Lorenzo Insigne – Nawet Bóg kocha Napoli

0
lorenzo insigne

Lorenzo Insigne, filigranowy napastnik Napoli, na łamach “Players' Tribune” opisuje jak jego miłość do Neapolu pozwoliła mu przezwyciężyć wszystkie przeciwności losu i spełnić swoje marzenie z dzieciństwa – grać w barwach Napoli. A wszystko zapoczątkowały pewne teoretycznie nieosiągalne… buty.

Zanim zacznę tę opowieść, muszę przeprosić Boga. Mówiąc “Boga” mam na myśli… pana Diego Maradonę. Chcę również przeprosić swojego ojca.

Przepraszam, ponieważ mając osiem lat dopuściłem się grzechu. Może dla większości ludzi nie jest to grzech, ale gdy dorastasz w Neapolu i jesteś dzieckiem to właśnie tak możesz czuć. Zacząłem grać dla szkółki piłkarskiej w mojej okolicy i bardzo chciałem jakieś porządne buty. Nie miałem żadnych, ponieważ nie powinienem był nawet jeszcze grać dla jakiejś szkółki. Byłem za młody i zdecydowanie za mały.

Byłem kurduplem!

Ale nie miało to dla mnie znaczenia. Chciałem grać w piłkę bez względu na wszystko. Tak więc pewnego dnia pojawiłem się na treningu ze starszym bratem i miałem tylko na niego patrzeć. Ale miałem inne plany. Płakałem tak długo, aż pozwolili mi zagrać. To były dramatyczne sceny. Rzuciłem się na ziemię i udawałem, że umieram. W końcu jeden z trenerów powiedział “OK, OK! Wpuśćcie małego na minutę.”

Chcieli mnie tylko uciszyć, ale musiałem zrobić na nich wrażenie, bo pozwolili mi przychodzić na zajęcia ze starszymi chłopakami. Byłem bardzo szczęśliwy, ale potrzebowałem prawdziwe buty piłkarskie. Każdego dnia błagałem ojca, żeby kupił mi parę, ale były dwie przeszkody.

Po pierwsze, moja rodzina była uboga. Frattamaggiore, czyli dzielnica w której się wychowywałem, była bardzo ciężkim miejscem. Wtedy nie było tam nic. Nie było pracy, a rodzina nie miała wystarczająco pieniędzy, żeby nas utrzymać, więc niemożliwym było kupno drogich butów.

Po drugie, chciałem bardzo konkretny model butów. Chciałem R9. Buty geniusza – Ronaldo. Pamiętacie je? Srebrne, niebieskie i żółte. Były kultowe. Ronaldo grał w nich na mistrzostwach świata w 1998 roku i mogłem o nich gadać bez przerwy.

mercurial

“Papa, proszę, proszę, proszę, kup mi buty Ronaldo.”

Każdego dnia. Codziennie.

“Proszę, tato, buty!”

Patrząc na to z perspektywy czasu prawdopodobnie ojciec miał ochotę mnie zabić, ponieważ jedynym piłkarzem, o którym kiedykolwiek chciał rozmawiać, był Maradona. Dorastałem znając tylko mit boskiego Diego, który był legendą na całym świecie.

Ale w Neapolu?

Jest jak bóg. Mój ojciec chciał, żebym miał zwykłe, czarne buty, w jakich grał Maradona. Powiedziałem jednak “Nie, nie rozumiesz. Najlepszy jest Ronaldo.”

Haha! Przepraszam tato, przepraszam Diego!

Mój ojciec był zagorzałym kibicem Napoli, a Ronaldo grał wtedy w Interze. Napoli nie raz przez niego płakało. Ale byłem tylko dzieciakiem. Obsesyjnie chciałem mieć te buty. I pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie, tata powiedział: “Chodź, idziemy na zakupy.”

Zapytałem dlaczego.

“Kupimy ci te twoje buty.”

