Real Madryt ponownie pokazał drużynie PSG, że do piłkarskiej elity sporo im jeszcze brakuje. Hiszpanie byli o wiele lepsi i groźniejsi niż Paryżanie i pewnie awansowali do ćwierćfinału wygrywając w dwumeczu 5:2. Liverpool po pięciobramkowej zaliczce z Porto grał, by się nie zmęczyć i swój cel osiągnął.
Losowanie sprawiło, że już w 1/8 finału Ligi Mistrzów odpaść z rozgrywek musiała jedna z dwóch drużyn mająca ambicje na końcowy triumf. Real wygrał w Madrycie pierwsze spotkanie 3:1, a kontuzja Neymara z pewnością pokrzyżowała plany Unaia Emery'ego na mecz rewanżowy, ale Paryżanie nie mogą liczyć tylko na geniusz Brazylijczyka. Tym bardziej, że w ich drużynie nie brakuje innych gwiazd.
Rewanż miał być wielkim widowiskiem i zażartą walką o awans do ćwierćfinału. Walka była od pierwszych minut. Już po ok. stu sekundach kopnięty w brzuch został Casemiro, ale ból w końcu przeszedł i gra toczyła się dalej.
Pierwsza połowa wyglądała mniej więcej tak, że gospodarze atakowali, ale nic z tego nie wynikało, a goście kontratakowali i stwarzali sobie groźniejsze sytuacje. Najlepszą miał w 38. minucie Karim Benzema. Francuz był sam na sam z bramkarzem i chociaż zmieścił piłkę między nogami Alphonse Areoli, to golkiper na tyle zdołał zmienić tor lotu piłki, że ta trafiła tylko w boczną siatkę.
Bardzo aktywni byli Kylian Mbappe i Angel Di Maria, ale Keylor Navas potrafił zażegnać każde niebezpieczeństwo pod swoją bramką. Pierwsza połowa zakończyła się bez bramek i bez fajerwerków, których można było się spodziewać.
Na początku drugiej połowy PSG przycisnęło… i straciło gola. Dani Alves stracił piłkę na rzecz Marco Asensio, który popędził na bramkę Paryżan. Alves skutecznie go odcinał, ale rywal zdołał zagrać w pole karne do Lucasa Vazqueza. Ten dośrodkował na długi słupek, a Cristiano Ronaldo strzałem głową dał prowadzenie Realowi.
0-1 Ronaldo. Great team goal pic.twitter.com/MvtjhV5lIF
— ً (@PurelyModric) March 6, 2018
PSG rzuciło się do odrabiania strat, ale ich ataki były bez ładu i składu. Gdyby tego było mało, w 66. minucie drugą żółtą kartkę obejrzał Marco Veratti i gospodarze zmuszeni byli kontynuować grę w dziesiątkę.
Ale pięć minut później zdołali wyrównać. Było w tym dużo przypadku, bo po rzucie rożnym piłka trafiła do Javiera Pastore. Jego strzał głową odbił jeden z obrońców, ale tak pechowo, że piłka odbiła się od nóg Edinsona Cavaniego i wpadła do bramki.
#PSGREAL #PSGRMA #ParisSaintGermain #RealMadrid #PSG #Cavani Goal pic.twitter.com/t17NfU6UqK
— VideosCrowd & FootPlay24 (@VideosCrowd) March 6, 2018
Kilka minut później Real znowu mógł prowadzić, ale wychodząc dwóch na jednego Benzema zamiast podawać do Ronaldo zdecydował się na nieskuteczny strzał.
PSG już nie istniało na boisku, a Real poczuł krew. W 80. minucie to goście mieli tym razem szczęście. Złe wybicie piłki spadło na nogę Casemiro. Jego strzał starali się blokować obrońcy, ale po interwencji jednego z nich piłka przelobowała Areolę i wpadła do siatki.
Wynik do końca meczu już się nie zmienił i w Paryżu zabawy dzisiaj nie będzie. Real udowodnił, że znane nazwiska to jedno, ale zgranie i doświadczenie w grze o najwyższą stawkę to zupełnie co innego. Piłkarze z Madrytu wygrali Ligę Mistrzów w dwóch ostatnich sezonach i teraz pokonali groźnego rywala na drodze po kolejny sukces.
PSG – Real Madryt 1:2 (0:0)
0:1 – Cristiano Ronaldo 51′
1:1 – Edinson Cavani 71′
1:2 – Casemiro 80′
FT: REAL MADRID QUALIFY TO THE QUARTERFINAL OF THE CHAMPIONS LEAGUE! #HALAMADRID pic.twitter.com/hs6sjbIGPf
— SB (@Realmadridplace) March 6, 2018
Liverpool wygrał pierwsze spotkanie w Porto 5:0, nic więc dziwnego, że rewanż był tylko formalnością. Piłkarze z Portugalii pewnie nawet by do Anglii nie przylecieli, gdyby była taka możliwość. Po boisku snuli się i pozwalali Liverpoolowi kontrolować grę. Gospodarze chcieli zaoszczędzić jak najwięcej sił, a goście chcieli już wrócić do domu. Podobnie jak kibice, którzy na pewno zastanawiali się po co właściwie pojawili się na stadionie.
Po pierwszej zupełnie bezbarwnej połowie coś jednak w końcu na boisku zaczęło się dziać. Co prawda celnych strzałów było jak na lekarstwo, ale chociaż piłkarze stworzyli wrażenie, że zależy im na tym, by padły jakieś bramki. Szczególnie gospodarze chcieli dać trochę radości kibicom, ale ich próby niwelował Iker Casillas. Ostatecznie żadne gole w tym spotkaniu nie padły i to Liverpool awansował do ćwierćfinału.
Liverpool – FC Porto 0:0