Puchar Anglii – Mateusz Klich jest jak Arsenal. Także nie zagra w czwartej rundzie FA Cup

0

W niedzielę czekały na nas cztery spotkania Pucharu Anglii, w których nie zabrakło niespodzianek. W najciekawszym z nich Arsenal przegrał na wyjeździe z Nottingham Forest. Z faworytów nie zawiódł tylko Tottenham.

Mateusz Klich i jego Leeds United kończą przygodę z Pucharem Anglii

Niedzielę z FA Cup zaczęliśmy w Walii, gdzie czwartoligowe Newport County AFC podjęło Leeds United, którego barwy reprezentuje Mateusz Klich. Polak spędził cały mecz na murawie, ale nie pomógł swojej ekipie w awansie do kolejnej rundy. Ekipa naszego rodaka zaprezentowała się fatalnie, choć to właśnie oni jako pierwsi objęli prowadzenie. Na początku spotkania dość szczęśliwego gola zdobył Gaetano Berardi. Bramkarz gospodarzy, Joe Day, przepuścił piłkę kopniętą z znacznej odległości i lecącą – niezbyt szybko – w sam środek bramki.

Jednak dalsza postawa gospodarzy zasługuje już na tylko same pochwały. Ekipa Newport miała znaczą przewagę i gniotła teoretycznie silniejszego rywala. W drugiej połowie walijska drużyna praktycznie nie schodziła z połowy Leeds i została za to jak najbardziej wynagrodzona. W 76. minucie mocne dośrodkowanie z prawej strony do własnej bramki skierował Conor Shaughnessy. Gospodarze chcąc awansować poszli za ciosem i gola na wagę promocji do dalszej rundy strzelili w 89. minucie. Shaun McCoulsky zdobył bramkę po mocnym strzale głową z dośrodkowania z rzutu rożnego.

Końcówka spotkania była gorąca. Mecz został przedłużony o pięć minut, a już w pierwszej doliczonej minucie sędzia usunął z boiska rezerwowego gości, Samuela Saiza. Doszło do szarpaniny i przepychanki, ale wszystko to było spowodowane frustracją piłkarzy Leeds, którzy kompletnie oddali pole swoim dzisiejszym rywalom. Warto nadmienić, że w ten sposób Newport zrewanżowało się Pawiom za porażkę 1:5 w Pucharze Ligi w sierpniu ubiegłego roku.

Newport County AFC – Leeds United 2-1 (0-1)

0-1 Berardi (9’)

1-1 Shaughnessy (76’, sam.)

2-1 McCoulsky (89’)

West Ham remisuje z trzecioligowcem

Od takiej drużyny jak West Ham oczekuje się, że nie będzie miała żadnych problemów z taką ekipą jak Shrewsbury i bez problemu awansuje do kolejnej rundy. Rzeczywistość okazała się jednak inna. To gospodarze zamknęli londyńską ekipę na ich własnej połowie i nie pozwolili zagrozić bramce Deana Hendersona. Dość powiedzieć, że Młoty oddały zaledwie dwa celne strzały! Drużyna Davida Moyesa zachowywała się jakby była w letargu, o co można obwinić natężony terminarz. Goście zagrali trzeci mecz w przeciągu sześciu dni!

Nie zmienia to jednak faktu, że Shrews wykorzystali zmęczenie swojego rywala i na jego tle zaprezentowali się naprawdę imponująco. Teraz na Stadionie Olimpijskim w Londynie powalczą o awans do czwartej rundy, co byłoby ich drugim awansem do tej rundy na przestrzeni 14 lat.

