Gra defensywna kluczem do sukcesu Liverpoolu

0

Po tym, jak Liverpool FC w środowym meczu Ligi Mistrzów pokonał Manchester City 3:0, wprost można stwierdzić, że piłkarze Jurgena Kloppa jedną nogą są już w półfinale tych rozgrywek. Pierwsza połowa w wykonaniu “The Reds” była pokazem świetnej gry w ofensywie, ale trzeba również docenić ich dyspozycję po przerwie, kiedy to musieli skupić się na defensywnych aspektach.

Piłkarze Manchesteru City bez wątpienia cieszą się, że w tym sezonie nie będą musieli już wrócić na Anfield Road. Wpierw, trzy miesiące temu, na tym stadionie zakończyła się ich seria meczów bez porażki w Premier League, a teraz, w środowy wieczór, zostali oni tam rozgromieni przez świetnie grający Liverpool. To była jeszcze bardziej traumatyczna noc. Trener popularnych “The Citizens”, Pep Guardiola, wiedział, czego może się spodziewać, ale nie wiedział, jak powstrzymać tak dobrze dysponowanych rywali.

Już od początku tego spotkania było widać, ze oba zespoły mają zupełnie inny plan – Manchester City w pierwszych minutach raczej badało teren, a piłkarze Liverpoolu od pierwszych chwil byli gotowi rzucić się do ofensywy. To się popłaciło, bowiem w ciągu 19 minut piłkarze Jurgena Kloppa wykorzystali błędy rywali i zdobyli trzy bramki.

Dobry początek Liverpoolu spowodował, że wróciły wspomnienia z ich styczniowej wygranej 4:3. Tym razem jednak nie było żadnego zagrożenia związanego z utratą zwycięstwa. Po tym meczu będzie się sporo mówić o 38. golu w tym sezonie Mohameda Salaha, czy trafieniu Alexa-Oxlade Chamberleina. Trzeba jednak również wspominać o wyśmienitej defensywnej grze gospodarzy.

Manchester City w pierwszej połowie miał problem ze zbliżeniem się do bramki Liverpoolu. Nawet, gdy gospodarze po przerwie cofnęli się bliżej własnej bramki, to “The Citizens” wciąż mieli problem ze znalezieniem odpowiedniej drogi. Liverpool stał się czwartym zespołem, który w tym sezonie nie stracił gola w starciu z City. Na dodatek pierwszym, którzy nie pozwolili im oddać celnego strzału.

Bramkarz “The Reds”, Louis Karius, przed meczem był uważany za największą słabość tego zespołu, ale za plecami Trenta Alexandra-Arnolda, Dejana Lovrena, Virgila van Dijka i Andrew Robertsona był jedynie obserwatorem, nie miał zajęcia w tym meczu. Po raz pierwszy w całym sezonie Manchester nie miał pomysłów na sforsowanie obrony rywali.

Liverpool wiele zawdzięcza 75-milionowemu nabytkowi, czyli van Dijkowi. To on skutecznie zatrzymał Gabriela Jesusa. To nie pierwszy raz, kiedy jego obecność na boisku zrobiła różnicę – w ostatnich pięciu meczów Liverpool stracił zaledwie cztery bramki i pięć razy zachował czyste konto.

Popularni “The Reds” coraz lepiej prezentują się w najważniejszych spotkaniach, a co istotne – nie spowodowało to mniejszego zaangażowania w mecze z mniej istotnymi rywalami. Porównując ich grę obronną z początku sezonu, a spektakl, który można było oglądać w środę, to gołym okiem widać ogromy progres.

Liverpool teraz jednak nadal musi się skupiać na najważniejszych meczach, czyli chociażby rewanżowym starciu z City. Jeszcze wcześniej piłkarzy Kloppa czeka ich derbowe starcie z Evertonem. Potencjalna nieobecność Salaha może doprowadzić do rotacji w składzie, ale piłkarze teraz wiedzą, że mają formację obronna, na której mogą polegać.


Odbierz 20 PLN bez depozytu!

baner-lvbet-gol-728x90

PRZEZSky Sports
Poprzedni artykułCristiano Ronaldo jest w życiowej formie?
Następny artykułWygrani i przegrani derbów Mediolanu