Harry Kane – Od zera do setki. Moja historia

0
harry-kane

Harry Kane z okazji zdobycia setnej bramki w Premier League opisał na łamach “Players' Tribune” swoją historię, w której nie brakuje chwil zwątpienia, chęci udowodnienia Arsenalowi kto się mylił i walki o swoje. I zawodnika NFL, który stanowił punkt zwrotny w karierze Kane'a.

Porażka to zabawna rzecz kiedy jesteś dzieckiem. Wyraźnie pamiętam tamten dzień. Zaraz za naszym domem w Chingford był park, w którym ciągle graliśmy z tatą i bratem w piłkę. Żadnych bramek, żadnego boiska. Wystarczyła trawa i dwa drzewa, żebyśmy byli szczęśliwi. Grałem wtedy dla juniorskiej drużyny Arsenalu. Można powiedzieć, że znajdowałem się za linią wroga, ale była to dla mnie wspaniała okazja.

Pewnego dnia, gdy miałem osiem lat, szedłem z tatą do parku, gdy nagle powiedział “Muszę ci coś powiedzieć.”

“O co chodzi?”

Położył rękę na moim ramieniu i powiedział “Cóż, Harry… Arsenal wyrzucił cię z drużyny.”

Nie pamiętam co czułem w tamtym momencie. Szczerze mówiąc chyba nawet nie wiedziałem co to dla mnie oznacza. Byłem zbyt młody. Ale pamiętam reakcję mojego taty i to, jak się dzięki niej czułem. Nie krytykował mnie.Nie krytykował Arsenalu. Nie wyglądał nawet na specjalnie przejętego. Powiedział tylko “Nie martw się, będziemy pracować ciężej i znajdziemy inny klub, prawda?”

Patrząc na to z perspektywy czasu mogłoby się wydawać, że powinienem być bardziej tym zmartwiony. Wielu ojców, którzy chcą, żeby ich synowie zostali profesjonalnymi piłkarzami, też by zareagowało zupełnie inaczej. Ale mój tata, niezależnie od okoliczności, nigdy nie wywierał na mnie presji. Zawsze był bardzo pozytywnie nastawiony. Zawsze powtarzał “Cóż, zobaczmy co z tego wyniknie.”

I tak robił.

Po Arsenalu wróciłem do gry dla lokalnej drużyny. Zauważyli mnie skauci Watfordu i zaoferowali testy. Zabawne, jak toczy się życie – to właśnie grając dla Watfordu przeciwko Tottenhamowi dostałem propozycję dołączenia do akademii Tottenhamu. Biała koszulka chyba bardziej mi pasuje. Pamiętam pierwszy raz, gdy graliśmy przeciwko Arsenalowi… już wtedy czułem do nich urazę. Może to zabrzmieć śmiesznie – w końcu miałem tylko osiem lat, gdy ze mnie zrezygnowali – ale za każdym razem, gdy grałem przeciwko nim, myślałem sobie “W porządku, zobaczymy kto miał rację, a kto się mylił.”

Gdy teraz o tym myślę, była to najprawdopodobniej najlepsza rzecz, jaka mi się przytrafiła, ponieważ dała mi determinację, której wcześniej nie miałem.

Bardzo cieszę się, że zdobyłem sto goli w Premier League. Gdy Tottenham wysłał mnie na dwa lata na wypożyczenie, miałem wiele momentów zwątpienia, czy uda mi się strzelić chociaż jednego gola w Premier League. Ale w ciągu tych lat wiele się nauczyłem. Pamiętam przenosiny do Millwall w 2012 roku. Walczyliśmy o utrzymanie. Kibice tam są znani ze swojej pasji. Są na innym poziomie. W trakcie jednego z moich pierwszych meczów na The Den, sędzia popełnił błąd. Jeden błąd. I nagle kibice zaczęli rzucać w niego wszystkim, co mieli pod ręką. Na murawę poleciało mnóstwo przypadkowych przedmiotów. Mecz musiał zostać przerwany na pięć minut, żeby pozwolić ochłonąć tłumowi. A ja miałem dopiero osiemnaście lat. Patrzyłem na to myśląc “Wow, to… to czyste szaleństwo.”

