Dani Alves – Nie kryję podziwu dla Guardioli i chęci gry w Premier League

0
dani alves moda

Dani Alves w wywiadzie dla “FourFourTwo” opowiada o swojej modzie, dojeniu krów i drodze do Barcelony, która w czasie jego pobytu była jedną z najlepszych drużyn w historii piłki nożnej.

– W młodości pracowałeś na na farmie – co musiałeś robić? Umiesz wydoić krowę?

– Na farmie robiłem bardzo dużo rzeczy, które są jak jeżdżenie na rowerze – tego nigdy się nie zapomina. Pomagałem we wszystkim, co tylko było do zrobienia: dojenie krów, pielenie chwastów. To jest w zasadzie zajęcie, którego nie polecałbym dzieciom, bo miałem do czynienia z chemikaliami, co było niebezpieczne. Ale jeżeli twoja rodzina jest w naprawdę złej sytuacji, a ty widzisz ojca, który bardzo ciężko pracuje dla całej rodziny, to musisz mu pomóc, niezależnie od wszystkiego.

– Twój styl jest unikalny – skąd czerpiesz inspiracje na tak kolorowe stroje, jakie zaprezentowałeś na przykład na Best FIFA Football Awards 2017?

– Moja inspiracja pochodzi z chęci wyglądania inaczej niż cała reszta. Nie chciałem wyglądać jak inni, więc zainteresowałem się modą.

– Twój instynkt zawsze każe ci biec do przodu, więc czy dobrze czułeś się w roli skrzydłowego zanim stałeś się obrońcą?

– W zasadzie to byłem napastnikiem. Gdy mój ojciec rozpoczął projekt pomagania mi w zostaniu piłkarzem, widział mnie na ataku, strzelającego gole. Byłem numerem 9, czasami 10 lub 11. A potem, kiedy poszedłem do szkoły piłkarskiej, wszyscy chcieli być napastnikami. Nie może jednak istnieć drużyna składająca się tylko z napastników. Być może chodziło o mój wzrost, szybkość czy styl gry, bo byłem w stanie dość szybko przyzwyczaić się do każdej pozycji. Na przestrzeni lat grałem prawie na każdej pozycji, nie byłem tylko bramkarzem.

– Miałeś swoich idoli jak dorastałeś? Jako atakujący obrońca chciałeś naśladować Cafu?

– Dorastając moim największym idolem był mój ojciec. Bardzo kochał piłkę nożną. Kiedy zacząłem rozumieć jego pasję, wkroczyłem w świat piłki i nauczyłem się podziwiać wielkich zawodników. I oczywiście Cafu był zawsze moją inspiracją ze względu na swoją wspaniałą historię i osiągnięcia dla Brazylii.

młody dani alves

– Pamiętasz grę przeciwko i pokonanie Andresa Iniesty w 2003 roku podczas finału World Youth Championship w Brazylii? Czy kiedykolwiek przypomniałeś mu o tym podczas gry w Barcelonie?

– Cóż, oczywiście musiałem porobić sobie trochę żartów z tego! To było wyjątkowe i unikalne doświadczenie dla nas wszystkich. Byliśmy młodzi, marzyliśmy o staniu się profesjonalnymi piłkarzami. Ja miałem to szczęście, że w tamtym czasie grałem już w Europie. Ale mogę powiedzieć, że to zwycięstwo nadal jest wielkim punktem zwrotnym w mojej karierze. Byłem wypożyczony do Sevilli, ale w klubie mieli wątpliwości czy powinienem zostać i zająć jedno z miejsc przeznaczonych dla obcokrajowców.

– W Sevilli grałeś z młodym Sergio Ramosem. Czy mogłeś wtedy przewidzieć, że stanie się wielkim obrońcą? I czy dziwnie było ci być jego rywalem podczas El Clasicos?

– Tak, oczywiście. Sergio już wtedy był świetny. Chciał grać na pozycji bocznego obrońcy, ale wszyscy widzieliśmy jego potencjał w roli środkowego obrońcy – w miejscu, gdzie mógłby osiągnąć większy sukces. Na szczęście dla Sergio, nie mówiąc już o Hiszpanii i Realu Madryt, zgodził się na to i stał się fantastycznym środkowym obrońcą uwielbianym przez cały świat.

Nie sądzę, że osiągnąłby taki sukces na prawej obronie. Oczywiście też mógłby grać tam świetnie – i wielokrotnie tak się działo, między innymi dla Hiszpanii – ale szybko uświadomił sobie, że mógłby stać się jednym z najlepszych na świecie na innej pozycji. Ciężko było grać przeciwko niemu, ale tak się właśnie dzieje, kiedy grasz w Madrycie lub Barcelonie – to coś jak klauzula w kontrakcie. Ale rywalizacja nie powinna wychodzić poza boisko.

– Jak blisko byłeś podpisania kontraktu z Liverpoolem w 2006 roku? Wkurzyłeś się, kiedy w końcu cała sprawa upadła?

– Z Liverpoolem miałem już prawie zaklepany kontrakt. Ale z jakichś powodów nie udało się całej sprawy dokończyć na ostatniej prostej, chociaż naprawdę nie wiem dlaczego, jako że to nie ja prowadziłem negocjacje. Miałem inne osoby, które mnie wtedy reprezentowały. Nie jestem pewien dlaczego sprawy tak się potoczyły, ale później w mojej karierze wydarzyło się coś podobnego, podczas negocjacji z Chelsea i Realem.

