Liga Mistrzów – Juventus długo nic nie grał, ale z Londynu wyjeżdża z awansem. Manchester City przegrywa z FC Basel!

0

To był wieczór pełen niespodzianek. Juventus wygrał mecz, w którym przez większość czasu był drużyną po prostu gorszą. Natomiast Manchester City – wbrew logice – przegrał na własnym stadionie z FC Basel. Za takie spotkania kochamy Ligę Mistrzów.

Juventus długo nic nie grał, ale wyjeżdża z Londynu z awansem

Bukmacherzy jako faworyta dzisiejszego meczu uznawali angielską ekipę. Zakłady bukmacherskie Fortuna za wygraną Tottenhamu płaciły po kursie 2.25, gdy ten na Juventus wyniósł 3.35. Remis został wyceniony na 3.40.

Spotkanie zaczęło się od przewagi gospodarzy, którzy już w 3. minucie gry mogli wyjść na prowadzenie. Heung-Min Son zrobił sobie trochę miejsca w polu karnym i mocno uderzył, ale Gianluigi Buffon stanął na wysokości zadania i zatrzymał strzał Koreańczyka. Następne minuty nie przyniosły zmiany obrazu gry i to Koguty atakowały raz za razem bramkę Starej Damy, brakowało im jednak skuteczności. Świetne wrażenie sprawiał szczególnie Son, który cały czas był pod grą.

Mijały minuty, a Tottenham coraz mocniej przyciskał gości. Londyńczycy w końcu dopięli swego w 40. minucie, a gola strzelił nie kto inny jak Koreańczyk. Po zamieszaniu w polu karnym Juventusu Kieran Trippier dograł z boku do Sona, a ten tym razem się nie pomylił i zmieścił futbolówkę w siatce.

Stara Dama mogła szybko odpowiedzieć, ale strzał Miralema Pjanica z około piętnastu metrów minął tylko słupek bramki Llorisa. Goście po stracie gola wzięli się do roboty, ale nie ma co się temu dziwić. W tym momencie do awansu potrzebowali przynajmniej dwóch bramek. Ekipie z Półwyspu Apenińskiego zabrakło jednak czasu aby wyrównać jeszcze w pierwszej w połowie i na przerwę schodzili z jednobramkową stratą. Po czterdziestu pięciu minutach byli drużyną o wiele gorszą, ale żeby sprawiedliwości stało się zadość, to musimy przyznać, że w 18. minucie powinni mieć rzut karny. Szymon Marciniak jednak nie odgwizdał oczywistego karnego.

Zresztą wtrącimy teraz kilka słów o sędziowaniu tego meczu przez Polaka. Było ono tragiczne. Nasz najlepszy (?) arbiter nie odgwizdał jeszcze ręki Benatii, nie dał czerwonej kartki Barzagliemu i ogólnie sprawiał wrażenie dość zagubionego. Niestety, ale Szymon Marciniak w tym meczu był zdecydowanie pod formą.

Początek drugiej części meczu był po prostu brzydki. Sporo fauli, dużo żółtych kartek i mało gry w piłkę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Juventus nie miał kompletnie żadnego pomysłu na sforsowanie zasieków obronnych gospodarzy. Stara Dama nie grała pięknie, ale trzy minuty w jej wykonaniu odmieniły nam zupełnie ten mecz. Najpierw w 64. minucie Stephan Lichtsteiner dośrodkowywał w pole karne, tam próbował strzelać Sami Khedira, ale strzał Niemca zamienił się w asystę po tym jak Gonzalo Higuain wepchnął futbolówkę do siatki.

Trzy minuty później mistrz Włoch wyszedł już na prowadzenie. Argentyńczyk tym razem wystąpił w roli asystenta. Napastnik genialnie podał do Paulo Dybali, który dzięki prostopadłej piłce wyszedł sam na sam z Llorisem i pewnie pokonał francuskiego golkipera. Bezbarwny – do tej pory – Juventus dwadzieścia minut przed końcem regulaminowego czasu gry był w następnej fazie Ligi Mistrzów.

Tottenham próbował wyrównać stan spotkania i doprowadzić do dogrywki, ale Juventus był zbyt wytrawnym graczem, żeby dał sobie wyrwać awans. Choć w samej końcówce bliski strzelenia gola był Harry Kane, ale piłkę po jego strzale głową wybił z linii bramkowej Barzagli. I bardzo dobrze, że to zrobił, bo Anglik był wcześniej na spalonym i znowu byśmy suszyli głowy Marciniakowi i jego pomocnikom. Gospodarzom zabrakło czasu i tym samym przegrali wygrany mecz.

Tottenham – Juventus 1:2 (1:0)
1:0 Son 39′
1:1 Higuain 64′
1:2 Dybala 67′


Niespodzianka w Manchesterze

Emocji w tym meczu miało nie być. Bardziej pesymistyczni kibice spodziewali się nawet stracia podobnego do tego, co wczoraj zaserwowali nam piłkarze Liverpoolu i FC Porto. Jednak musimy powiedzieć, że jak na spotkanie o nic – nikt chyba nie wierzył, że Szwajcarzy są w stanie coś tu ugrać – oglądało się je całkiem przyjemnie.

Mecz zaczął się zgodnie z przewidywaniami. Manchester City szybko wyszedł na prowadzenie za sprawą Gabriela Jesusa, który już w 8. minucie otworzył wynik spotkania. Futbolówka trafiła na prawą stronę pola karnego, gdzie czekał na nią Bernardo Silva. Portugalczyk posłał płaskie dośrodkowanie do swojego kolegi z zespołu, a napastnik nie miał już żadnych problemów z umieszczeniem piłki w siatce. Był to pierwszy gol Brazylijczyka od 18 listopada.

Wielkie było nasze zdziwienie, gdy w 17. minucie Mohamed Elyounoussi doprowadził do wyrównania. Norweg marokańskiego pochodzenia miał dużo miejsca w polu karnym, z czego skrzętnie skorzystał. Przy jego płaskim uderzeniu prostym podbiciem Claudio Bravo był bez szans. Wynikiem 1:1 zakończyła się pierwsza połowa, w której znaczą przewagę mieli gospodarze. Jednak Basel nie ograniczało się tylko do murowania i od czasu do czasu potrafiło zagrozić bramce Obywateli.

W drugiej połowie brakowało nam jakichkolwiek akcji podbramkowych, ale jak się już nam jedna trafiła, to od razu dostaliśmy gola. Gola w dodatku dla Basel! Elyounoussi przebiegł bezkarnie kilka metrów i podał do wbiegającego w pole karna Michaela Langa, który mocnym strzałem pokonał Claudio Bravo. Było to pierwsze uderzenie w tej części meczu. W tym momencie Szwajcarzy potrzebowali jedynie trzech bramek do awansu. Jednak żaden gol już nie padł. FC Basel odpadło z Ligi Mistrzów, ale w rewanżu pokazało się z naprawdę dobrej strony.

Manchester City – FC Basel 1:2 (1:1)
1:0 Gabriel Jesus 8′
1:1 Elyounoussi 17′
1:2 Lang 71′


Odbierz 20 PLN bez depozytu!

baner-lvbet-gol-728x90

Poprzedni artykułRonald Koeman powołał odmłodzoną kadrę na mecze z Anglią i Portugalią
Następny artykułGerard Deulofeu zostanie wykupiony przez Watford?