Sezon trwał, a my wciąż byliśmy zagrożeni spadkiem. Niektórzy w szatni zaczęli powtarzać rzeczy typu “Jeżeli spadniemy, będę zarabiał połowę tego co teraz” lub “Jeżeli spadniemy, nie podpiszą ze mną kontraktu.”

To byli faceci z małymi dziećmi w domu. Wtedy zacząłem patrzeć na piłkę nożną z zupełnie innej perspektywy. Zacząłem uświadamiać sobie, że niektórzy nie grają dla sportu. Grają dla rodzin. Zaczynasz rozumieć jak delikatna może to być sprawa i że wszystko, na co pracowałeś, może nagle zniknąć. W Millwall zrozumiałem, że nie jestem już dzieckiem. Była to dla mnie cenna lekcja – i nie sądzę, że to przypadek, że grałem tam tak dobrze. Co najważniejsze jednak, utrzymaliśmy się. Miałem świetny kontakt z kibicami. Kocham ich… chociaż potrafią czasem być szaleni.

Miałem nadzieję, że zrobiłem wystarczająco dużo, żeby Tottenham chciał mnie zatrzymać na kolejny sezon. Niestety, znowu wysłali mnie na wypożyczenie – i był to dla mnie początek bardzo trudnych chwil. Najgorzej było w Leicester, gdy nie byłem w stanie wywalczyć sobie miejsca w drużynie. Wtedy grali w Championship, a ja siedziałem w mieszkaniu i zastanawiałem się “Jeżeli nie mogę grać w Leicester w Championship… to jak mam grać dla Tottenhamu w Premier League?”

Wtedy po raz pierwszy w mojej karierze zakradła się we mnie wątpliwość. Nie było łatwo. Moja rodzina odwiedziła mnie tego samego dnia i wdaliśmy się w zażartą dyskusję. Byłem tak przybity, że powiedziałem tacie, że chcę odejść. Byłby to koszmarny błąd, ale straciłem wiarę w siebie. Tata powiedział mi: “Pracuj, działaj. Rób swoje, a wszystko będzie dobrze.”

Kilka tygodni później znowu siedziałem w swoim mieszkaniu – w tamtym okresie fascynowało mnie NFL. Gdy nie trenowałem, grałem w Madden lub oglądałem filmiki z New England Patriots na YouTube. Pewnego dnia natknąłem się na film dokumentalny o Tomie Bradym. I o sześciu quarterbackach, których wybrano w drafcie przed nim.

Okazało się, że Tom Brady został wybrany w drafcie z numerem 199. Informacja ta rozwaliła mnie, ale w pozytywny sposób. Ten film dał mi do myślenia. Wszyscy wątpili w Toma przez całe jego życie. Nawet na uczelni trenerzy chcieli go zastąpić kimś innym. Pokazali jego zdjęcie, gdy skauci NFL ważyli go przed draftem. Zdjął koszulkę… i to zabawne, bo wyglądał jak normalny gość. Jeden z trenerów powiedział “Patrzymy na tego Brady'ego: jest wysoki i patykowaty, do tego wygląda, jakby nigdy nawet nie widział siłowni.”

Przypominał mi mnie samego. Ludzie zawsze zakładali te same rzeczy na mój temat. “On nie wygląda jak odpowiedni napastnik.”

Było to dla mnie inspirujące. Brady bardzo w siebie wierzył – pracował i pracował, niemal obsesyjnie, żeby być lepszym. Trafiło to do mnie. Może to zabrzmieć dziwnie, ale czułem się, jakby w mojej głowie ktoś nagle zapalił światło. I nagle powiedziałem sobie “Wiesz co? Zrobię to. Będę pracował tak ciężko, jak to możliwe, a gdy nadejdzie moja szansa, wykorzystam ją.”

Kilka meczów później graliśmy przeciwko Millwall, mojej dawnej drużynie. Jeden z dużych obrońców chciał mnie zastraszyć. Był zaraz za mną podczas rzutu z autu i powiedział “Oi, Harry.”

“Co tam?”

“Nie dostałem jeszcze żadnej żółtej kartki.”

“Eeee… no i?”

“To dobrze, bo zamierzam jedną wykorzystać na ciebie.”

