Jose Mourinho jak zdarta płyta powtarza ostatnio, że dobre wyniki Manchesteru City to zasługa bezdennych portfeli właścicieli klubu i z tego powodu nie da się nawiązać z nimi walki. Miałoby to może sens, gdyby nie fakt ile Portugalczyk wydał pieniędzy na nowych piłkarzy w ostatnich dwóch sezonach.
Reakcja Jose Mourinho na pochód City po mistrzostwo Premier League była przewidywalna. Menedżer United chce kupić kolejnych piłkarzy i żąda, by właściciele klubu wydali więcej pieniędzy, by móc nawiązać rywalizację o najwyższe cele w lidze.
Lamenty Portugalczyka sugerują, że gdyby zamienić sytuację finansową klubów, to on, a nie Pep Guardiola, byłby na szczycie tabeli. To wygodne tłumaczenie, ale wystarczy tylko trochę bliżej mu się przyjrzeć, żeby zobaczyć jak kruche są to argumenty. W końcu mowa o jednym z najbogatszych klubów na świecie, który wcale nie miał problemów z wydawaniem pieniędzy na wszystkie strony.
Jose Mourinho wydał ok. 300 mln funtów w mniej niż dwa lata pobytu na Old Trafford. Kupił Paula Pogbę za rekordowe 89 mln funtów, wydał 75 mln na Romelu Lukaku i ponad 30 mln za każdego z sześciu innych nabytków klubu.
Eric Bailly i Henrich Mychitarian kosztowali łącznie ponad 70 mln funtów, a Zlatan Ibrahimović dołączył do drużyny na zasadzie wolnego transferu. Przed sezonem 2017/18 kupiono także Victora Lindelofa i Nemanję Maticia. Jeżeli Mourinho nie jest zadowolony ze swoich nabytków, to może winić tylko siebie. Kupiłeś ich, to teraz ich trenuj.
Z drugiej strony nikt przy zdrowych zmysłach nie sądził, że 50 mln funtów za Kyle'a Walkera to faktyczna wartość tego piłkarza. Uważano, że Manchester City po raz kolejny przepłacił, żeby zagwarantować sobie, że to do nich trafi piłkarz. Wtedy nie był obrońcą wartym 50 mln… ale teraz już jest. Dzięki Guardioli.
Wszyscy pukali się w czoło, gdy Guardiola ściągnął do klubu Johna Stonesa z Evertonu za podobną kwotę. Wiadomo, że City musi płacić stawki większe niż inni, ponieważ kluby wiedzą, że ich na to stać. Guardiola sprawił jednak, że każdy z kupionych piłkarzy okazał się znacznie lepszy, niż się spodziewano.
Może i Stones, Walker, Benjamin Mendy i Leroy Sane kosztowali za dużo, ale szkoleniowiec upewnił się, że klub dostał to, za co zapłacił. A nawet więcej. Jedynie Bernardo Silva póki co nie odpalił tak, jak pozostałe nabytki.
Dowodem różnego podejścia do zawodników może być przykład Ilkaya Gundogana i Henricha Mychitaryana. Obaj przed transferami w 2016 roku grali w podstawowym składzie Borussii Dortmund, ale Mychitaryan wydawał się o wiele bardziej dynamicznym piłkarzem. Role obecnie się jednak odwróciły. Guardiola ściąga piłkarzy utalentowanych, z umiejętnością dostosowania się do tego, czego od nich oczekuje. A potem trenuje ich w taki sposób, by dokładnie pasowali do jego koncepcji. Z kolei Mourinho sprawia czasem wrażenie, jakby oczekiwał, że piłkarze sami domyślą się jaką funkcję mają pełnić w zespole.
Mourinho potrafi ustawić linię obrony, ale jak pokazały niedawno różne przeciętne drużyny Premier League, jeżeli znajdziesz sposób na odparcie ich ataków, to masz dużą szansę na korzystny wynik przeciwko United.
Portugalczyk przyznał jednak w zeszłym sezonie, że lubi, gdy gracze sami wymyślają sposoby na pokonanie obrony rywali. On daje im solidne fundamenty w postaci szczelnej obrony, a oni mają za zadanie przedrzeć się przez defensywę drużyn przeciwnych. Może to własnie powód, dlaczego Mychitaryan czy Juan Mata grają tak nierówno.
Pep Guardiola ma zupełnie inne podejście. Wystarczy obejrzeć kilka ich spotkań, by zauważyć wzory, ale przede wszystkim to, że każdy piłkarz w każdym momencie ataku dokładnie wie gdzie powinien być i co powinien zrobić.
Różnica między menedżerami polega na tym, że Mourinho oczekuje, że ofensywni piłkarze będą dobrze grać, a Guardiola pokazuje im jak dobrze grać. Popatrzmy zresztą jak pod wodzą Pepa zmienił się Kevin De Bruyne – pomocnik, z którego Mourinho bez cienia wątpliwości natychmiast zrezygnował. David Silva mimo 31 lat gra najlepiej w swojej karierze, a postęp, jaki zrobili Raheem Sterling i Leroy Sane jest wręcz niezwykły.
Ilu graczy ofensywnych poprawiło swoją gre pod wodzą Mourinho? Jesse Lingard jest chyba jedynym wyjątkiem.
Faktem jest, że to nigdy nie była siła Mourinho. Kluczowym elementem jego kariery nigdy nie był rozwój piłkarzy. Wyraźnie preferuje gotowych zawodników, których tylko psychologicznie przygotowuje do swoich szeregów. Najlepszym tego przykładem jest Inter Mediolan, z którym wygrał Ligę Mistrzów w 2010 roku – podporą drużyny byli sami weterani.
To właśnie ten sposób myślenia sprawił, że sięgnął po Zlatana, gdy miał do dyspozycji Marcusa Rashforda i Anthony'ego Martiala. To dlatego preferuje Ashleya Younga, a nie Luke'a Shawa.
Pod względem talentu ciężko byłoby wybrać, czy lepszy jest duet Rashford i Martial, czy może Sterling i Sane. Patrząc jednak na ich grę gołym okiem widać kto dostaje bardziej jasne instrukcje. Dzięki temu ich kolejne występy są płynne i na równie wysokim poziomie.
Wydaje się, że właśnie pod tym względem Mourinho został nieco w tyle. Kiedyś wystarczyło kupić piłkarza i być pewnym, że wniesie do drużyny to, czego się po nim oczekuje. Guardiola pokazał jednak, że co prawda pieniądze są potrzebne, żeby kupić tych piłkarzy, którzy pasują do ogólnej koncepcji drużyny, ale to nie wystarczy, żeby zapewnić sobie sukces.
Kluczowe jest to, co dzieje się po przeprowadzeniu transferów – dawanie im instrukcji, spójności i poczucia wspólnego celu. To równie ważne elementy, co otwieranie książeczki czekowej. I to nie zmieni się, choćby Jose Mourinho miał wydać kolejne 300, 400 lub 500 mln funtów.