Mecz Lech – Utrecht to przede wszystkim piorunujący początek i koniec, a także spora przewaga Lecha, ale niestety bez happy endu. Remis 2:2 dał awans do kolejnej rundy eliminacji Ligi Europy zespołowi FC Utrecht.
Lech w pierwszym meczu z Utrechtem zaprezentował się dobrze i był zespołem lepszym. W drugiej połowie miał kilka świetnych okazji do zdobycia gola i Holendrzy mogą mówić o dużym szczęściu, że skończyło się na bezbramkowym remisie.
Ostatni mecz ligowy z Piastem Gliwice (5:1) pokazał, że forma Poznaniaków jest wysoka, a Utrecht wciąż nie rozpoczął ligowych zmagań. I o ile pierwsza połowa pokazała, że Lech nie stoi na straconej pozycji z czwartą siłą ligi holenderskiej, to jednak już w pierwszej minucie po dośrodkowaniu z prawej strony boiska obrońcom uciekł Gyrano Kerk i strzałem głową pokonał Matusa Putnocky'ego. Kibice nie zdążyli jeszcze usiąść wygodnie przed telewizorami, a Lech już potrzebował przynajmniej dwóch goli w tym meczu.
Na szczęście początkowe gapiostwo piłkarzy Kolejorza nie załamało ich, a może nawet dodatkowo zmotywowało. Lech zdecydowanie przeważał i wielokrotnie gościł pod i w polu karnym rywali. Radosław Majewski trafił w poprzeczkę z rzutu wolnego, Mario Situm uderzał obok bramki, a Łukasz Trałka nad nią.
W 26. minucie Lech w końcu doprowadził do wyrównania. Majewski zagrał w pole karne, gdzie czekał już Christian Gytkjaer. Duński napastnik nie dał szans Davidowi Jensenowi. Duża w tym jednak zasługa arbitrów, którzy nie zauważyli bardzo wyraźnego spalonego zawodnika Lecha.
Widać wyraźnie, że spalonego nie było #LPOUTR pic.twitter.com/nPmKasziL8
— KrzysztofKaźmierczak (@kwkazmierczak) August 3, 2017
Lech poszedł za ciosem i do końca pierwszej połowy miał wyraźną przewagę, której jednak nie zdołał udokumentować kolejnym golem. Utrecht ograniczał się do kontrataków, ale naprawdę gorąco pod bramką Putnocky'ego było tylko w 41. minucie, gdy niepilnowany Urby Emanuelson nie trafił w bramkę z 15 metra.
Pierwsze dziesięć minut drugiej połowy to groźne ataki Holendrów. Najpierw w 52. minucie piłka znalazła się w siatce Lecha, ale sędzia gola nie uznał – Trałka faulowany był przez Cyriela Dessersa. Próbowali jeszcze Kerk, Dessers i Zakaria Labyad.
Potem do głosu ponownie doszli Lechici, którzy coraz mocniej cisnęli rywali. W 70. minucie drugą żółtą kartkę dostał Ramon Leeuwin. Obrońca Utrechtu faulował bardzo aktywnego Macieja Makuszewskiego. Wydawało się, że w tej sytuacji kolejny gol dla Lecha jest kwestią czasu, ale podobnie jak w pierwszym meczu, Poznaniacy nie grzeszyli skutecznością. I sprawdziło się powiedzenie, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. W 89. minucie fatalny błąd popełnił Wołodymyr Kostewycz: w akcji dwóch na dwóch Yassin Ayoub minął Putnocky'ego i zagrał wzdłuż bramki, gdzie formalności dopełnił Sander van de Streek.
Oj ma swój dzień! #LPOUTR pic.twitter.com/6E2Uld2ogm
— Monika Wantoła (@mwantola) August 3, 2017
Miało być już po meczu, ale arbiter doliczył siedem minut. I w trzeciej minucie doliczonego czasu Gytkjaer wykorzystał zamieszanie w polu karnym i wpakował piłkę do bramki, wlewając nadzieje w piłkarzy i kibiców Lecha. Niestety, mimo prób w ostatnich minutach nie udało się zdobyć trzeciej bramki. Mecz zakończył się zwycięskim dla Utrechtu remisem 2:2.
Lech – Utrecht 2:2 (1:1)
0:1 – Gyrano Kerk 1′
1:1 – Christian Gytkjaer 26′
1:2 – Zakaria Labyad 89′
2:2 – Christian Gytkjaer 90+3′
Lech Poznań: Matus Putnocky – Emir Dilaver (81′ Deniss Rakels), Rafał Janicki, Nikola Vujadinović, Wołodymyr Kostewycz, Łukasz Trałka, Abdul Aziz Tetteh (85′ Nicki Bille Nielsen), Maciej Makuszewski, Radosław Majewski, Mario Situm (71′ Nicklas Barkroth), Christian Gytkjaer.
FC Utrecht: David Jensen – Sean Klaiber, Mark van der Maarel, Willem Janssen, Edson Braafheid (69′ Robin van der Meer), Sander Van De Streek, Ramon Leeuwin, Urby Emanuelson (46′ Yassine Ayoub), Zakaria Labyad, Gyrano Kerk (74′ Giovanni Troupee), Cyriel Dessers.