Chciał mnie zastraszyć, ot tak. Piłka została wyrzucona z autu… obaj podskoczyliśmy… mała wymiana ciosów łokciami… i wiecie co? Przypadkowo trafiłem go w żebra. Upadł na ziemię krzywiąc się z bólu, a ja przeszedłem nad nim. Nic nie powiedziałem, po prostu przeszedłem nad nim. To był mój sposób, by pokazać mu – i sobie, i wszystkim – że nie dam się zastraszyć.

W następnym sezonie wróciłem do Tottenhamu i spotkałem się z menedżerem, Andre Villas-Boasem. Znowu chciał wysłać mnie na wypożyczenie. Kilka fajnych klubów było mną zainteresowanych, ale to nie to było moim marzeniem. Nie chciałem grać w Premier League. Chciałem grać w Premier League dla Tottenhamu.

Powiedziałem mu więc “Nie chcę odchodzić.”

Gdy słowa wychodziły mi z ust pomyślałem, że może to nie był dobry pomysł…

Menedżer popatrzył na mnie zdziwiony.

A ja pociągnąłem dalej temat. “Udowodnię, że zasługują na miejsce w tej drużynie. I co piątek możesz mi mówić, że nie zasługuję jeszcze i że nie będę grał. W porządku. Ale nie chcę nigdzie odchodzić.”

I tyle. Pozwolił mi zostać z pierwszą drużyną – i to był punkt zwrotny dla mojej pewności siebie. Zawsze czułem, że mam odpowiednie umiejętności, ale że nie walczyłem wystarczająco o siebie. Czułem się, że moje marzenie z dzieciństwa jest na wyciągnięcie ręki, ale wciąż poza moim zasięgiem. Czekałem, aż ktoś mi je poda. Ale życie nigdy nie działa w ten sposób.

Musisz sięgnąć po swoje.

Na treningach szło mi świetnie, ale wciąż nie grałem. Zimą menedżer został zwolniony, a zastąpił go Tim Sherwood, który dał mi szansę. Resztę historii wszyscy znają. Strzeliłem trzy gole w pierwszych trzech meczach. Było to niesamowite uczucie, szczególnie pierwszy gol na White Hart Lane. Ale wszystko, co przeżyłem zanim strzeliłem tego gola numer jeden… to dzięki temu jestem tym, kim teraz jestem.

Wszystko zmieniło się, gdy w kolejnym sezonie pojawił się Mauricio Pochettino. Nie tylko dla mnie, ale dla całego klubu. Nikt nie miał większego wpływu na moją karierę niż on. Nie tylko wniósł do klubu swoją fantastyczną filozofię, ale zbliżył nas wszystkich do siebie. Sam miał świetną karierę, ale prawie nigdy o niej nie mówi. Jako menedżer zawsze chce pomóc piłkarzom. Oczywiście jeżeli nie chce ci się pracować lub jesteś leniwy, to jest bezwzględny. Nie będziesz grał, a jego drzwi będą przed tobą zamknięte. Ale jeżeli okażesz mu szacunek i będziesz ciężko dla niego pracował, da ci tyle swojego czasu, ile tylko będziesz potrzebował.

Jednym z moich najmilszych wspomnień to dzień, w którym zdobyłem hat-tricka kilka sezonów temu, a Mauricio poprosił mnie po meczu do swojego biura. Byliśmy wtedy blisko, ale nie jakoś bardzo. Nie byłem pewien, czego może ode mnie chcieć. Otworzyłem więc drzwi… a on siedział za biurkiem z kieliszkiem czerwonego wina. Z dużym uśmiechem na twarzy. Zaprosił mnie do środka i powiedział “Chodź, zróbmy sobie zdjęcie.”

Objął mnie ramieniem, w drugiej ręce trzymał kieliszek wina i zrobiliśmy sobie zdjęcie. To było niesamowite. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem “Wow, to naprawdę niezwykła osoba.” To fantastyczny człowiek. Szanuję go jako menedżera i szefa, ale oprócz tego jest również moim przyjacielem. To z jego powodu nasza drużyna jest tak zżyta – jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi, a to rzadkość w dzisiejszym futbolu.

