowemu liderowi Evertonu są Radamel Falcao, Anotnio Sanabria oraz Mauro Icardi, którzy mogą pochwalić się skutecznością na poziomie 33,33%. Na sam koniec nieco prześmiewczo, z przymrużeniem oka wypada zapytać – Romelu who? Kibice Evertonu mają coraz mniej powodów do zmartwień, tym bardziej, że już w styczniu na Goodison Park powinien trafić klasowy napastnik. Okazuje się jednak, że istnieje życie bez Lukaku.


ZAKŁAD BEZ RYZYKA 110 PLN + BONUS DO 400 PLN

Fortuna - większy bonus dla naszych Czytelników!

  1. Zarejestruj konto na Fortuna za pośrednictwem Gol.pl!
  2. Odbierz zakład bez ryzyka 110 PLN + bonus 100% do 400 PLN.
  3. Szczegóły znajdziesz TUTAJ.
Poprzedni artykułEric Bailly przejdzie operację?
Następny artykułDwaj kluczowi zawodnicy przedłużyli kontrakty z Górnikiem Zabrze