Od Shearera do Mięciela: Polish Pride GK

0

Polscy bramkarze stanowią nasze narodowe dobro i eksportowy towar najwyższej jakości. Młodsi kibice mogą pomyśleć, że jest tak od zawsze, ale jeszcze w połowie poprzedniej dekady Polish Goalkeeper to była żadna marka.

Do niedawna można było powiedzieć, że wszystko, co dobre dla polskiej piłki, skończyło się w 1986 roku. Po zdymisjonowanym po mistrzostwach świata w Meksyku Andrzeju Piechniczku stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski objął Wojciech Łazarek. Miał on być synonimem „nowego” – jako jeden z nielicznych naszych trenerów w latach siedemdziesiątych odbywał staże w niemieckich i holenderskich klubach topowego formatu, a z poznańskim Lechem zdobywał wcześniej pierwsze w dziejach klubu krajowe mistrzostwo i puchar. Na kadrę jednak nie miał pomysłu. Przez lata rotował składem, chociaż akurat rywalizacja na pozycji nr 1 ograniczała się do dwóch nazwisk. Pojedynek ten wygrywał zwykle Józef Wandzik.

Wandzik miał wówczas niespełna 25 lat, a już był centralną postacią Górnika Zabrze. Wróżono mu międzynarodową karierę i można rzec, że na polską miarę lat dziewięćdziesiątych takową zrobił. A w kadrze – zero. Po dwóch nieudanych eliminacjach do turniejów mistrzowskich Łazarka zastąpił Andrzej Strejlau, a wieloletni konkurent i niemal rówieśnik Wandzika – Jarosław Bako – coraz częściej stawał między słupkami bramki biało-czerwonych.

Jarosław Bako może stanowić synonim tamtych czasów – był graczem przeciętnym i świetnie wpasował się w dostającą baty od europejskich średniaków i męczącą się z San Marino reprezentację Polski. To źle świadczy o przegrywającym z nim coraz częściej rywalizację Wandziku, który stawał się jedną z ikon rywalizującego w Lidze Mistrzów Panathinaikosu, by w przerwach reprezentacyjnych grzać ławę drużyny, wybaczcie, beznadziejnej.

Wkrótce Wandzika skreślono, ale Bako nie musiał wyłącznie obawiać się golkiperów pokroju Janusza Jojki czy Zbigniewa Robakiewicza. W Śląsku Wrocław wybijał się młody Adam Matysek, a ze srebrem igrzysk w Barcelonie wrócił Aleksander Kłak. Ale nic to – drużyna Strejlaua przegrała wszystko, co było do przegrania, a jego następcą został Henryk Apostel.

Nowy selekcjoner zrezygnował z usług wdrażanych przez poprzednika Matyska i Kłaka. O miejsce w bramce Polaków walczyli teraz Andrzej Woźniak z ŁKS Łódź i Maciej Szczęsny z warszawskiej Legii. Z rywalizacji tej zwycięsko wyszedł Woźniak, który wkrótce został Księciem Paryża. Szczęsny nie potrafił pogodzić się z decyzją trenera. Faktem jest, że obaj bramkarze wyraźnie górowali nad pozostałymi przedstawicielami tego fachu w kraju i gdyby nie słynna konieczność zapewnienia pierwszemu  bramkarzowi psychicznego spokoju i pewności – zawodnicy ci mogliby rotować się na każdym właściwie zgrupowaniu.

Biorąc pod lupę całą piłkarską karierę obu panów – Szczęsny mimo wszystko pozostawił po sobie lepsze wrażenie.  W Legii dokonywał pięknych rzeczy (słynne „Brawo Maciej Szczęsny” Dariusza Szpakowskiego) i chociaż Woźniak w sumie przez 12 sezonów bronił barw łódzkich klubów, a Szczęsny w mieście tym grał tylko przez rok (i to na zasadzie wypożyczenia), to wyjątkowego smaku grupowej fazy Ligi Mistrzów w barwach Widzewa doświadczył ten drugi. Woźniak natomiast zasłynął głośnym transferem do wielkiego FC Porto, po czym zgasł całkowicie.