Mój ojciec na pewno nie miał dodatkowych pieniędzy, żeby ot tak je wydać. Ale jakimś cudem zdobył je i wydał je na mnie. Trudno ubrać mi w słowa uczucie, które towarzyszyło mi, gdy szliśmy ulicami miasta szukając tych butów w sklepach sportowych.

Pierwszy sklep ich nie miał. Drugi ich nie miał. Trzeci miał, ale nie w moim rozmiarze. Obeszliśmy całe miasto.

Pięć sklepów i zero szczęścia. Robiło się ciemno, a ja straciłem nadzieję. Wszystkie sklepy już się zamykały, ale ostatni, do którego weszliśmy, miał je – i to w moim rozmiarze.

Jestem przekonany, że wspomnienie, gdy ojciec wręcza w kasie pieniądze i daje mi pudełko z butami do rąk, pozostanie ze mną do końca życia. Nigdy nie dostałem lepszego prezentu. To zabawne, bo jako zawodowy piłkarz otrzymuję teraz tyle butów za darmo, ale po czasie traci to jakiekolwiek znaczenie. Nie ma w tym nic specjalnego.

Ale tamte buty… wow. Nie potrafię opisać uczucia, które towarzyszyło mi, gdy je zakładałem. W mojej głowie pojawiały się wtedy myśli, że może jestem mały, może pochodzę z ubogiej rodziny, może nawet nie jestem jeszcze zbyt dobrym piłkarzem… ale noszę takie same buty, jakie nosił genialny Ronaldo… i może któregoś dnia stanę się tak dobry jak on.

Nie żartuję – czyściłem te buty każdego dnia. Graliśmy na boiskach dalekich od doskonałych. Było na nich wiele brudu i kamieni. Wracałem więc do domu i czyściłem je szmatką, bo wiedziałem ile poświęcił mój tata, żeby mi je kupić. Nosiłem je tak długo, że sklepy w końcu przestały je sprzedawać, a gdy się rozpadły… popłakałem się. Łkałem, bo tak mi na nich zależało. Były dla mnie święte.

Może jestem szalony, nie wiem. Ale moja rodzina twierdzi, że zawsze taki byłem. Moja matka opowiada historię, że gdy przychodziła do mnie do przedszkola wszystkie dzieciaki bawiły się klockami Lego, a ja w rogu kopałem powietrze i biegałem w kółko. Nie rozumiała co robię i dopiero gdy podeszła bliżej zauważyła, że zrobiłem piłkę z kartki papieru i grałem sam ze sobą.

Najprawdopodobniej na tej kartce miałem zrobić jakąś pracę domową, ale w mojej głowie była tylko jedna myśl: futbol.

Moim marzeniem od zawsze była gra dla Napoli. Nic innego się nie liczyło. Nie grałem w inne sporty. Nie myślałem o niczym innym. Ale gdy dorastałem i miałem testy w różnych drużynach juniorów – Interze, Torino, nawet Napoli – wszyscy powtarzali mi to samo.

Cóż, w zasadzie to mówili to mojemu tacie. Dopiero on przekazywał mi złe wiadomości. Za każdym razem werdykt brzmiał tak samo.

“Podoba nam się, ale jest za niski.”

We Włoszech ludzie są szczerzy. Wszyscy zrezygnowali ze mnie z powodu mojego wzrostu. Gdy powiedziano mi to w Torino, gdy miałem czternaście lat, odechciało mi się wszystkiego. Powiedziałem rodzinie, że jestem beznadziejny. Byłem za niski. Technika, siła, szybkość – wszystko da się poprawić ciężką pracą. Ale wzrost? Co możesz zrobić? Każdego ranka budziłem się mając nadzieję, że w nocy urosłem. Ale nic z tego. Powiedziałem więc ojcu “To niemożliwe, jestem skończony.”

Odpowiedział: “Ok, co więc będziesz robił, skoro nie będziesz grał w piłkę?”

Pomyślałem o tym i pomyślałem “Cholera, co ja będę robił?”

