Timo Werner nie jest zbyt lubianym piłkarzem zarówno w Niemczech, jak i w Europie. Piłkarz RB Lipsk za sprawą kilku incydentów z jego udziałem niekoniecznie może się skupić na grze w meczach wyjazdowych. Dosadnie przekonał się o tym podczas meczu drugiej kolejki fazy grupowej Ligi Mistrzów, w której popularne “Byki” zagrały na wyjeździe z Besiktasem Istambuł.
Besiktas Stambuł wyśmienicie rozpoczął rywalizację w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Turecki zespół we wtorek wygrał na własnym stadionie 2:0 z RB Lipsk i z kompletem punktów przewodzi w swojej grupie. Po wtorkowym meczu nie było jednak najgłośniej o wygranej Besiktasu, a o incydencie, do którego doszło podczas tego spotkania.
Tureccy kibice, którzy na stadionie Vodafone Arena zebrali się w sile 37 tysięcy, od samego początku chcieli uprzykrzyć życie napastnikowi rywali – Timo Wernerowi. Każdy kontakt z piłką Niemca łączył się z przeraźliwymi krzykami osób będących na stadionie. Piłkarz RB Lipsk najpierw poprosił o zatyczki do uszu, ale nawet to nie pomogło. Werner następnie zgłosił, że chce opuścić boisko i w 32. minucie w jego miejsce na nie wszedł Lukas Klostermann.
21-latek w pomeczowych wypowiedziach przyznał, że w jeszcze nigdy nie spotkał się z taką sytuacją:
– Nigdy w życiu nie spotkałem się z taką atmosferą. Nie mogłem skoncentrować się na meczu. Poprosiłem o zatyczki do uszu, ale nawet i to nie pomogło. Nadal nie czuję się dobrze.
Łagodnie mówiąc Werner nie jest lubiany na europejskich boiskach, a wszystko za sprawą dwóch incydentów. Napastnik postanowił odejść z VfB Stuttgart do RB Lipsk, gdzie otrzymał znaczącą podwyżkę. To nie spowodowało się fanom jego poprzedniego klubu. Druga sytuacja miała miejsce w lipcu 2016 roku, kiedy za sprawą symulacji wymusił rzut karny w meczu przeciwko Schalke 04.
________________________________________________________________________