Roberto Baggio, ikona włoskiej piłki, opowiada w wywiadzie o swojej karierze, najszczęśliwszym momencie i o tym, dlaczego ceni sobie wspomnienie z Pasadeny mimo niesławnego rzutu karnego.
Rzuty karne
W fazie grupowej MŚ w 1994 roku w USA Roberto Baggio gola nie strzelił, a Włosi ledwo awansowali do kolejnej rundy po tym, jak wszystkie drużyny w ich grupie miały taką samą liczbę punktów. Jednak 1/8 finału z Nigerią, ćwierćfinał z Hiszpanią i półfinał z Bułgarią to już koncert Baggio, który strzelając pięć goli w zasadzie w pojedynkę poprowadził reprezentację do wielkiego finału, w którym rywalem była słynna Brazylia. Po bezbramkowym remisie o losach meczu miały rozstrzygnąć rzuty karne. Potężne pudło Roberto Baggio na stałe zapisało się w historii piłki nożnej i chociaż minęło już ponad 20 lat, z pewnością każdy, kto był jego świadkiem, będzie w stanie przypomnieć sobie tamten moment.
Euro w 1996 roku Roberto Baggio ominął z powodu kontuzji, która zaważyła na jego dalszej karierze, ale podczas mundialu w 1998 roku ponownie miał pomóc reprezentacji w zajęciu wysokiego miejsca. Pierwszy mecz Włosi grali z Chile i w 85. minucie przegrywali 1:2. Wtedy sędzia podyktował rzut karny, a 31-letni Baggio wziął na siebie ciężar doprowadzenia do remisu. Musiał zmierzyć się ze swoimi demonami i to nie tylko po to, by Włosi nie przegrali tego meczu. Co miał w głowie w tamtym momencie? Czy myślał wtedy o finale sprzed czterech lat?
Oczywiście, że o tym myślałem. Było to nieuniknione, ale wiedziałem też, że muszę zdobyć bramkę. W innym wypadku musiałbym wejść do głębokiej dziury i nigdy więcej z niej nie wyjść.
Baggio doprowadził do remisu, strzelając po ziemi w róg bramki strzeżonej przez Nelsona Tapię – zupełny kontrast w porównaniu do tamtego niesławnego strzału.
Ten strzał zabił duchy 1994 roku. Wspomnienie to zżerało mnie przez cztery lata. Jak się czułem po tym pudle w Pasadenie? Dokładnie tak, jak możecie sobie wyobrazić.
Niezwykła kariera
Kariera Roberto Baggio była niezwykła, chociaż zapewne nie taka, jaką by sobie wyobrażał lub nawet jak ją pamiętamy. Był najlepszym piłkarzem na świecie w latach 1992-1994 (przynajmniej), grał dla najlepszych klubów Serie A, był jednym z tych rzadkich piłkarzy (jak Diego Maradona), który sprawił, że mundial kojarzył się tylko z nim (USA 1994). Wyróżniała go technika, piękne gole, kucyk… Mimo wszystko Baggio zdobył w swojej karierze zaledwie cztery trofea, w których tylko dwa były mistrzostwami kraju, żaden triumfem w Lidze Mistrzów czy na arenie międzynarodowej.
Ale nic z tego mogło się nie wydarzyć, ponieważ w wieku osiemnastu lat usłyszał od lekarza, że nigdy więcej nie zagra w piłkę. Diagnoza po kontuzji była brutalna, ale Baggio nie zamierzał się poddawać.
Moim największym osiągnięciem było z każdym kolejnym meczem udowadnianie, że lekarz się mylił.
Osiągnięcie to było o tyle bardziej imponujące, że piłkarz miał alergię na środki przeciwbólowe.
Nauczyłem się żyć z bólem.
Mimo tego Roberto Baggio nie tylko grał. On cieszył się każdym kontaktem z piłką, co udzielało się widzom na stadionach.
Jeżeli mogłem spróbować jakiegoś magicznego zagrania, to to robiłem. Zawsze jednak w efektywny sposób. Jeśli mogłem zagrać dobrze i pięknie, to tak właśnie chciałem to zrobić. Robiłem to, co czułem, co przychodziło mi naturalnie.
Fantazja i szczęście
Interesującym aspektem graczy o takiej fantazji jest to, o czym myślą w tak kreatywnych chwilach. Niektórzy mówią, że o niczym, ponieważ kieruje nimi instynkt. Inni, jak Denis Bergkamp twierdzą, że mają wrażenie, że czas zwalnia. Co ma do powiedzenia na ten temat Roberto Baggio?
Czas dla mnie nigdy się nie zatrzymywał. Leciał aż za szybko. Był to bardziej proces myślowy niż instynkt. Składał się on z decyzji podejmowanych w ułamku sekundy, bazując na tym, co działo się wcześniej i co działo się wokół mnie. Czasem szło dobrze, czasem nie do końca. Lubiłem strzelać gole, ale lubiłem też umożliwiać to innym. Było to bardzo satysfakcjonujące.
Kariera Baggio to Vicenza, Fiorentina, Juventus, Milan, Bologna, Inter, ale często uważa się, że najszczęśliwszy był w ostatnich czterech sezonach, które spędził w Brescii. W 101 meczach zdobył 46 goli i podrzędny klub dwukrotnie doprowadził do gry w Pucharze UEFA. Czy były piłkarz potwierdza te opinie?
Wszędzie, gdzie grałem, miałem w sobie radość z gry, ponieważ kochałem to robić, ale pobyt w Brescii wiązał się z nieco mniejszą presją. Może nawet nie mniejszą, bo presja była taka sama, ale nieco inna. Może dlatego ludzie postrzegali mnie jako bardziej szczęśliwego. Ja nie miałem jednak problemu z presją, podobała mi się!
Być może właśnie dlatego Roberto Baggio potrafi docenić wspomnienie z tamtych mistrzostw świata.
Jeśli miałbym wybrać jeden najszczęśliwszy moment w mojej karierze, to musiałbym ograniczyć się do lat 1993-94. Wygrałem wtedy Złotą Piłkę i zagraliśmy w finale MŚ. Tak, finał ten potoczył się, jak się potoczył, ale prawdopodobnie ponownie zostałbym najlepszym piłkarzem świata, gdybym strzelił tego karnego. Te dwa lata podobały mi się najbardziej. Przegrałem wiele finałów i to było trudne. I smutne, a smutek ten pozostaje z tobą, ale zawsze czerpałem wielką radość z gry.
Zawsze miał również jeden cel w piłce nożnej – i nie było to zdobycie Pucharu Świata.
Chciałem uszczęśliwiać ludzi.
Zdanie to podsumowuje karierę Roberto Baggio o wiele lepiej niż jakikolwiek rzut karny.