Czy nas jeszcze pamiętacie? – Primera Division cz. II

0

Nie trzeba być Tomaszek Wołkiem, by kojarzyć największe postacie futbolu z lat, gdy wchodziło się na stojąco pod dywan i zjadało własne smarki. Plakaty po starszym bracie, skarbnica internetu z mnogością sentymentalnych fanpejdży, wykuty na blachę zwycięski skład Kaiserslautern z meczu z Bayernem w sezonie 97/98…

Ale bywa i tak, że trzymało się kciuki za Ronaldo, Klinsmanna i Marka Citkę, że się miało encyklopedyczne pojęcie o futbolowym świecie sprzed 20-25 lat, ale niektórzy piłkarze, choć w owym czasie wystarczająco wielcy, znaleźli lukę w murze zapomnienia i przeleźli zań ze swymi bramkami, paradami czy bajeczną techniką. O nich będzie w tekstach tego cyklu.

Kiko

Francisco Narvaez Machon był napastnikiem i patrząc tylko na jego statystyki strzeleckie z łatwością można uniknąć wpadnięcia w zachwyt. Czy jednak warto o nim pamiętać tylko w kategorii gracza, którego gol w ostatniej minucie meczu finałowego Igrzysk w Barcelonie zmusił Polaków do zapomnienia o złocie?

Niekoniecznie. Rosły napastnik co prawda paradoksalnie słabo grał głową, ale wykazywał się sporą jak na tak wysokiego piłkarza techniką. A co najważniejsze – potrafił udźwignąć ciężar, gdy ten był do poniesienia. To na jego barkach w Primera Division utrzymywał się CF Cadiz – pierwszy klub Kiko. Gdy trafił do Atletico Madryt, najpierw – podobnie jak pozostali gracze Rojiblancos – musiał sprostać realiom trenerskiej żonglerki, która uprawiał Jesus Gil. A kiedy przyszedł Radomir Antić – Kiko rozwinął skrzydła.

W sezonie 1995-96 prowadził lokomotywę, która pojechała po mistrzostwo Hiszpanii. Jego cieszynka „El Arquero” stała się jedną z popularniejszych. Z reprezentacją pojechał na Euro ’96. Potem było nieco gorzej – Atletico grało słabiej, Kiko mniej, potężna na papierze Hiszpania doznała blamażu na Mundialu we Francji, a klub w 2000 roku spadł do Segunda Division. Nie zmienia to jednak faktu, że Kiko zapadł w pamięć nie tylko fanom z Estadio Vicente Calderon i nam, trzymającym kciuki za olimpijską drużynę Wójcika w 1992 roku.

Guillermo Amor

Powiedzieć, że Amor jest legendą Barcelony, to powiedzieć prawdę, której wielu pozostaje nieświadomych. Ten kreatywny pomocnik był jednym ze sztandarowych produktów piłkarskiej szkółki Barcy, by z seniorską drużyną z Camp Nou związać się potem na ponad dziesięć lat.

W swoim najlepszym okresie Amor niemal nie schodził z boiska. Dotyczyło to wszystkich rozgrywek, w jakich rywalizowała Barca. Razem z drużyną zdobył pięć mistrzostw kraju, trzy Puchary Króla, cztery Superpuchary Hiszpanii, wygrał Puchar Mistrzów, dwa Puchary Zdobywców Pucharów i dwa Superpuchary Europy. Gdy przechodził do Fiorentiny, pod względem liczby spotkań rozegranych w barwach Barcelony ustępował tylko Migueliemu i Rexachowi.

Guillermo Amor stanowił trzon generacji w ujęciu reprezentacyjnym słusznie uznanej za co najmniej niespełnioną. Zarówno na Euro ’96, jak i Mundialu w 1998 roku Hiszpanie nie potrafili sprostać wielkim oczekiwaniom, co udało się dopiero dekadę później.

Juan Antonio Pizzi

Pochodzący z Argentyny Juan Pizzi również był istotnym elementem papierowego dream teamu Javiera Clemente. Przygodę z piłką rozpoczynał w Rosario Central. Po roku spędzonym w meksykańskim Deportivo Toluca w 1991 roku kupiony został przez CD Tenerife. Na Wyspach Kanaryjskich szybko zyskał status gwiazdy. Strzelał po piętnaście goli na sezon i walnie przyczynił się do niespodziewanego awansu klubu do Pucharu UEFA w roku 1993.

