Od Shearera do Mięciela: Ajax – Synowie Bogów, dzieci przeciętności

0

Pojęcie kryzysu drużyny piłkarskiej jest wyjątkowo względne. Oczywiście są przykłady klasyczne (vide podejmowany niedawno przeze mnie AC Milan), ale taki Ajax Amsterdam, o którym dziś przeczytacie, musi być ujmowany w innych kategoriach.

Weźmy pierwszą połowę lat osiemdziesiątych: AFC nie jest w stanie przejść pierwszej rundy w europejskich pucharach, ale jednocześnie zostaje trzykrotnym mistrzem Holandii. Dość wyraźnie górując nad Feyenoordem i PSV w czasach, gdy były to solidne firmy. Jakie nastroje w Amsterdamie? Zdecydowanie kryzysowe.

Kolejne lata? Ajax zdobywa Puchar Zdobywców Pucharów w 1987 roku, dociera do finału tych rozgrywek w roku następnym. Ale na siedem sezonów w latach 1985-1991 na krajowym podwórku piłkarze reprezentujący holenderską stolicę konstytucyjną sześciokrotnie dostają baty od rywali z Eindhoven, którzy prali ich także w Pucharze KNVB. Nastroje? Kryzysowe oczywiście.

Klub od lat miał wielkie ambicje. Zespół Cryuffa, Kiefta, van’t Schipa, van Bastena i Rijkaarda musiał dominować na krajowym podwórku i nie mógł zadowalać się dobrymi wynikami w europejskich rozgrywkach pocieszenia. Leo Beenhakker bynajmniej nie odszedł na tarczy, jednakowoż nie wyjeżdżał do Madrytu w glorii chwały. Gdy 40-letni Louis van Gaal przejmował stery Ajaxu, w trenerskich encyklopediach był nikim. Ot, lokalny chłopak stąd: za słaby jako piłkarz (karierę związał w lokalną Spartą), pomagier biednego Spitza Kohna, uczeń Beenhakkera, kolejny „wariant przejściowy”.

Ale otrzymawszy w końcu wolną rękę van Gaal zaskoczył wszystkich: okazało się, że jest świetnym selekcjonerem, szkoleniowcem i taktykiem. Na dzień dobry wygrał Puchar UEFA, co udało się w dużej mierze dzięki zaufaniu, jakie wykazał wobec młodego Dennisa Bergkampa. W 1993 roku Bergkamp (razem z Wimem Jonkiem) odszedł jednak do włoskiego Interu, a nową amsterdamską „dziesiątką” został Fin Jari Litmanen. Ajax w końcu zaczął dominować w Eredivisie, aż wreszcie przyszedł sezon 1994-1995 i klub był znów najlepszym z najlepszych.

Ajax miał wówczas, potocznie mówiąc, „pakę”: w bramce Edwin van der Sar, w obronie weterani Frank Rijkaard i Danny Blind w gęstym koktajlu z młodszymi Winstonem Bogarde, Michaelem Reizigerem oraz Frankiem de Boerem. W środku pola brat Franka, Ronald, Tarik Oulida oraz twarda dziczyzna w osobach Clarence’a Seedorfa i Edgara Davidsa. Na skrzydłach – ultraszybcy i wytrzymali Kiki Musampa, Marc Overmars i George Finidi. Z przodu – Jari Litmanen, Peter van Vossen oraz brylanciki Patrick Kluivert i Nwankwo Kanu.

Ajax jak burza przeszedł fazę grupową Ligi Mistrzów. Dwukrotnie 2:0 pokonał wielki AC Milan, a punkty niespodziewanie tracił tylko w spotkaniach z SV Salzburg Otto Barica. W pierwszym, wyjazdowym meczu ćwierćfinałowym (i meczu „polskim”: z Hajdukiem, który w eliminacjach ograł warszawską Legię, i z Ryszardem Wójcikiem w roli arbitra), Ajax zremisował z zespołem ze Splitu 0:0. Mało tego – w drugiej połowie rozpaczliwie bronił wyniku. Rewanż był jednak popisem piłkarzy Ajaxu, a bramki Kanu i Franka de Boera (dwie) przypieczętowały awans zespołu do fazy półfinałowej.

W półfinale Ajax mierzył się z Bayernem Monachium Giovanniego Trapattoniego. Bayernem z Babbelem, Ziege, Helmerem, Hamannem, Schollem i Witeczkiem. Z wyjazdowego spotkania zawodnicy AFC przywieźli cenny remis. U siebie zwyciężyli aż 5:2, zaskakując monachijczyków przede wszystkim dwoma golami do szatni i kolejną bramką, strzeloną zaraz po gwizdku rozpoczynającym drugą połowę.