Grałem więc dla lokalnych szkółek piłkarskich, aż w końcu Napoli dało mi kolejną szansę, gdy miałem piętnaście lat. Na testach było wiele dzieciaków. Ale skaut zobaczył coś e mnie i dał mi szansę. Gdy dostałem się do ich akademii, było to coś niesamowitego. Moja rodzina kibicowała Napoli, ale nie było nas stać, by często chodzić na mecze. Więc gdy dostałem się do klubu, zawsze błagałem, by być jednym z chłopaków do podawania piłek, żeby móc obejrzeć mecz stojąc przy linii bocznej boiska.

To uczucie bycia na stadionie, czucia energii płynącej ze strony kibiców… Nie da się tego wyrazić słowami. Pomyślałem “Cholera, jeżeli uda mi się rozegrać chociaż jeden mecz na tym stadionie w koszulce Napoli, to będę mógł umrzeć szczęśliwym.”

To zabawne, ponieważ swój pierwszy mecz w seniorskiej drużynie Napoli zagrałem w 2010 roku, na wyjeździe z Livorno. Był to niezwykły dzień dla mojej rodziny. Niezwykły zaszczyt, że chłopak z Frattamaggiore zagrał dla Napoli. Pamiętam, że po meczu polecieliśmy do domu, a mój ojciec odebrał mnie z lotniska i zawiózł do domu. Zapytałem po drodze, czy ktoś z dzielnicy na mnie czeka.

Tata odpowiedział, że wszyscy byli ze mnie dumni, ale było już późno, więc każdy poszedł spać.

“Daj spokój.”

“Naprawdę, przykro mi, ale nie chcę, żebyś był rozczarowany. Nikt na ciebie nie czeka.”

Ale oczywiście podjechaliśmy pod dom, a tam cała okolica czekała na mnie na ulicach. Śpiewali, odpalali fajerwerki, przygotowali specjalny tort i w ogóle. To było niewiarygodne. Widok twarzy mojej mamy był najlepszy, ponieważ na punkcie piłki miała większego fioła niż cała reszta.

Gdy teraz wracam do domu, ona najczęściej ogląda powtórki meczów Napoli. Krzyczy w kierunku telewizora, a ja pytam “Mamo, co ty robisz? To już się wydarzyło!”

Napoli jest w naszej krwi. Wszystko zawdzięczam temu klubowi. Po swoim debiucie w 2010 roku spędziłem dwa lata na wypożyczeniach w Foggii i Pescarze, w ligach C i B.

W Foggii naszym menedżerem był Zdenek Zeman. Wiedziałem, że jest niezwykle wymagający, ale nie spodziewałem się czegoś takiego. Był jak bohater starych filmów. Każdego ranka wołał do swojego biura wszystkich piłkarzy i ważył ich na starej, metalowej wadze. Paląc przy tym jak komin. Otwieraliśmy więc drzwi, a z nich wydobywał się gęsty dym. Ledwo można było tam oddychać. Czułem się jak w Mediolanie. Pewnego dnia wszedłem więc i zapytałem czy mógłby przestać palić, gdy do niego wchodzimy.

Pomyślał nad tym chwilę, po czym ponownie się zaciągnął i powiedział “Możesz wyjść.”

Uwielbiałem go. Dobrze nam się razem pracowało. Strzeliłem w tamtym sezonie osiemnaście goli i gdy Zeman został zatrudniony w Pescarze, Napoli pozwoliło mi udać się tam razem z nim. Był to bardzo ważny dla mnie moment. A także bardzo ważny rok, bo wtedy poznałem swoją obecną żonę, Jenny.

Poznałem ją dzięki jej kuzynowi, który chodził ze mną do szkoły we Frattamaggiore. Od razu chciałem z nią być. Problem polegał na tym, że mieszkałem 250 km od Pescary.

Powiedziałem więc “Pojedź ze mną.”

