Nie lubię narzekania. Obecnie pełno go praktycznie wszędzie. Zawsze chcę patrzeć na to, co napawa optymizmem, choćby jakiś drobiazg. Jeśli jest źle, bardzo źle, to staram się wyciągnąć wnioski i idę do przodu. Przechodząc do meritum – czyli gry Legii – nie jest źle. Jest beznadziejnie…
Pan Marek Saganowski przed meczem Legia – Sheriff stwierdził, parafrazując, że drużyna z Warszawy jest ostatnim polskim klubem, który nie zaliczył wtopy i nie odpadł jeszcze z pucharów. Z całym szacunkiem Panie Marku, ale Legia nie odpadła tylko dlatego, że fizycznie nie było jej to dane. Pokonała co prawda outsiderów z Finlandii. I to dość przekonująco. Ale co z tego, skoro wyłożyła się już w następnej rundzie, na przeciętnej Astanie – której to przeciętności dowodzi pierwszy mecz z Celtikiem Glasgow. Teraz mierzy się z równie wybitną drużyną mistrza Mołdawii. Jak na razie scenariusz jest bardzo podobny – po pierwszym meczu trzeba liczyć na cud w drugim.
Dzisiaj nie ma miejsca na zwątpienie. Za tydzien wygramy. Tyle
— Dariusz Mioduski (@DariuszMioduski) August 17, 2017
“WYDRZEMY TEN AWANS W MOŁDAWII”
Trener Jacek Magiera po meczu stwierdził zdecydowanie, że w rewanżu to nasza, polska drużyna wydrze ten awans do fazy grupowej Ligi Europy. W podobnym tonie wypowiedział się prezes Boniek – dał nawet słowo, że to Legia wyjdzie zwycięsko z tego pojedynku. Chciałbym im wierzyć. Bardzo bym chciał. Problem jest taki, że powodów do optymizmu trzeba szukać tylko i wyłącznie w słabości rywala. Bo taka jest prawda – Sheriff Tiraspol nie zaprezentował zupełnie nic, czego należało się obawiać. Nie przewyższają Legii w żadnym aspekcie gry. Nie mają żadnych indywidualności, których należałoby się w tym momencie obawiać. Szkoda tylko, że dokładnie to samo możemy powiedzieć o Legii, w porównaniu do ich czwartkowego rywala.
Nie wiem, czy można tu mieć duże pretensje do trenera Magiery o jakość, a raczej jej brak, prezentowaną przez poszczególnych piłkarzy. Wielu dołączyło do składu już w trakcie obecnego sezonu, niektórzy dopiero dochodzą do formy, widać brak zgrania. Nic nowego, choć jeśli co sezon występuje ten sam problem, to chyba ktoś tam wyżej w klubie nie potrafi wyciągać wniosków. Ale do trenera możemy mieć duże zastrzeżenia pod jedną, bezwzględnie najważniejszą, kwestią. Legia nie gra w piłkę! Nie ma kompletnie żadnego pomysłu na przeprowadzenie akcji. Nie stwarza – jako zespół – praktycznie żadnego zagrożenia pod bramką rywali. W tym sezonie nie widziałem w wykonaniu naszego ‘mistrza' żadnej składnej, przemyślanej akcji, która zakończyłaby się jakimś strzałem na bramkę. Akcje – jeśli tak to jeszcze można w tym wypadku nazwać – są chaotyczne, przypadkowe i strasznie wolne.
AWANS – MIMO WSZYSTKO?
Tuż po losowaniu byłem całkiem zadowolony. Los nam sprzyjał i trafiliśmy na najłatwiejszego przeciwnika, na jakiego dało się trafić w grupie, do której była przypisana Legia. Pierwszy mecz pomógł spojrzeć na tę sytuację bardziej realistycznie. Fakt, Sheriff jest rzeczywiście niezbyt wymagającym przeciwnikiem, jednak możliwe, że na Legię i tak wystarczająco mocnym. Choć bardzo chciałbym znaleźć jakąś nutkę optymizmu przed rewanżem, nie jestem w stanie. Legia zagrała w tym sezonie już dwanaście razy. Ostatni mecz w jej wykonaniu wyglądał podobnie słabo, jak pierwszy. Nie widać żadnego progresu. Pomysłu na grę jak nie było, tak nie ma. Obawiam się, że najbliższy czwartek może definitywnie zakończyć temat polskich drużyn w europucharach sezonu 2017/2018.
Jednak historia dowodzi, że w piłce nie ma nic pewnego. Faworyci czasem zaskakująco przegrywają, słabeusze potrafią zagrać mecz życia, czasem też drużyna się budzi, wychodzi z kryzysu i zaczyna dobrze grać. I oby za tydzień Legia wyszła. Z kryzysu, nie z pucharów.