Od Shearera do Mięciela: U boj, u boj, za narod svoj!

0

Mieszkańcy Półwyspu Bałkańskiego w stereotypowym ujęciu to ludzie obdarzeni gorącą krwią, porywczy, nieprzejednani i całkowicie poświęcający się sprawie, o którą walczą. Wszystko to tylko potwierdziło i uwydatniło pasmo zbrojnych konfliktów, które targało obszarem w ostatnich dekadach minionego tysiąclecia. Antropologia także na karb silnych charakterów zrzucała całą tę brutalność i niezdolność do kompromisów.

Jugosłowiańscy piłkarze grali w rytmie swych serc. Nigdy nie odpuszczali. Ich historia pamiętała brąz na pierwszych mistrzostwach świata i dwa wicemistrzostwa Europy w latach sześćdziesiątych. Pamiętała waleczność i nieustępliwość Dżajicia, Zebecia, Bobeka, Miticia, Boskova, Galicia. Prawdziwie złota generacja rodziła się jednak w latach osiemdziesiątych, na barkach zespołu, który w 1987 roku zdobył mistrzostwo świata U-20. Aktem jej koronacji miały być rozgrywki Euro ‘92.

Jugosłowianie przez eliminacje przeszli jak burza i słusznie uznawani byli za jednego z faworytów, a co najmniej głównego czarnego konia imprezy. Dalsze losy turnieju znamy – podopieczni Ivicy Osima zostali wykluczeni z turnieju, a zastępująca ich reprezentacja Danii, której zawodników naprędce zbierano z urlopów, sięgnęła po tytuł mistrzowski. Piłkarze tworzący znakomity zespół rozsypali się po pięciu nowoutworzonych federacjach.

Wielu klasowym graczom przerwano piękny sen o zdobyciu futbolowej Europy. Żadnej z nowych federacji nie udało się dopełnić formalności, by móc powalczyć w kwalifikacjach do Mistrzostw Świata w USA. Złota generacja, potrzebująca prawdziwej walki, przez lata musiała grywać o pietruszkę. I czekać. I liczyć na to, że potencjał nie zostanie zaprzepaszczony.

Okres wyczekiwania najlepiej wytrzymali Chorwaci. Wielka próba nadeszła już pod koniec 1994 roku, gdy wystartowały eliminacje do Mistrzostw Europy w Anglii. Stery w kadrze objął Miroslav Blażević. Chorwacja wygrała swą grupę kwalifikacyjną, wyprzedzając m.in. Włochów i bijąc ich na wyjeździe.

Dla wielu zawodników był to najlepszy czas ich kariery (27-28 lat), dla niektórych była to jedyna szansa na zaistnienie w reprezentacji na międzynarodowej arenie po latach wyczekiwania. Dowodzona przez Slavena Bilicia, Roberta Prosineckiego, Zvonimira Bobana, Alena Boksicia i Roberta Jarniego ekipa poradziła sobie w grupie D. Swoistego smaczku dodał fakt zwycięstwa nad obrońcami tytułu, drużyną Danii, które wyrzuciło podopiecznych Richarda Moellera Nielsena za burtę Euro.

Przygoda Chorwatów zakończona została jednak już w ćwierćfinale przez znakomitych Niemców, którzy później wygrali cały turniej. W lipcu 1996 roku, w małym sklepiku w miejscowości Przezmark na Powiślu, po raz pierwszy w życiu osobiście kupiłem egzemplarz „Piłki Nożnej”, z Pawłem Skrzypkiem na okładce. Ostatnia strona zawierała dwa mini-plakaty drużyn grających na Euro. Na jednym z nich widnieli Chorwaci. Ujęcie było straszne, ich twarze były naświetlone, oczy czerwone i czarne. Wyglądali jak mordercy. Wyglądali na takich, co to nie odpuszczają.

I team Blażevicia nie zamierzał odpuszczać. Najlepsi zawodnicy byli coraz starsi, ale za bardzo pragnęli sukcesu dla siebie i rodaków, by pozwalać swym ciałom zbliżać się do granicy profesjonalnej eksploatacji. W eliminacjach do Mistrzostw Świata ’98 los znów połączył Chorwatów i Duńczyków. Tym razem Duński Dynamit okazał się lepszy. Dodatkowo chorwacka drużyna, by awansować do baraży, musiała w ostatniej kolejce zwyciężyć na trudnym, słoweńskim terenie. Założenie się powiodło, a w play-offach Hrvatska wyeliminowała Ukraińców. Bohaterowie artykułu jednak uważani byli za faworytów do wielkich rzeczy tylko przez największych optymistów.

Losowani z drugiego koszyka podopieczni Blażevicia trafili dość dobrze – w grupie H, oprócz faworyzowanej Argentyny, mieli do „przejścia” Japończyków i zupełnych outsiderów z Jamajki. Trzon zespołu stanowili członkowie Złotej Generacji – Drażen Ladić, Igor Stimać, Goran Jurić, Slaven Bilić, Aljosa Asanović, Robert Prosinecki, Davor Suker, Zvonimir Boban, Ardian Kozniku, Zvonimir Soldo, Robert Jarni i Goran Vlaović. Do składu dołączyli gracze młodsi, obiecujący i jednakowo zdeterminowani – Silvio Marić, Mario Stanić, Igor Tudor czy Dario Simić. Z różnych względów na turniej nie pojechali Nikola Jerkan, Igor Pamić, skłócony z selekcjonerem Igor Cvitanović czy kontuzjowany Alen Boksić.