Na końcu drogi stanęli żądni rewanżu za porażki w fazie grupowej piłkarze AC Milan. Zespół Fabio Capello bronił tytułu, w poprzednich rundach fazy pucharowej nie stracił żadnej bramki. Ale na wiedeńskim Ernst Happel Stadion to Ajax postawił kropkę nad „i”. Mecz był twardy i wyrównany, na boiskowe poczynania swoich podopiecznych emocjonalnie reagowali obaj szkoleniowcy. Druga połowa należała do Milanu: Marco Simone był w szczycie swej kariery, Albertini i Boban wygrywali indywidualne pojedynki bądź byli faulowani przez Edgara Davidsa. Równie nieprzejednany w swej surowości był jednak Marcel Desailly.

Instynkt van Gaala kazał mu zakomenderować rozgrzewkę niespełna dziewiętnastoletniemu Patrickowi Kluivertowi,  dla którego kończący się właśnie sezon był debiutanckim. To właśnie Kluivert w 85. minucie rozstrzygnął losy spotkania, zapewniając amsterdamskim kibicom wyczekiwane od 22 lat trofeum.

Statystycy i obserwatorzy rozpływali się w superlatywach. Wskazywali na wyjątkowość zespołu van Gaala pod względem liczby wychowanków, liczby graczy w wieku juniorskim i ich profesorskiego zgrania z kilkoma piłkarzami żyjącymi jesienią swych karier. Wychwalano nieustępliwość i skuteczność Davidsa i Seedorfa, ogromny potencjał Nigeryjczyków, szybkość skrzydłowych, jakość zmienników, bramkarską pewność van der Sara.

Zachowując trzon drużyny (odeszli tylko Rijkaard i Seedorf), van Gaal potrafił dotrzeć do finału Ligi Mistrzów także w przyszłym roku. W fazie grupowej „de Godenzonen” stracili tylko dwa punkty i jedną bramkę, między innymi dwukrotnie bijąc Real Madryt. W ćwierćfinale bezproblemowo odprawili Borussię Dortmund. W półfinale (tym razem nie bez problemów) przeskoczyli rewelacyjny Panathinaikos Ateny z Józefem Wandzikiem i Krzysztofem Warzychą. W wielkim finale zremisowali z Juventusem Turyn 1:1, by polec w konkursie rzutów karnych. Obronione przez Peruzziego uderzenie Davidsa było jego ostatnim strzałem w barwach AFC, obroniony strzał Sonny’ego Silooya był jego ostatnim wielkiej piłce. Wkrótce Ajax rozsypał się jak domek z kart, a wiatr zniszczenia powiał z Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.

Prawo Bosmana okazało się mieczem obosiecznym. Z jednej strony ukróciło wszechwładność klubów w kwestii przyszłości zawodników, z drugiej – przyczyniło się do zniszczenia potęgi klubów opartych na wychowankach i skumulowania piłkarskiej siły w talii najbogatszych drużyn z najsilniejszych lig świata.

No mocy prawa Bosmana w krótkim czasie odeszli Edgar Davids, Michael Reiziger czy Winston Bogarde. „Po wejściu w życie prawa Bosmana wszystko się zmieniło. W 1997 roku Patrick Kluivert przeszedł do Milanu, a my nie dostaliśmy nic, mimo, że szkoliliśmy go od 12 roku życia” – ubolewał Michael van Praag, prezydent Ajaksu. Po trzech latach od przegranego finału z Juventusem ze zwycięskiej drużyny pozostał jedynie rezerwowy bramkarz Fred Grim.

Pod koniec ubiegłego stulecia rozbity Ajax potrafił zajmować piąte i szóste miejsce w Lidze. Po latach odzyskał pozycję w kraju, ale na arenie międzynarodowej istnieje jako statysta. Podobnie jak większość klubów spoza „wielkiej czwórki” najsilniejszych lig. Czymże jest dotarcie do finału brzydkiej, ubogiej Ligi Europy w ubiegłym sezonie? Wszystkim wobec tego, co trwa rok później. Jak daleko bowiem od najlepszych jest klub, który najpierw przegrywa z OGC Nice w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów 2017-18, a następnie dwukrotnie ulega Rosenborgowi Trondheim w eliminacjach do fazy grupowej Ligi Europy?

Drży powieka, a pod nią pęcznieje łza, gdy widzi się Justina Kluiverta, który tak doskonale przypomina ojca. Na to, by z Ajaxem osiągnął tyle, co Patrick, nie ma jednak żadnych szans. Albo osiemnastolatek nie spełni oczekiwań i wsiąknie w przeciętność Eredivisie, albo rozwinie skrzydła i odfrunie do kogoś z wielkich. Brakuje tamtej piłki; tej wyrównanej i nieprzewidywalnej.

Poprzedni artykułArsene Wenger potrzebuje nowych pomysłów, aby zatrzymać zgniliznę Arsenalu Londyn
Następny artykułTransfery La Liga: Philippe Coutinho, Diego Costa i wiele innych