W drugiej części wywiadu Luis Figo opowiada o najtwardszym obrońcy, z którym grał, o relacjach z Davidem Beckhamem i swoim najpiękniejszym golu. Mówi też o transferach, do których nigdy nie doszło i swojej reprezentacyjnej przygodzie.
– Czy w Realu Madryt, gdzie obok ciebie był Zidane, Ronaldo, Raul, Beckham, istniała jakakolwiek taktyka? Czy była to po prostu kwestia wyrażania siebie?
– W naszym pierwszym sezonie z Vicente del Bosque w roli trenera, wszystko układało się po naszej myśli – prawie wszystko wygrywaliśmy. Wszystko poszło nie tak w kolejnym sezonie, kiedy to kilku dyrektorów zaczęło się mieszać w techniczne kwestie, używając swoich wpływów, by wywrzeć na piłkarzy nacisk w niezwiązanych z piłką kwestiach.
– Kto jest najlepszym obrońcą, z jakim kiedykolwiek się spotkałeś?
– Roberto Carlos i Bixente Lizarazu. Z oboma miałem kilka intensywnych starć, a niektóre z nich były historyczne. Obaj byli bardzo szybcy i agresywni i ciężko było ich pokonać.
– Były obrońca Valencii, Javier Garrido, powiedział kiedyś: “Niemożliwe jest zatrzymanie Figo, chyba że cała obrona się na tym skupi.” Jak według ciebie wypadasz pod względem umiejętności dryblingu w porównaniu z Zidanem czy Ronaldo?
– Gracz zwykle w ciągu kilku pierwszych minut jest w stanie wyczuć, czy to będzie jego dobry mecz. Jeżeli zaczniesz od jednej czy dwóch dobrych rzeczy, będziesz bardziej pewny siebie i wszystko przyjdzie ci łatwiej. W dryblingu nie ma żadnych tajemnic. Mój środek ciężkości jest niższy niż u Ronaldo czy Zidane'a, więc mój drybling jest krótszy. Ronaldo zwykle drybluje szybciej, a Zizou stawia szersze kroki.
– Kiedy David Beckham dołączył do Realu, prasa założyła, że między wami jest bardzo duża rywalizacja. Śmiałeś się z tego w tym momencie? Podobno jako jeden z niewielu anglojęzycznych osób w klubie pomagałeś mu w poszukiwaniach domu…
– Tak, prasa wszystko to wymyśliła… Bardzo mnie te historie bawiły. Ludzie pisali różne rzeczy, nie mając pojęcia o tym, co się dzieje w szatni. Zawsze miałem dobre relacje z Davidem i mimo, że później graliśmy w różnych klubach wciąż pozostawaliśmy w kontakcie.
On jest człowiekiem, z którym bardzo łatwo jest się dogadać. Niektórzy mówili też, że Zidane nigdy nie podał mi piłki, a ja jemu, ale kiedy spojrzą na statystyki, to uświadomią sobie, że to właśnie my byliśmy graczami, którzy najczęściej do siebie podawali.
– Jesteś fanem Queen: czy ten zespół radzi sobie dobrze bez Freddiego? Która z piosenek jest twoją ulubioną?
– Tak naprawdę to nie jestem ich wielkim fanem. Bardzo szanuję ich za to, co osiągnęli. Myślę, że to dobrze, że obecnie znów grają, oczywiście do momentu, kiedy będą utrzymywali odpowiednią jakość. A moja ulubiona piosenka? Cóż, zgaduję, że musi to być We are the Champions. To naturalny wybór, prawda?
– Czy po Calciopoli zawodnicy Interu naprawdę świętowali wygranie tytułu, czy było to raczej niewiele warte zwycięstwo?
– Kiedy decyzja została przekazana do wiadomości publicznej, większości z nas nie było w Mediolanie, tak więc nie świętowaliśmy równocześnie. Ale oczywiście wiedzieliśmy, że decyzja sądu naprawi niesprawiedliwość, która istniała w ostatnich latach. To była uczciwa nagroda dla wszystkich graczy, którzy poświęcili tak dużo dla Interu i którzy nie wygrywali z kilku smutnych powodów.