Guus Hiddink zapragnął mieć snajpera w składzie prowadzonej przez siebie Valencii. Częściej jednak stawiał na Luboslava Peneva i Predraga Mijatovica, wobec czego rozgoryczony Pizzi wrócił na Teneryfę. Ponownie się rozstrzelał, ponownie poprowadził klub do miejsca premiującego grą w Pucharze UEFA. W 1996 roku został królem strzelców La Liga, zatrzymując swój licznik na pięknej liczbie 31 bramek i wyprzedzając w wyścigu po snajperską koronę… Mijatovica z Valencii.

Po najlepszym w karierze sezonie trafił ambitnie – do FC Barcelona. W konsekwencji konieczności rywalizowania o miejsce w składzie ze znakomitym Ronaldo wszedł w rolę boiskowego jokera. Pomimo rozpoczynania meczów z ławki zyskał sporą sympatię kibiców. Przygoda z Barcą pozwoliła mu także zdobyć jedyne w swej karierze mistrzostwo kraju.

Pizzi strzelił osiem goli w dwudziestu dwóch meczach reprezentacji Hiszpanii. Pod koniec kariery zaliczył epizody w FC Porto i Villarrealu. Po dekadzie spędzonej w Hiszpanii wrócił do Rosario, gdzie ponownie czarował skutecznością.

Miguel Angel Nadal

By stać się legendą klubu, potrzeba wielu strzelonych bramek. Gdy jesteś bramkarzem lub obrońcą, potrzeba setek świetnych spotkań, by z zaledwie solidnego ogniwa drużyny stać się jedną z ikon. Historia Miguela Nadala jest wyjątkowa, bo udało mu się to osiągnąć w dwóch klubach.

Nadal urodził się na Balearach. Jako 20-latek trafił do rezerw RCD Mallorca. Szybko przedostał się do pierwszego zespołu, jeszcze szybciej stał się podstawowym graczem Los Bermellones, na którego barkach opierała się udana walka o powrót z Segunda Division w 1989 roku i o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej w roku następnym.

Jego heroiczna postawa w defensywie Mallorki zauważona została przez Johana Cuyffa i Nadal pojawił się na Camp Nou. Kolejne siedem sezonów to piękna historia z pięcioma mistrzostwami kraju, dwoma krajowymi pucharami, Pucharem Europy, Pucharem Zdobywców Pucharów i Miguelem Nadalem jako żelaznym elementem układanki Cruyffa (a potem Bobby’ego Robsona).

Era Louisa van Gaala i jego holenderskiego zaciągu brutalnie przerwała piękny, kataloński sen Nadala. Doświadczony piłkarz wrócił do Mallorki. Tam spełniał się w nowej roli – wciąż był znakomitym defensorem (w pierwszych trzech sezonach po powrocie na Baleary na placu gry był niemal zawsze), ale pełnił też istotną funkcję mentorską dla młodszych obrońców. Karierę kończył w 2005 orku, a kibice klubu żegnali go jak króla. Z reprezentacją grał na trzech finałach mistrzostw globu, ostatecznie zdejmując trykot w narodowych barwach w 2002 roku, w zacnym wieku 36 lat.

Rafa Paz

Związany przez bite trzynaście lat z FC Sevilla piłkarz jakiś czas temu umknął z mej pamięci niemal definitywnie. Ale potem niespodziewanie zaświecił łysiną ze starego albumu Panini, by przed dwoma tygodniami „nawinąć się” na YouTube. I powróciły wspomnienia niezmordowanego, walczącego zawsze do końca, dynamicznego pomocnika, który w latach dziewięćdziesiątych rządził na prawej flance Rojiblancos.

Rafael Paz Marin niesłusznie uważanym był przez wielu za boiskowego rzemieślnika i „zapchajdziurę”. Szczególnie dwa sezony były w jego wykonaniu świetne – zarówno w edycji 1989/90, jak i 1994/95 zaliczał kluczowe bramki i asysty, które doprowadziły Sevillę do europejskich pucharów. A wizerunek Rafy na naklejki Panini.

Przygodę z kadrą miał krótką, ale zdążył pojechać na Mistrzostwa Świata do Włoch i rozegrać tam dwa spotkania, m.in. przegrany z Jugosławią mecz 1/8 finału. Karierę kończył w meksykańskiego Atletico Celaya, gdzie ściągnięty został przez innego pół-emeryta, Emilio Butragueno.

Poprzedni artykułNa jakiej pozycji powinien grać Alexis Sanchez?
Następny artykułFantasy Premier League – podsumowanie 29 kolejki z ligą Gol.pl!