Jeśli jednak coś wiecie o południowych Włoszech, to już znacie odpowiedź jej rodziców. Kategorycznie zabronili jej jechać ze mną. Miałem więc podwójną motywację w tamtym sezonie. Musiałem przekonać Napoli, żeby postawili w końcu na mnie, żebym mógł spełnić marzenie o grze dla tego klubu i być z Jenny.

Strzeliłem dziewiętnaście goli i po zakończonym sezonie spotkałem się z panem Mazzarrim, trenerem Napoli. Powiedział: “Jeżeli chcesz miejsce w tej drużynie, musisz je sobie wywalczyć.”

Pamiętam swoją odpowiedź: “Nie ma problemu. Odkąd się urodziłem nikt nie dawał mi niczego za darmo.”

Nic nie mogło mnie powstrzymać. Zapracowałem na swoje miejsce. Już na początku sezonu strzeliłem gola na San Paolo w meczu z Parmą. Było to szczególne trafienie, ponieważ tego dnia dowiedzieliśmy się, że moja żona jest w ciąży z naszym pierwszym synem. Złapałem piłkę i włożyłem ją pod koszulkę z dedykacją dla niego. Kibice skandowali moje imię.

To cudowne uczucie.

Minęło sześć lat odkąd noszę tę koszulkę i te same emocje towarzyszą mi za każdym razem, gdy strzelę bramkę dla Napoli. Wiele to dla mnie znaczy, ponieważ jestem dumny z tego, że pochodzę z tego miasta. Niektórzy źle mówią o Neapolu i frustruje mnie to, bo nie znają tego miasta. Dla mnie jest ono najlepsze na świecie. Jeśli mi nie wierzycie, to spójrzcie na moich kolegów z drużyny. Zobaczcie ilu graczy zostało tu, zamiast przenieść się do większych klubów. Nasz kapitan, Marek Hamsik, Słowak, jest tu od jedenastu lat. Pytam kolegów dlaczego chcą zostać, a oni mówią “Kocham to miasto, kocham życie tu, kocham kibiców.”

Więc może ludzie, którzy źle mówią o Neapolu powinni się obudzić. Nawet bogu się tu podobało. Mam na myśli oczywiście Maradonę.

Moim głównym celem jest teraz wygrana w Serie A. Niezakwalifikowanie się reprezentacji Włoch do tegorocznych mistrzostw świata było koszmarne. Nic co powiem nie wyrazi mojego rozczarowania. Nie mogę tego przeboleć. Ale muszę zamknąć ten rozdział i skupić się na pierwszym scudetto w moim życiu. Chcę to zrobić dla mojego miasta, mojej dzielnicy, moich przyjaciół, mojej rodziny i moich dzieci.

Za każdym razem, gdy wchodzę na murawę San Paolo, dostaję gęsiej skórki. Wiem, co to znaczy dla mojej rodziny i myślę o tym, co poświęcił mój ojciec, bym znalazł się w tym miejscu. Nie wiem co musiał zrobić, żeby zdobyć pieniądze na buty dla mnie, ale wiem, że na pewno nie było mu łatwo. To poświęcenie było początkiem mojego marzenia. Teraz wchodzę na murawę i wiem, że na tym boisku grał najlepszy piłkarz w historii. “Tu grał Maradona.”

Z całym szacunkiem dla Ronaldo, ale teraz, gdy jestem starszy i znam historię, muszę okazać skruchę i przyznać, że to Maradona był najlepszym piłkarzem.

Panie Ronaldo, miałeś znakomite buty. Byłeś geniuszem. Byłeś moją inspiracją. Ale jestem Neapolitańczykiem i muszę powiedzieć, że król jest tylko jeden, a jego imię brzmi Diego.


Odbierz 20 PLN bez depozytu!

baner-lvbet-gol-728x90

ŹRÓDŁOPlayers' Tribune
Poprzedni artykułMaciej Makuszewski przeszedł kolejną operację
Następny artykułŁukasz Piszczek zdradził plany na przyszłość