– W 2008 roku ktoś oskarżył cię o zabicie czarnego kota, który miał rzekomo przynosić pecha twojej drużynie. Dlaczego i jak ta historia wyszła na jaw? Co o tym myślisz?
– Tak, to jest jedna z tych historii, która w nieprawdopodobny sposób pojawiła się na pierwszych stronach gazet. Pisać takie historie to naprawdę słaba sprawa, ale zamieszczać je na pierwszej stronie… to po prostu niedorzeczne! Sprawa przybrała takie rozmiary, że musiałem podjąć kroki prawne. Rozmawiałem z dziennikarzem, który to napisał i dałem mu szansę na odwołanie tych słów i napisanie sprostowania. Ale on powiedział, że nie może tego zrobić, więc podjąłem kroki prawne, by obronić swoje imię i zmusić gazetę do napisania sprostowania.
Niestety prawdą jest, że jeden z moich kolegów z drużyny faktycznie przejechał kota. Ale nawet o tym nie wiedziałem, aż informacja o tym nie pojawiła się w gazecie.
– Jak blisko byłeś przejścia do Liverpoolu lub jakiejkolwiek innej drużyny Premier Leaque?
– To prawda, że miałem szansę przenieść się do Anglii po odejściu z Realu Madryt, ale w końcu trafiłem do Interu. O jaki klub chodziło? Teraz nie ma to znaczenia. To już przeszłość.
– Możesz wnieść trochę światła w powód, dla którego nie powiódł się twój transfer do Al-Ittihad? Przecież nawet pojechałeś do Arabii Saudyjskiej, żeby podpisać kontrakt.
– Ponieważ ludzie kłamali i nie byli ze mną uczciwi. Nigdy nie byłem w Arabii Saudyjskiej. Wszystkie kontrakty były już podpisane, przeze mnie i przez nich, ale gdy przyszedł czas, żeby pokazali gwarancje bankowe, to tego nie zrobili. Tak więc zerwałem kontrakt.
– Było jakieś ziarno prawdy w plotce, że miałeś przenieść się do QPR w 2008 roku? Byłbyś w stanie zagrać w niższej lidze przed odejściem na emeryturę?
– To zupełna nieprawda. Nigdy nic takiego nie miało miejsca. I nie, nie zdecydowałbym się na granie w niższej lidze przed emeryturą.
– Strzeliłeś kilka wspaniałych goli, ale który z nich jest twoim ulubionym?
– Nie strzeliłem ich tak wiele… chyba gol przeciwko Anglii, na Euro 2000. To był emocjonujący mecz i bardzo duża rywalizacja. Albo ta bramka, którą strzeliłem dla Barcelony w meczu przeciwko Realowi Madryt.
– Jak oceniasz osiągnięcia drużyny narodowej Portugalii podczas twojej gry w jej szeregach? Dobrze, bo dotarliście do dwóch półfinałów i finału? Czy może rozczarowujące było to, że niczego nie wygraliście? W którym roku według ciebie mieliście najlepszą drużynę?
– Moim zdaniem to był bardzo dobry okres, fantastyczny. Kraj z 10 milionami mieszkańców, który dochodzi do dwóch półfinałów i finału najważniejszego turnieju piłkarskiego i to w tak krótkim czasie, to coś niesamowitego. To prawda, że nie wygraliśmy żadnego dużego turnieju, ale wierzę, że moje pokolenie pomogło zmienić portugalską piłkę nożną.
Nie potrafię powiedzieć, który skład był najlepszy, bo zawsze mieliśmy wspaniałe drużyny – w prawdziwym znaczeniu tego słowa. Byliśmy bardzo zjednoczeni, każdy z nas dokładnie wiedział co ma robić. I to wszystko jeszcze zanim Luiz Felipe Scolari przyjął pracę.
Pierwszą część wywiadu możecie znaleźć W TYM MIEJSCU.