Massimiliano Allegri – Najważniejszy moment mojej kariery to zwolnienie z AC Milan

0
Massimiliano Allegri

Massimiliano Allegri, szkoleniowiec Juventusu, z którym dwukrotnie doszedł do finału Ligi Mistrzów, opowiada o tym, dlaczego został menedżerem, jaki był najważniejszy moment w jego karierze oraz dlaczego myślał nad rezygnacją z pracy w Juventusie.

Patrząc na przepiękny strzał Mario Mandżukicia lecący nad bramkarzem Realu Madryt, pomyślałem “Wow… może.”

Wtedy piłka zatrzepotała w siatce i pomyślałem “Ok, może to nasza szansa.”

Nasi gracze we wspaniały, techniczny sposób przeprowadzili tę akcję, a Mandżukić zakończył ją w najlepszy ze sposobów. Moim zdaniem taki gol już nigdy się nie powtórzy. To pokazuje różnicę, jaka jest w klubach grających w finale Ligi Mistrzów. Nie możesz być tylko wspaniałym. Musisz być wyjątkowy.

Mamy wyjątkowych graczy. Niestety, Real Madryt też ich ma. Wielu. W drugiej połowie wiedziałem, że nie mamy wystarczających narzędzi. Dwóch naszych graczy ledwo stało na nogach z powodu kontuzji, a Real rozgrywał bardzo inteligentne zawody. Byli odprężeni. Dobrze się czuli.

By dotrzeć do finału potrzebny jest talent i szczęście. By wygrać w finale musisz być lepszą drużyną. I może to zabrzmieć dziwnie, ale tamtej nocy schodziłem z boiska ze spokojem ducha. Wiedziałem, że nie byliśmy lepszą drużyną. Tak po prostu.

Opuściłem Cardiff razem z zespołem i wróciliśmy do Włoch. Następnego wieczoru po powrocie do domu musiałem zadać sobie bardzo trudne pytanie: czy to już koniec drogi? Czy dalej już nie dam rady poprowadzić tej drużyny?

Zastanawiałem się, czy powinienem napisać ostatni rozdział swojej historii w Juventusie. Część mnie rozważała przyjście do pracy w poniedziałek i podanie się do dymisji. Ale potem pomyślałem o tym, dlaczego w ogóle zostałem trenerem.

massimiliano allegri

Czternaście lat

Żeby to zrozumieć, musimy cofnąć się do czasów, gdy miałem czternaście lat. To wtedy wszystko stało się trudne. Gdy byłem młodszy, życie było dosyć proste. Byłem szczęśliwym, cichym dzieckiem. Moje najlepsze wspomnienia to wycieczki z dziadkiem na tor wyścigów konnych w Livorno. To wszystko, co pamiętam z tamtych czasów: konie, piłkę nożną, może kolacje z mamą. Nie lubiłem szkoły, ale wtedy szkoła nie była jeszcze zbyt poważna.

Ale wtedy, gdy skończyłem czternaście lat, wszystko stało się poważne.

“Massi, nie możesz opuszczać lekcji! Musisz zdawać te egzaminy! Musisz siedzieć spokojnie i uczyć się o Napoleonie.”

Nienawidziłem tego. Nienawidziłem.

Pamiętam, że któregoś dnia siedziałem w klasie, a nauczyciel za coś się na mnie wściekał. W mojej głowie pojawiła się ta wizja. Pamiętam, że pomyślałem sobie: Nie jest mi dane być dobrym uczniem. Ale mogę zostać dobrym nauczycielem.

Być może każdy menedżer piłkarski marzy o byciu nauczycielem – il preside. Nie wiem.

Nawet grając w piłkę jako nastolatek chciałem być trenerem. Szczerze mówiąc, byłem… krnąbrny. (Inni menedżerowie mogą mieć inne słowo na to.) Miałem kilka zażartych dyskusji ze swoimi trenerami, ale nie chodziło mi o spędzanie większej ilości czasu na boisku czy coś takiego. Odbywały się one dlatego, że chciałem prowadzić drużynę po swojemu. Gdy przeszedłem na piłkarską emeryturę i wyraziłem zainteresowanie trenowaniem, wiele osób sądziło, że to nie ma prawa się udać.

