Real Madryt z dwunastym Pucharem Mistrzów!

0

To miał być wielki mecz i taki z pewnością był. Real Madryt pokazał wielką klasę i zwyciężył  z Juventusem Turyn aż 4:1 w finale Champions League.

Przed meczem było wiadomo jedno, że spotykają się bezsprzecznie dwie najlepsze ekipy kończącego się sezonu ligowego w Europie. Większość ekspertów była zdanie, że finał nie ma zdecydowanego faworyta, że wygrać może zarówna jedna, jak i druga ekipa.

Przed meczem odbyła się tradycyjnie część artystyczna i mogliśmy oglądać m.in. występ The Black Eyed Peas. Ich piosenka I Gotta Feeling i słowa:

I gotta feeling that tonight's gonna be a good night
That tonight's gonna be a good night
That tonight's gonna be a good, good night

…okazały się prorocze. Chyba każdy się zgodzi, że to była dobra noc i byliśmy świadkami świetnego widowiska.

Wszystko zaczęło się punktualnie o 20:45 na Stadionie Narodowym w Cardiff. Od początku zdecydowanie na rywala ruszyła ekipa Juve. Kibice Realu przecierali oczy ze zdumienia. Ich zespół zmuszony był do obrony. Podopieczni Massimiliano Allegriego szybko odbierali rywalom piłkę, rozgrywali błyskawiczne akcje, futbolówka chodziła między nimi aż miło. Królewscy wydawali się lekko zdezorientowani, lecz przetrwali napór rywali. Mało tego wyprowadzili błyskawiczną kontrę – Carvajal z prawej strony wycofał piłkę do Ronaldo i Portugalczyk strzelił po ziemi nie do obrony. Tym samym stał się pierwszym piłkarzem w historii Ligi Mistrzów, który zdobywał gole w trzech finałach Ligi Mistrzów.

Gol na 1:0 dla Królewskich był też 500. w historii występów tego zespołu w Lidze Mistrzów. Trzeba dodać, że Real tą granicę przekracza jako pierwsza ekipa. Była dwudziesta minuta meczu.

Juventus mimo straty gola nie zmienił swojej taktyki i wciąż atakował. Na odpowiedź Starej Damy długo nie trzeba było czekać. Siedem minut później Mario Mandzukić zadziwił wszystkich zdobywając niesamowitego gola!

Mecz można powiedzieć zaczynał się od nowa. Jednak trzeba przyznać, że po bramce na 1:1 obie ekipy lekko spuściły z tonu. Nie było już tak szalonego tempa, pressingu… Takim też rezultatem zakończyła się pierwsza połowa.

Przemiana Realu

Druga część gry to również świetne widowisko a może inaczej popis jednego aktora – zespołu Realu Madryt. Zobaczyliśmy w niej całkowicie inne oblicze ekipy Zidane'a. Czy Juventus stracił tak dużo sił w pierwszej połowie, czy to zawodnicy Królewskich wyszli tak bardzo motywowani, naładowani tego już zapewne się nie dowiemy. Jednak w drugich 45 minutach istniał tylko Real. Najpierw w 61. minucie Casemiro strzela zza pola karnego, piłka odbija się od zawodnika Juve i wpada obok bezradnie interweniującego Buffona. Na tablicy świetlnej widniał wynik 2:1…

Trzy minuty później było już po meczu. Kolejny świetny odbiór piłki w środku pola, Modrić z prawej strony wrzuca piłkę w pole karne, a tam Ronaldo uprzedza Bonucciego i zdobywa drugiego swojego gola w meczu. Było już 3:1 i patrząc na wydarzenia na boisku nie za wiele mogło się zmienić.

Cieniem samego siebie był Paolo Dybala. Allegri próbował coś zmieniać, na murawie pojawili się MarchisioCuadrado. I niestety ten drugi stał się negatywnym bohaterem meczu. Dwie głupie żółte kartki i po 17 minutach na boisku Kolumbijczyk udał się do szatni. Stało się jasne, że tej nocy Juventus nie może liczyć już nawet na cud.

Cudu nie było, a dzieła zniszczenia na turyńczykach dokonał młodziutki Marco Asensio.

Była to najwyższa porażka Juventusu w Lidze Mistrzów od 2009 roku, kiedy to przegrali z Bayernem Monachium 1:4. Ale z tak grającym Realem ciężko byłoby wygrać jakiejkolwiek ekipie na naszym globie. Warto podkreślić świetną, wręcz perfekcyjną grę linii pomocy Królewskich. Trójca Kroos – Casemiro – Modrić totalnie zdominowała tą część boiska.

Dwunasty Puchar Mistrzów wraca do Madrytu. Za rok Zidane'a i spółkę czeka jeszcze cięższe zadanie i droga po nie wydaje się wręcz niemożliwa – trzecią z rzędu wygraną w Champions League.

Tylko trochę tego pana żal…

Poprzedni artykuł#AleTypiara – czyli typuj z Kejsi vol.179
Następny artykułKto sięgnie po mistrzostwo Polski? Jest dziewięć wariantów