Oczywiście wszystko się szczęśliwie skończyło dla Cules [kibiców Barcelony] i dla mnie, bo miałem szansę napisać piękną historię na Camp Nou.

dani alves sevilla

– Miałeś podobno konflikt z byłym prezesem Sevilli, Jose Marią del Nido, bo chciałeś przejść do Chelsea. Czy to prawda, że postanowiłeś zostać ze względu na lojalność wobec tragicznie zmarłego kolegi z drużyny, Antonio Puerty?

– Słyszałem, że prezes Sevilli opowiadał jakieś idiotyzmy, że moja sytuacja była dla mnie ważniejsza niż to, co wydarzyło się z Antonio, że nie dbałem o to. W tamtym momencie też cierpiałem, na pewno bardziej niż oni. Antonio był kolegą z drużyny i przyjacielem, człowiekiem, który wniósł do naszej szatni bardzo wiele radości. Tak więc był to dla mnie bardzo trudny czas, ale tak naprawdę chciałem odejść już wcześniej, przed tą wielką tragedią.

Potem, kiedy moje rozmowy z Chelsea nie poszły tak dobrze jak oczekiwałem, postanowiłem niczego nie forsować, aby okazać szacunek Puercie. Ale to była moja decyzja, nikogo innego. W tamtym czasie miałem już podjętą decyzję, że mój czas w Sevilli się kończy i szukałem nowych wyzwań. Chciałem wygrywać trofea, których nie byłem w stanie zdobywać będąc w Sevilli. Byliśmy blisko, ale to mi nie wystarczało.

– Kontrakt z Barcą podpisałeś dokładnie dzień po tym, gdy Pep Guardiola oficjalnie przejął stanowisko trenera. Czy to on sprowadził Cię do klubu?

– Tak przypuszczam, chociaż nie mam dostępu do informacji czy Pep poprosił o ten transfer. Ale jakieś pół roku przed otwarciem okienka transferowego zostałem poinformowany o zainteresowaniu Barcelony, a ja powiedziałem, że chciałbym dla nich grać ze względu na historię Brazylijczyków w tej drużynie, wspaniałość klubu i styl ich gry.

Tak więc było to bardzo owocne połączenie i zawsze będę wdzięczy Pepowi i Joanowi Laporcie za to, że dali mi szansę stać się wielką gwiazdą w piłce.

– Jak ciężko było ci grać w tamtym półfinale Ligi Mistrzów z Chelsea w 2009 roku, wiedząc, że nie będziesz mógł zagrać w finale w Rzymie. Iniesta strzelił wtedy zwycięskiego gola w ostatniej chwili – myślisz, że Barcelona miała wtedy szczęście?

– Cóż, w tego typu sytuacjach nie ma czasu na zastanawianie się nad tym co się wydarzy – skupiasz się wyłącznie na swojej grze. Wszyscy wiedzieliśmy, że mecz podąża w trudnym kierunku, ale ani na moment nie straciliśmy wiary w awans.

Nie wydaje mi się, że mieliśmy szczęście – wierzę, że zasłużyliśmy na awans do finału. To był dowód na to, że w piłce nożnej naprawdę wszystko może się wydarzyć, jeżeli wszyscy robią to, co do nich należy. Wszyscy byliśmy na to nastawieni i dostaliśmy nagrodę w postaci podróży do Rzymu. Sama możliwość gry w finale Ligi Mistrzów byłaby wtedy najwyższym punktem w mojej karierze, ale wiedziałem, że piłka nożna ma dla mnie jeszcze coś w zanadrzu.

Dwa lata później miałem możliwość zagrania w finale na Wembley i naprawdę nie ma nic bardziej spektakularnego. W każdym razie nadal celebruję finał, który opuściłem, zupełnie jakbym grał w nim przez 90 minut. W pewnym sensie tak właśnie było, nawet jeżeli nie było mnie na boisku. Duchem byłem tam z kolegami z drużyny i jestem pewien, że zrobiłem swoje, żeby dodać swoją cegiełkę do tego sukcesu.

dani alves liga mistrzów

– Czy to była najlepsza drużyna Barcelony podczas Twojego pobytu w tym klubie?

– Tak, zdecydowanie tak było. Rozmawiając z kilkoma ekspertami piłkarskimi, dowiedziałem się, że nie wyobrażają sobie drugiej równie wspaniałej drużyny jak Barcelona z 2011 roku. To są ludzie, którzy śledzą piłkę od bardzo długiego czasu i twierdzą, że nigdy nie widzieli czegoś takiego. Byliśmy żywą definicją gry zespołowej. Jedliśmy, piliśmy i oddychaliśmy piłką nożną, tak więc moment naszego zwycięstwa w Lidze Mistrzów był nagrodą za cały ten wysiłek.


Bukmacher LVbet – tak jak my – także nie próżnuje i wystartował z nową promocją, w której każdy z nas może wygrać dodatkowe 20 PLN bonusu. Wystarczy, że na jednym kuponie będziesz miał zdarzenia z obu meczów naszych Orłów i twój kupon okaże się wygrany!

Odbierz 20 PLN bez depozytu!

baner-lvbet-gol-728x90

ŹRÓDŁOFourFourTwo
Poprzedni artykułRzeczywistość zaskoczyła Alexisa Sancheza. “Spodziewałem się czegoś lepszego”
Następny artykułAubameyang zdradził, dlaczego wybrał reprezentację Gabonu