Co ciekawe, odrzuciłem pierwszą ofertę pracy na ławce trenerskiej – z Pistoiese dwadzieścia lat temu. Nie chciałem siedzieć w klasie, a zasada była tam taka, że przez miesiąc musiałby chodzić do szkoły i pięć godzin dziennie spędzać w klasie, żeby dostać licencję trenera. W głowie pojawiły mi się koszmary z czasów, gdy miałem czternaście lat! Wybrałem więc Coverciano, gdzie licencję mogłem zdobyć w piętnaście dni. Z czego w klasie siedziałem tylko dwie godziny dziennie, a resztę czasu trenowałem.

Może jestem nieco uparty, ale uważam, zwłaszcza teraz, że właśnie tego potrzeba. Media ciągle gadają o ustawieniach. Mówią o matematyce.

3-5-2.
5-4-1.
4-2-3-1.

“Panie Allegri, co pan wybierze? Musimy to wiedzieć.”

Na boisku jest to o wiele bardziej skomplikowane. 3-5-3 może być 3-5-3, gdy mamy piłkę, ale kiedy jej nie mamy, może być potrzebne ustawienie 5-4-1. Lub bla-bla-bla.

Najważniejszy moment kariery

Ważne jest forma, dyscyplina i instynkty. Te ostatnie są nawet najważniejsze. Gdy nie ufam swoim instynktom, gdy wątpię w siebie, wtedy popełniam błędy. Jako menedżer najwięcej uczę się z porażek. Gdy myślę o najważniejszym momencie swojej kariery, nie jest to scudetto czy Liga Mistrzów.

allegri milan

Jest to dzień, w którym wszedłem do biura w Milanie i zostałem zwolniony. Nie była to w żadnym stopniu dla mnie niespodzianka. Wiedziałem, że zostanę zwolniony. Okazali mi szacunek. Prosto w oczy powiedzieli mi, że już nie będę ich szkoleniowcem. Nie zmieniło to jednak poziomu mojego rozczarowania. Wiesz, że bycie zwolnionym to część pracy menedżera, ale nie powstrzymuje to myśli, że zawiodłeś.

Odejście z Milanu uważałem za porażkę mojej pracy.

Czasem jestem postrzegany jako oziębły, ale w rzeczywistości to tylko wybór, jaki podjąłem. Jako menedżer musisz być nieco zdystansowany, żeby iść naprzód. Kocham futbol i praca sprawia mi przyjemność – dlatego wracam do niej każdego ranka – ale nie jest to moje życie 24 godziny na dobę. Najważniejsza część mojego dnia, niezależnie od wszystkiego, jest o 9 rano.

W zasadzie to najważniejsza część mojego dnia to 7 rano, kiedy piję espresso. Ale druga najważniejsza chwila to 9 rano, gdy odprowadzam mojego syna Giorgio do szkoły. Nie mogę żyć tylko pracą. Nie mogę być kimś, kim nie jestem. Mogę być tylko tym, kim faktycznie jestem.

Gdy po raz pierwszy przyjechałem do Juventusu trzy lata temu, na początku niewiele zmieniłem. Klub odnosił nie lada sukcesy pod wodzą pana Conte. Ale powoli, gdy pojawiali się nowi piłkarze, zacząłem przestawiać poszczególne elementy, budując drużynę pod swoje oko – miejsca, w których gracze mogli działać wspólnie, poprawiałem atak, poprawiałem taktyczną elastyczność.

Finały Ligi Mistrzów

Sezon, w którym razem dotarliśmy do finału Ligi Mistrzów był jak noc otwarcia w La Scali. Cała praca, jaka jest do tego potrzebna. Ilość osób, która nas oglądała. Atmosfera, emocje, oczekiwanie. Nie ma nic lepszego. Było to jak opera.