Cóż z tej pięknej rywalizacji, skoro kadra Apostela znów przegrała wszystko. Po krótkim epizodzie Władysława Stachurskiego do pracy z reprezentacją powrócił Antoni Piechniczek. Walcząc o Mundial’98 Polacy na otwarcie eliminacji przegrali z Anglią. Słaby mecz zagrał Woźniak i wkrótce został skreślony przez trenera, ale desygnowanie do gry przeciwko Anglikom grzejącego ławę w Porto gracza przelało czarę goryczy Macieja Szczęsnego, który zrezygnował z reprezentacyjnych występów. W związku z powyższym pierwszym bramkarzem został 20-letni Grzegorz Szamotulski z Legii Warszawa (warto wspomnieć, że Woźniak jeszcze wrócił do gry). „Szamo” był pupilem kibiców stołecznego klubu, człowiekiem ekscentrycznym i porywającym tłumy, ale w kadrze przemknął niezauważony. Nie było to trudne, skoro Polacy polegli w kolejnych już eliminacjach do wielkiego turnieju.

Po Piechniczku przyszedł Janusz Wójcik. „Wójt” odkurzył wielu zawodników ze srebrnej ekipy Barcelona 1992, wobec czego między słupkami stanął Aleksander Kłak. „Przewinął się” także rezerwowy w turnieju olimpijskim Arkadiusz Onyszko. Szybko okazało się, że są lepsi – o trykot z numerem 1 walczyli więc powracający do kadry po pięciu latach Adam Matysek, transferujący się właśnie z drugoligowego niemieckiego FC Grutersloh do Bayeru Leverkusen, oraz Kazimierz Sidorczuk ze Sturmu Graz, zgrupowania kadry pamiętający z czasów Wandzika, Baki i Janusza Jojki.

Po wznoszącej fali umiejętności reprezentacyjnych golkiperów nastąpił regres. Matysek nigdy nie był piłkarzem pokroju Szczęsnego czy Woźniaka, a Sidorczuk to już typowy rzemieślnik. Spomiędzy słupków bramki biało-czerwonych dobiegała jednak rześka bryza – wszak u Wójcika debiutował Jerzy Dudek. A sam trener uczynił to, co jego poprzednicy – popłynął w eliminacjach do Euro.

Era Jerzego Engela to coś, co pamięta się lepiej nie tylko ze względu na lata, które minęły. W końcu Polacy zagrali w wielkim turnieju (chociaż niestety nie można powiedzieć, że zagrali wielki turniej). Dudek był dla selekcjonera żelaznym punktem składu. W odwodzie pozostawał Adam Matysek, a także piękny Radosław Majdan czy Wojciech Kowalewski.

Wejście Dudka było początkiem „polskiej szkoły bramkarskiej”, jaką znamy dzisiaj. Kowalewski debiutował w  kadrze w 2002 roku, u Janasa zaczynali Artur Boruc, Łukasz Fabiański, Tomasz Kuszczak i Maciej Nalepa. Potem doczekaliśmy się Łukasza Załuski, Wojciecha Szczęsnego i Przemysława Tytonia, a także młodych bramkarzy, którzy na fali renomy rodzimej myśli szkoleniowej w wieku juniorskim (z wyjątkami) trafiali do wielkich klubów (Miśkiewicz do Milanu, Drągowski do Fiorentiny, Białkowski do Southampton, Małkowski do Feyenoordu, Skorupski do Romy).

A jak będzie w przyszłości? Oczywiście trudno powiedzieć, ale sądzę, że będzie miało to ścisły związek z grą reprezentacji Polski na mistrzostwach świata i Europy. Gdy tego zabraknie, okaże się, że wielka polska szkoła bramkarska to przeszłość.


LVbet bonus

  1. Zarejestruj konto na LV Bet za pośrednictwem Gol.pl!
  2. Odbierz bonus 100% aż do 1000zł!
  3. Szczegóły znajdziesz TUTAJ.
Poprzedni artykułMarcin Budziński dołączył do Adriana Mierzejewskiego. Kolejny Polak w Australii
Następny artykułManuel Neuer znów kontuzjowany. Ogromny pech bramkarza