Liga Europy – Jagiellonia może czuć niedosyt, ale wywozi z Baku remis

0
Taras Romanczuk zdobył pierwszego gola w Baku

Jagiellonia Białystok starcie z Gabalą w Baku rozpoczęła świetnie, a przez większość meczu dominowała nad Azerami. Po remisie 1:1 można więc czuć niedosyt. Pozycja wyjściowa przed rewanżem jest jednak całkiem niezła.

Dawniej drużyny z Azerbejdżanu były dostarczycielami punktów, a odpadnięcie Wisły Kraków z Karabachem Agdam uważaliśmy za kompromitację. Z pewnością wciąż nie są to ekipy, których polskie drużyny powinny się bać. O zwycięstwa na gorącym terenie wcale nie jest jednak łatwo. Jagiellonia w pucharach grywała rzadko, a jeśli już, to przygodę z nimi kończyła szybko. Gabala w dwóch ostatnich sezonach występowała natomiast w fazie grupowej Ligi Europy. Tej samej, w której przed rokiem nie mieliśmy ani jednej drużyny z Ekstraklasy.

Świetny początek

Ostatnio w drużynie wicemistrzów Azerbejdżanu nastąpiły jednak spore zmiany. Mimo to przez bukmacherów gospodarze uważani byli za faworytów pierwszego meczu. Początek był jednak w wykonaniu Jagiellonii bardzo dobry. Pod koniec pierwszego kwadransa gry białostoczanie wyszli bowiem na prowadzenie. Z rzutu rożnego w pole karne dośrodkował Arvydas Novikovas, a niepilnowany Taras Romanczuk głową skierował piłkę do siatki.

Jeszcze przed tym golem Gabala miała dobrą szansę na pokonanie Mariana Kelemena, lecz Elvin Mammadov był na szczęście nieco spóźniony i nie doszedł do piłki. W polu karnym “Jagi” zakotłowało się też w okolicach 30. minuty meczu, lecz obrońcy dobrze blokowali kolejne uderzenia. Odpowiedzieć próbowali Przemysław Mystkowski i Cillian Sheridan, ale obaj strzelali niecelnie. Po stronie gospodarzy pomylił się też Filip Ozobić i na przerwę to wicemistrzowie Polski schodzili z jednobramkowym prowadzeniem.

Tuż po przerwie na boisku pojawił się Famoussa Kone i okazało się to bardzo dobrym ruchem szkoleniowca Gabali. Właśnie Kone rozrzucił piłkę na prawą stronę, tam zupełnie niepilnowany był Ruslan Gurbanov, a po ręce Kelemena piłka odbiła się od słupka. Steven Joseph-Monrose z najbliższej odległości doprowadził jednak do wyrównania. Obrońcy Jagiellonii domagali się jeszcze pokazania spalonego, lecz gwizdek arbitra milczał, a powtórki niewiele wyjaśniły.

Bramka podbudowała Azerów, a na domiar złego urazu doznał Jacek Góralski. Jagiellonia szybko wróciła jednak do dobrej gry z pierwszej połowy i znów zaczęła dominować na murawie. Kolejne ciekawe akcje przeprowadzała dwójka Novikovas-Sheridan. Niestety, pod bramką rywali obu brakowało skuteczności. Kolejne strzały albo były minimalnie niecelne, albo na posterunku był golkiper Gabali.

Niektórzy zastanawiali się, czy Jagiellonii w Baku nie braknie sił w końcówce meczu. Tak się na szczęście nie stało. Szkoda było jedynie, że wicemistrzowie Polski nie wywieźli z Azerbejdżanu zwycięstwa, bo z pewnością mogli to zrobić. Wymarzonego debiutu omal nie zaliczył Martin Pospisil, ale jego strzał świetnie obronił Dmytro Bezotosnyi.

To, co w 81. minucie zrobił Novikovas, może śnić mu się po nocach, jeśli “Jaga” nie wywalczy za tydzień awansu. Litwin miał mnóstwo miejsca, przed sobą tylko nieatakującego go obrońcę i bramkarza, a obok dwóch niepilnowanych kolegów. Chyba myślał, że tak dobrej sytuacji mieć po prostu nie może, bo strzelił prosto w golkipera. Z dystansu uderzał też Damian Szymański, lecz Bezotosniy znów był na posterunku. Trzeba też jednak przyznać, że mogło być gorzej – po drugiej stronie boiska świetnej okazji nie wykorzystał Ozobić.

Ostatecznie Jagiellonia wywozi więc z Baku remis 1:1 i może czuć spory niedosyt, bo przez długi czas dominowała piłkarzy Gabali – różnicy w doświadczeniu z Ligi Europy wcale nie było widać. Jeśli podobnie piłkarze Ireneusza Mamrota zaprezentują się za tydzień w Białymstoku, to o awans do trzeciej rundy powinni być w miarę spokojni.

FK Gabala – Jagiellonia Białystok 1:1 (0:1)
0:1 – Taras Romanczuk 15′
1:1 –  Steven Joseph-Monrose 47′Lvbet baner

Poprzedni artykułKyle Walker blisko Manchesteru City
Następny artykułLiga Europy – Lech Poznań podniósł się z kolan! Minimalna porażka zamiast upokorzenia