Gdyby tylko nie skończyło się to porażką z Barceloną. Byłem rozczarowany, ale myślałem, że wyciągnąłem wnioski z tej porażki.

Gdy w ostatnim sezonie dotarliśmy ponownie do finału Ligi Mistrzów, tym razem przeciwko Realowi Madryt, naprawdę sądziłem, że już wiem czego nam brakowało i co musimy zrobić, technicznie i taktycznie.

Zwłaszcza wtedy, gdy Mario strzelił tego cudownego gola, pomyślałem “Może to jest nasz moment.”

Najwyraźniej nie był.

Po powrocie do domu po tej porażce musiałem mocno się nagłowić, czy dalej kontynuować swoja pracę. Pomyślałem o tym, dlaczego zostałem menedżerem. Pomyślałem również o dziadku. Był ciężko pracującym człowiekiem – kamieniarzem. Kiedy byłem chłopcem, dziadek był na każdym moim meczu. Nie ważne było, czy wygraliśmy, czy przegraliśmy. Miał gdzieś piłkę nożną.

Mówił “Dobry mecz, Massi. Chcesz teraz pojechać zobaczyć konie?”

Nigdy nie zadał mi żadnego pytania o mecz. Zależało mu tylko na tym, żebym dobrze się bawił i żeby być tego świadkiem.

To te wartości wciąż w sobie kultywuję. Na tym poziomie piłkarskim jest ogromna presja. I powinna być. Ale staram się pamiętać, dlaczego to robię. Nie myślę o sobie jak o menedżerze. Wolę myśleć o sobie jako o szkoleniowcu młodzieży.

Robię to, bo kocham nauczanie. To prawdziwa radość mojego życia. Lubię sprawiać, że zawodnicy są lepsi i mądrzejsi.

Prawdziwa drużyna

Kiedy więc pomyślałem o tej drużynie Juventusu, moja decyzja stała się osobista. Wiem, że wciąż mam wiele do udowodnienia. I wiem, że wciąż mam wiele do nauczenia.

Tak więc tamtej nocy, zanim poszedłem do łóżka, postanowiłem, że jeżeli klub popiera moje działania i chce dalej iść wspólną drogą, to zostanę.

Następnego ranka miałem czysty umysł. O siódmej poszedłem do biura i wypiłem swoje espresso. Czekał nas nowy sezon, z nowymi możliwościami. W mediach wiele mówiło się o tej drużynie i jej zawodnikach. Co możemy zrobić, a czego nie.

Gdy patrzę na Paulo Dybalę i Gigiego Buffona, widzę symbol tej drużyny.

dybala buffon

Dybala jest jak pilny uczeń mający przed sobą swój pierwszy rok w szkole. Buffon natomiast, mistrz świata, szykuje się do obrony swojej magisterki. Jeden ma karierę przed sobą, a drugi zbliża się do jej końca. Jeden chce udowodnić, że może być jednym z najlepszych w Europie. Drugi już jest wielki, ale chce zakończyć karierę na szczycie.

Wiem, że możemy zerwać strupy z Cardiff. Wiem, że możemy mieć świetny sezon. Wiem, że możemy mieć świetną kampanię w Lidze Mistrzów.

Wiem, jak będzie wyglądał mój kolejny poranek. I następny. I jeszcze następny.

Tak więc kontynuujemy swoją pracę. Postaramy się ponownie załapać się na wieczór premierowy w La Scali. Dobrą rzeczą w operze jest to, że każdego roku jest nowe przedstawienie.

ŹRÓDŁOPlayers' Tribune
Poprzedni artykułGłupota Shelveya, Lukaku znowu strzela – niedziela w Premier League
Następny artykułLOTTO Ekstraklasa – Szalony mecz w Kielcach, Sekulski daje zwycięstwo Jagiellonii