We wtorek mijają dokładnie dwa lata, odkąd Farhad Moshiri przejął kontrolę nad Evertonem. Tymczasem jeden z dziennikarzy “Sky Sports” analizuje to, jak drużyna walczy o odzyskanie formy pod wodzą Sama Allardyce. Głównym problemem “The Toffiees” jest gra na wyjazdach.
Jeśli spojrzymy na terminarz Evertonu i dokładnie zagłębimy się w ich wyjazdowe poczynania, to nie ma powodów do zachwytu. “The Toffiees” aktualnie zajmują 18. miejsce w tabeli, jeśli weźmiemy pod uwagę wyłącznie mecze wyjazdowe. Nie mówi to dobrze o Samie Allardyce, który jest odpowiedzialny za większość z nich – prowadził już wtedy zespół.
Tajemnicą nie jest, że Allardyce nie był pierwszym wyborem Evertonu – na pewno nie był to jednomyślny wybór. Włodarz klubu został do tego zmuszony. Koniecznie muszą zostać w Premier League, musieli zabezpieczyć fundusze na nowy stadion. Tymczasem uznano, że David Unsworth nie jest w stanie wypełnić tego zadania.
Ostatnie tygodnie i miesiące pokazały, że wybór Allardyce był słuszny – zespół wyszedł ze strefy spadkowej i plasuje się w górnej części tabeli. Tajemnicą jednak nie jest, że to miał być sezon, w którym Everton celował zdecydowanie wyżej. Nawet jeśli większość pieniędzy wydanych na transfery w lecie została odzyskana z powodu sprzedaży Romelu Lukaku, to jednak nie jest to jakiekolwiek usprawiedliwienie.
Najbardziej widoczny regres ma miejsce w spotkaniach wyjazdowych, o czym wspomniano już wyżej, a najlepiej potwierdza to jeden punktu zdobyty w ostatnich pięciu spotkaniach. Patrząc wstecz, pierwszy wyjazdowy mecz pod wodzą Allardyce, to były derby Liverpoolu. Ten mecz pokazał, że zespół stać na pojedyncze pozytywne wyskoki, ale może nie wykonać zadania długoterminowego.
Wszystko ze względu na brak dostatecznej ilości uderzeń – o ile jeden strzał oddany w derbach dał remis, tak na dłuższą metę jest to problem. Tylko Swansea w tym sezonie oddaje mniej strzałów, a ten kłopot jest szczególnie widoczny podczas przeklętych meczów na wyjeździe. Przybycie do Liverpoolu zwiększyło dynamikę w bocznych sektorach boiskach, to jednak brak kreatywności nadal znajduje się na szczycie listy problemów.
To, czy Allardyce zdaje sobie sprawę z tego problemu, nie jest takie oczywiste – pokazał to po ostatniej porażce z Watford (0:1), po której mówił o dobrym widowisku, którego wynik został wypatrzony po błędzie Michaela Keane'a. Niestety zapomniał napomknąć o kiepskiej dyspozycji swoich ofensywnych graczy.
Zawodnikiem, który miał odmienić ofensywne oblicze Evertonu miał być Cenk Tosun. Popularni “The Toffiees” w styczniu zapłacili za niego Besiktasowi 27 milionów funtów. 26-latek jednak po przylocie na Wyspy Brytyjskie zderzył się ze ścianą, którą jest Premier League. Wprawdzie nie można go jeszcze skreślać, ale niepokojące jest to, że jak dotychczas rozegrał zaledwie 176 minut w starciach ligowych. Allardyce wprost mówi o jego problemach, które sugerują, że w najbliższym czasie nie ma co się spodziewać jego gry, a co dopiero bramek.
Problem jednak nie dotyczy wyłącznie Tosuna – większość najnowszych wzmocnień Evertonu nie potrafi potwierdzić swojej klasy. Symbolem tego jest Morgan Schneiderlin, który w ostatnim domowym meczu przeciwko Crystal Palace został wygwizdany przez fanów Evertonu.
Transfer Tosuna pokazuje także, ze Allardyce jest człowiekiem, który w Evertonie może tworzyć problemy, a nie tylko je łagodzić. Zobaczymy, jak rozwinie się ta sytuacja – jeśli Turek w końcu odnajdzie swoją dyspozycję, to będzie to korzystne dla obu stron – dla Allardyce i samego zawodnika.