Liga Mistrzów – Liverpool demoluje Porto

0

Mecz pomiędzy FC Porto i Liverpoolem był rozgrywany w cieniu starcia w Madrycie. Na Estadio do Dragao wydawało się, że przyjechali tylko goście. Mieliśmy wrażenie, że gospodarze zostali w tunelu prowadzącym na murawę i tak jak większość fanów futbolu zdecydowali się oglądać mecz Realu z PSG.

Bukmacherzy nie widzieli w tym pojedynku zdecydowanego faworyta. Większe szanse na zwycięstwo dawali jednak gościom. Fortuna za wygraną Liverpoolu płaciła po kursie 2,35, gdy ten na gospodarzy wynosił 3,10. Remis został wyceniony na 3,45.

Po tym meczu obiecywaliśmy sobie wiele. Wszak dla niego porzuciliśmy oglądanie wielkiego pojedynku w Madrycie, gdzie Real podejmował PSG. No i nasze kobiety, ale te co roku w tym okresie stoją na przegranej pozycji. Głód Ligi Mistrzów jest zbyt wielki, żeby z niej zrezygnować, kiedy ta w końcu przychodzi do naszych domów.

Mecz na Estadio do Dragao zaczął się od lekkiej dominacji gospodarzy. FC Porto pierwszą groźną sytuację miało w 10. minucie gry, ale strzał Otavio zablokował Lovren i futbolówka przeleciała nad poprzeczką. Gdyby nie Chorwat, to piłka niechybnie wylądowałaby w bramce Kariusa, który w momencie oddawania strzału był już na ziemi. Jednak im więcej było minut na zegarze, to tym bardziej The Reds zaczęli dochodzić do głosu. Wynikiem tego był gol w 25. minucie. Po pinballu w polu karnym piłka trafiła pod nogi Sadio Mane, który kropnął na bramkę Jose Sa. Futbolówka przeturlała się pod Portugalczykiem i wtoczyła się do bramki. Golkiper Smoków po chwili tłukł pięścią w ziemię, ponieważ to trafienie w zdecydowanym stopniu obciążało jego konto.

Chwilę potem Liverpool prowadził już 2:0. Obrońcy FC Porto niepewnie wybijali piłkę z własnego pola karnego, a tą bez problemu przejął James Milner. Anglik wszedł w pole karne jakby grał z dziećmi na podwórku, a nie z facetami biorącymi za to pieniądze i oddał strzał. Jednak jego uderzenie wylądowało zaledwie na słupku, ale na posterunku był Mohamed Salah. Egipcjanin był we właściwym miejscu o właściwym czasie i po krótkim pokazie umiejętności technicznych władował piłkę praktycznie do pustej bramki. W pierwszej połowie nie zobaczyliśmy już żadnej bramki. Groźny strzał oddał co prawda Tiquinho Soares, ale piłka po uderzeniu Brazylijczyka minęła tylko słupek.

Nastąpiła zmiana stron, ale obrazek ten sam. Gdy tylko Liverpool wrzucał piąty bieg, to Porto zostawało w tyle. Tak było w 53. minucie, kiedy to ekipa Jurgena Kloppa wyszła z kontrą. Salah zagrał idealne podanie do wybiegającego na wolną pozycję Firmino. Jose Sa poradził sobie ze strzałem napastnika, ale przy dobitce Sadio Mane był bez szans.

Liverpool dominował na boisku i spokojnie rozgrywał piłkę. Porto dla zawodników z miasta Beatlesów było zaledwie tłem. Mieliśmy wrażenie, że gospodarze nie za specjalnie się starają. Zostali za to skarceni w 70. minucie. Sadio Mane utrzymał się na nogach mimo tego, że jeden z przeciwników z uporem maniaka ciągnął go za koszulkę i podał na lewą stronę, gdzie na piłkę czekał James Milner. Anglik natychmiast zagrał do wbiegającego w pole karne Firmino, a ten płaski strzałem w lewy dolny róg bramki podwyższył wynik spotkania.

Graczem meczu był zdecydowanie Sadio Mane, Senegalczyk jednak wszystko co najlepsze zostawił na sam koniec. Skrzydłowy The Reds w 85. minucie popisał się atomowym strzałem zza pola karnego, który wpadł tuż przy prawym słupku. Jose Sa nie miał żadnych szans przy tym uderzeniu. Było pozamiatane, a rewanż, który odbędzie się za trzy tygodnie, wydaje się być tylko formalnością.


Zarejestruj konto na LVbet za pośrednictwem Gol.pl!

baner-lvbet-gol-728x90

Poprzedni artykuł#AleTypiara – Napoli vs RB Lipsk
Następny artykułLiga Mistrzów – Wynik dla Realu Madryt dużo lepszy od gry