W pierwszym meczu Chorwacja planowo przebrnęła potencjalnie najłatwiejszą przeszkodę, ogrywając Jamajkę w stosunku 3:1. Cięższe warunki narzucili japońscy podopieczni Takeshiego Okady – jedyną bramkę spotkania strzelił w 77. minucie Davor Suker. Nie udało się natomiast sprostać naszpikowanej gwiazdami reprezentacji Argentyny.

Chorwaci awansowali z drugiego miejsca, lecz nie trafili źle, bo grupę G niespodziewanie wygrała Rumunia. Ale Anghel Iordanescu przywiózł do Francji własną, w całości przefarbowaną na blond „Złotą generację” z Gheorghem Hagim na czele. Pojedynek był twardy i wyrównany, a jedyny gol padł z rzutu karnego w doliczonym czasie pierwszej połowy. Dzięki wykorzystaniu „jedenastki” Davor Suker strzelił swą trzecią bramkę w turnieju, a Hrvatska awansowała do ćwierćfinału.

W najlepszej ósemce czekali Niemcy. Chorwaci według analityków i obserwatorów już osiągnęli swój plan optimum – mieli teraz zostać pożarci przez Klinsmanna i spółkę, a mimo to wrócić do kraju z tarczą. Ale Chorwaci, spoglądający na mnie z plakatu z „Piłki Nożnej”, nie zadowalali się spełnianiem oczekiwań.

Berti Vogts zaniepokojony był postawą swych zawodników przez pierwsze 40. minut, ale potem było tylko gorzej. Czerwoną kartką ukarany został Christian Woerns. Trener przesunął Lothara Matthausa z pozycji libero w linię z Jurgenem Kohlerem, ale Niemcy nie byli odpowiednio przygotowani na obronę w takim ustawieniu. Gola do szatni strzelił Jarni.

W drugiej połowie Chorwacja nastawiła się na kontry i stałe fragmenty gry, a grający w osłabieniu rywale nie potrafili przebić się do bramki Ladicia. Pod koniec meczu Niemcy grali czterema napastnikami, co wykorzystali piłkarze Blażevicia, kąsając przeciwników jeszcze dwukrotnie. Piłkarski świat był w szoku.

Zainteresowanie Mundialem w Chorwacji było już przeogromne. Kraj-debiutant, który jeszcze kilka lat wcześniej dopinał formalności w UEFA, dotarł do półfinału Mistrzostw Świata w towarzystwie potęg. Spotkanie z gospodarzami – reprezentacją Francji – rozpoczęło się bezbramkowo, ale bynajmniej nie spokojnie. Na otwarcie drugiej części gry Davor Suker pokonał Fabiena Bartheza, ale radość jego kompanów nie trwała długo. Szybko odpowiedział ten, który nie trafiał nigdy – prawy obrońca Lilian Thuram. Po 23 minutach dołożył drugiego gola i nawet czerwona kartka, którą chwilę później ukarany został Laurent Blanc, nie pomogła Bobanowi i spółce wedrzeć się do wielkiego finału.

Pozostał mecz o trzecie miejsce, w którym Hrvatska miała zmierzyć się z faworyzowanym zespołem Holandii. Guus Hiddink miał zespół niesamowicie zgrany i kompletny, który w ćwierćfinale ograł wielką Argentynę, a w półfinale dopiero w konkursie rzutów karnych uległ Brazylijczykom z Ronaldo, Rivaldo i Bebeto.

Mecz rozpoczął się świetnie dla zawodników spod znaku czerwono-białej szachownicy. Na bramkę Roberta Prosineckiego pięknym strzałem odpowiedział jednak Boudewijn Zenden. W 36. minucie gola na miarę tytułu króla strzelców oraz brązowego medalu turnieju strzelił Suker.

Chorwacja swym osiągnięciem wyrównała dokonanie Portugalii z 1966 roku w kategorii najlepszego debiutu. W 1999 roku reprezentacja awansowała na trzecie miejsce w rankingu FIFA. Jarni trafił do Realu Madryt, Tudor – do Juventusu Turyn, Simic – do Interu Mediolan. Można by napisać, że wielka przyszłość stała przed zespołem otworem, ale nie w tym wypadku. Chorwacja nigdy potem nie zbliżyła się nawet do opisywanego sukcesu.

Stało się tak dlatego, że Mundial w 1998 roku stanowił ostatni dzwonek dla trzonu tej drużyny, złotej generacji, która mozolnie rozwijała podcięte polityką skrzydła. Kolejne pokolenie nie potrafiło zbliżyć się do poziomu poprzedników. Mirko Jozić, Otto Barić, Zlatko Kranjcar, Slaven Bilić, Niko Kovać, Ante Cacić – wśród nich świetni szkoleniowcy, ale żaden nie potrafił zbliżyć się do tajemnic Miro Blażevicia.

Powiecie: może teraz? Jest Subasic, jest Lovren, są Perisic, Rakitic, Modric, Kalinic, Kovacic i Mandzukic. Ale wszyscy ci gracze walczyli już na Euro 2016, gdzie sięgnęli zaledwie swego w ostatnich latach standardu.

Gdy patrzę na przedmeczowe fotografie obecnej reprezentacji Hrvatskiej, nie widzę twarzy „zabijaków”, które poruszyły mnie dwadzieścia dwa lata temu. Czy to oznacza, że poziom wykonywania zdjęć znacząco się podniósł, czy może kontynuatorzy dzieła Blażevicia są już europejsko poukładani, a ich naturalna nieustępliwość i zwierzęca wola walki zostały wyszlifowane futbolem XXI wieku? Na wnikliwą obserwację przyjdzie jeszcze poczekać kilka miesięcy.

Poprzedni artykułNa celowniku – Jena Frumes
Następny artykułNeven Subotić piłkarzem Saint-Étienne