Rezygnacja z mojej osoby była najlepszą rzeczą, jaka mogła mi się przytrafić. Gdy wiązałem buty przed swoimi pierwszymi derbami północnego Londynu w 2015 roku, przypomniałem sobie grę przeciwko Arsenalowi, gdy miałem jedenaście lat. Przed każdym meczem wizualizuję sobie jak strzelę gola w danym meczu. Podkręcony strzał lewą nogą w dolny róg. Wolej prawą nogą z prawej strony pola karnego. Mam tak od zawsze. Widzę te gole ze wszystkimi szczegółami.

Tym razem wyobrażałem sobie obrońców z czerwonymi koszulkami Arsenalu i miałem gęsią skórkę.

Byliśmy w tunelu i pomyślałem sobie “Ok, zajęło mi to dwanaście lat. Ale teraz zobaczymy, kto miał rację.”

Tego dnia strzeliłem dwa gole, w tym zwycięskiego w 86. minucie. Czegoś takiego nie potrafiłbym sobie zwizualizować przed meczem. To był strzał głową – najprawdopodobniej najlepszy, jaki kiedykolwiek oddałem – a to uczucie, gdy piłka wpadła do bramki… Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego.

Pamiętam, że chodziłem po ostatnim gwizdku po murawie… biłem brawo kibicom… i czułem się spełniony. “Mówiłem.”

Nie chodziło jednak tylko o Arsenal. Chciałem udowodnić coś sobie i swojej rodzinie, która wierzyła we mnie przez całą karierę. Nawet wtedy, gdy byłem w Millwall, Norwich i Leicester. Nawet wtedy, gdy wątpiłem w siebie.

Teraz, po zdobyciu stu goli w Premier League, mogę podziękować kilku osobom.

Dziękuję mojej narzeczonej Kate za to, że wytrzymywała ze mną, gdy wyniki nie były po naszej myśli.

Dziękuję mojemu tacie za to, że objął mnie ramieniem w parku po tym, gdy Arsenal zrezygnował ze mnie.

Dziękuję mojej mamie za to, że niezliczoną ilość godzin woziła mnie we wszystkich kierunkach i robiła to, co robią mamy.

Dziękuję mojemu bratu Charliemu za to, że tysiące godzin grał ze mną 1 na 1 – i czasem pozwalał mi być Teddym Sheringhamem.

Dziękuję Tomowi Brady'emu za to, że dał nadzieję mi i wszystkim innym chłopakom, którzy wyglądają, jakby nigdy nie widzieli wnętrza siłowni.

Dziękuję wszystkim moim kolegom z drużyny za to, że gdy nie grałem, podchodzili do mnie na treningach i mówili, że zasługuję na grę. To wiele dla mnie znaczyło.

Dziękuję Mauricio Pochettino za to, że zrobił ze mnie świetnego napastnika.

I dziękuję kibicom Tottenhamu. Marzyłem o grze dla tego klubu odkąd byłem małym chłopcem. Przez długi czas zamykałem oczy i wyobrażałem sobie, że strzelam gole Arsenalowi w Premier League. Zrobiłem to już kilka razy i nigdy mi się to nie znudzi. Ale teraz moja motywacja jest już inna. Teraz zamykam oczy i wyobrażam sobie, że podnoszę trofeum za zdobycie mistrzostwa Premier League na naszym nowym stadionie. Oddałbym kolejne sto goli za doświadczenie tego.

Byliśmy blisko w ostatnich sezonach, ale jest tylko jeden sposób, by w końcu tego dokonać – boję się jednak, że odpowiedź jest nudna. Jak powiedziałby mój tata, musimy dalej pracować i robić swoje. I zobaczyć, co z tego wyniknie.


Kolejny mecz Tottenham rozegra w sobotę, 10 lutego. Na własnym stadionie podejmą Arsenal. Gospodarze są faworytami tego spotkania. LV Bet za zwycięstwo Tottenhamu oferuje kurs 2.05. Remis wyceniany jest na 3.70, a zwycięstwo gości na 3.45.

Zarejestruj konto na LVbet za pośrednictwem Gol.pl!

baner-lvbet-gol-728x90

ŹRÓDŁOPlayers' Tribune
Poprzedni artykułRamiro Funes Mori wrócił do gry
Następny artykułDani Carvajal nie zagra w pierwszym meczu z PSG