Górnik Zabrze zremisował 1:1 z Arką Gdynia w meczu 5. kolejki LOTTO Ekstraklasy. O ile pierwsza połowa toczyła się w bardzo sennym tempie, o tyle drugie 45 minut nie mogło już nikogo zawieść. W trakcie spotkania doszło też do jednej bardzo nieprzyjemnej sytuacji. Po starciu Tadeusza Sochy z Michałem Kojem na murawię musiały się pojawić dwie karetki.
Dzisiejszy mecz na długo pozostanie w pamięci Adama Dancha. Stoper Arki Gdynia przez jedenaście lat występował w barwach… Górnika Zabrze. Wielokrotnie rozpoczynał nawet mecze z opaską kapitańską na ramieniu, ale odkąd trenerem zabrzan został Marcin Brosz, jego rola w drużynie znacznie zmalała. Przed rozpoczęciem obecnego sezonu przeniósł się nad morze, gdzie cieszy się zdecydowanie większym zaufaniem ze strony Leszka Ojrzyńskiego.
Bezrobotni obrońcy
Danch i jego koledzy z bloku defensynwego nie mieli w pierwszej połowie zbyt wiele pracy, podobnie zresztą jak obrońy Górnika. Piłka cały czas krążyła wokół linii środkowej boiska, a obie drużyny miały olbrzymie problemy ze skonstruowaniem składnej akcji. Futbolówka, zamiast płynnie turlać się po murawie od nogi do nogi, często znajdowała się wysoko w powietrzu. Walki nie brakowało, ale jakość spotkania pozostawiała wiele do życzenia.
Gości z Gdyni nie było stać w pierwszej połowie na oddanie choćby jednego celnego strzału. Mimo tego, to oni byli bliżsi objęcia prowadzenia. Już w 5. minucie Grzegorz Piesio nie wcelował w bramkę z piątego bramka. Na odpowiedź beniaminka trzeba było czekać niemal pół godziny. Damian Kądzior oddał chytry strzał z rzutu wolnego, ale lecącą tuż koło słupka piłkę zdążył wybić Pavels Steinbors. Kądzior próbował zaskoczyć łotewskiego golkipera raz jeszcze w 43. minucie, ale znów musiał obejść się smakiem.
Zderzenie czołowe
Na początku drugiej połowy doszło do bardzo niebezpiecznego zdarzenia. Walkę o górną piłkę zdrowiem przypłacili Michał Koj i Tadeusz Socha. Zawodnicy zderzyli się głowami, a następnie z impetem spadli na murawę. Socha stracił przytomność i błyskawicznie została wezwana po niego karetka. Niedługo później na murawie pojawił się drugi ambulans, ponieważ specjalistycznej pomocy potrzebował też zawodnik gospodarzy.
Zdrowia Tadek Socha. @ArkaGdyniaSSA Oby wszystko dobrze się skończyło. #GÓRARK
— M.CH (@MCH_1906) August 13, 2017
Tadeusza Sochę na boisku zastąpił Damian Zbozień, który odegrał olbrzymią rolę przy pierwszej bramce. Obrońca gdynian potężnie wyrzucił z autu piłkę, która trafiła do Rubena Jurado. Były napastnik Piasta Gliwice kapitalnie odwrócił się z obrońcą na plecach i nie dał szans Tomaszowi Losce.
Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego z prowadzenia cieszyli się przez niecałe dwie minuty. Górnik otrzymał potężny cios, ale błyskawicznie potrafił odpowiedzieć. Dośrodkowanie najaktywniejszego na boisku Damiana Kądziora wykorzystał Rafał Wolsztyński, który znajduje się ostatnio w wysokiej formie. Przypomnijmy, że ten sam zawodnik strzelił w środku tygodnia dwie bramki w Pucharze Polski. Jeśli weźmiemy pod uwagę tylko zmagania ligowe, była to pierwsza bramka w tym sezonie dla Górnika strzelona przez Polaka.
Sędzia doliczył do starcia aż dziewięć minut, ponieważ długo trwało udzielanie pomocy medycznej Tadeuszowi Sosze i Michałowi Kojowi. Choć obie drużyny miały dużo czasu, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, to żadnej z nich ta sztuka się nie udała. Najbliższy szczęścia był dwukrotnie Igor Angulo, ale znowu bardzo dobrze spisał się w bramce gości Pavels Steinbors.
Obie drużyny na pewno uszanują punkt, który wywalczyły w niedzielne popołudnie. Żadna z drużyn nie miała wyraźnej przewagi, więc końcowy rezultat należy uznać za sprawiedliwy. Arka pozostaje niepokonana, ale od czterech meczów pozostaje też bez zwycięstwa i ma na swoim koncie tylko siedem punktów. O jedno oczko więcej mają zawodnicy Górnika Zabrze, którzy zajmują obecnie piąte miejsce w LOTTO Ekstraklasie.
Górnik Zabrze – Arka Gdynia 1:1 (0:0)
0:1 – Ruben Jurado 84′
1:1 – Rafał Wolsztyński 86′