Shrewsbury – West Ham 0-0 (0-0)

Pierwsza połowa na remis, ale w drugiej Tottenham pokazuje klasę

Po pierwszej połowie mogliśmy przeczuwać niespodziankę. Wimbledon kompletnie nie istniał na tle Tottenhamu, ale musimy powiedzieć, że nie pękał przed ekipą z Premier League. Goście bronili się naprawdę dzielnie i mieli do tego furę szczęścia. Jednak sił na obronę starczyło im tylko na 63 minuty. Właśnie wtedy do akcji cały na biało wkroczył on, Harry Kane. Anglik w przeciągu dwóch minut zapakował dwie bramki i było jasne, że The Dons wrócą do domu z pustymi rękoma. Szczególnie, że chwilę później gości dobił Jan Vertonghen.

Koguty przejechały się po Wimbledonie atomowym walcem. Po gościach nie została nawet mokra plama – o czym najlepiej świadczą statystyki z tego meczu. 80% czasu gry przy piłce był Tottenham, który miał aż 27 sytuacji podbramkowych. 3:0 to był najniższy wymiar kary.

Tottenham – Wimbledon 3-0 (0-0)

Harry Kane (63’)

Harry Kane (65’)

Jan Vertonghen (71’)

Arsenal za burtą FA Cup

Najciekawszy mecz został jednak nam na sam koniec. Arsenal przyjechał na City Ground, gdzie zmierzył się z Nottingham Forest. Gospodarze to dopiero 14. drużyna zaplecza Premier League, więc zdecydowanym faworytem bukmacherów byli goście z Londynu. Za wygraną Kanonierów Fortuna płaciła po kursie 1,55, gdy ten na gospodarzy wynosił 5,70.

Mecz od samego początku był toczony w dobrym tempie i czuć było, że bramki są kwestią czasu. I rzeczywiście tak było. Pierwszego gola zobaczyliśmy w 20. minucie, kiedy to Eric Lichaj strzałem głową zaskoczył Davida Ospinę. Radość gospodarzy nie trwała jednak zbyt długo. Zaledwie trzy minuty później do wyrównania doprowadził Per Mertesacker. Niemiec po zamieszaniu w polu karnym umieścił piłkę w siatce i mecz zaczął się od nowa. Arsenal notował lekką przewagę, ale Tricky Trees nie byli bierni. Tuż przed przerwą na listę strzelców ponownie wpisał się Lichaj. Uderzenie Amerykanina można umieścić w cyklu stadiony świata. Do przerwy mieliśmy małą niespodziankę.

W drugiej połowie Arsenal dalej grał bez żadnego pomysłu na grę. Kanonierzy nie potrafili stworzyć sobie żadnej groźnej sytuacji pod bramką Smitha, co zemściło się na nich w 64. minucie. Rob Holding w polu karnym sfaulował zawodnika gospodarzy i Jonathan Moss bez wahania wskazał na wapno. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Ben Brereton, który bez żadnych problemów umieścił ją w siatce. W 79. minucie szanse gości na awans przedłużył Danny Welbeck, który wykorzystał fatalny błąd bramkarza Nottingham. Co z tego, skoro Mathieu Debuchy zamienił się na mózgi z amebą i sprokurował kolejny rzut karny. Jedenastkę na gola zamienił Kieran Dowell, ale powiedzmy sobie szczerze, że ten gol nie powinien zostać uznany. Pomocnik gospodarzy przy wykonywaniu tego stałego fragmentu gry dwukrotnie dotknął piłki.

Arsenal bez Sancheza, Ozila i Xhahki był bezzębny. Na City Ground nie zaprezentował nic ciekawego i Nottingham Forest zasłużenie awansowało do dalszej rundy.

Nottingham Forest – Asrenal 4-2 (2-1)

1-0 Lichaj (20’)

2-0 Mertesacker (23’)

2-1 Lichaj (44’)

3-1 Brereton (64’– rzut karny)

3-2 Welbeck (79’

4-2 Dowell (85’ – rzut karny)


Zarejestruj konto na Fortuna za pośrednictwem Gol.pl!

baner-fortuna-gol

Poprzedni artykuł400 spotkań Leo Messiego w Primera Division w liczbach
Następny artykułPrimera Division – Real znów traci punkty, jubileusz Messiego