W ostatnim meczu drugiej kolejki Premier League doszło do bardzo ciekawego starcia. Kandydat do tytułu mistrzowskiego – Manchester City podejmował ekipę, której wielu ekspertów wieszczy miano czarnego konia rozgrywek – Everton.
Faworytem oczywiście był zespół Pepa Guardioli. Gospodarze od początku spotkania natarli na rywali z Liverpoolu. Dobre okazje zmarnowali Gabriel Jesus, Sergio Aguero czy David Silva, który po mocnym uderzeniu trafił w słupek bramki strzeżonej przez Jordana Pickforda. Chwilę później było już 1:0, ale niespodziewanie dla Evertonu. Na prawej stronie piłkę dostał Dominic Calvert-Levin, ograł jak dziecko Brazylijczyka Fernandinho i podał do nadbiegającego Wayne'a Rooneya. Anglik może trochę szczęśliwie, ale pokonał stojącego w bramce “Obywateli” Edersona. Było to 200. trafienie tego zawodnika w Premier League. Wazza stał się drugim po Alanie Shearerze w historii rozgrywek zawodnikiem, który zdobył dwieście i więcej goli w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii!
Wayne Rooney hace historia consigue llegar a 200 goles en la #PremierLeague https://t.co/7lKgJ7J6PY pic.twitter.com/S6EBLLXSjR
— El Digital (@ElDigitalMexico) August 21, 2017
To nie był koniec złych wiadomości dla Guardioli. Chwilę później jego zespół grał już w dziesiątkę. Za faul łokciem drugą żółtą w przeciągu trzech minut, a w konsekwencji czerwoną kartkę obejrzał Kyle Walker. Oznaczało to, że City musieli gonić rywala grając w osłabieniu. Zadanie mogło wydawać się niewykonalne, ale nie w nieobliczalnych rozgrywkach Premier League.
Everton w drugiej połowie zaskoczył chyba wszystkich. Grając jedenastu na dziesięciu “The Toffies” cofnęli się, oddając inicjatywę gospodarzom. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie znają zapewne sami zawodnicy klubu z Liverpoolu i trener Ronald Koeman. Manchester City coraz bardziej napierał. Holenderski szkoleniowiec widząc co się dzieje próbował interweniować, wprowadzając na murawę Gylfiego Sigurdssona i Davy Klaasena. Mieli oni sprawić, że Everton będzie panował w środku pola, oddali grę od własnego pola karnego. Nic z tego. “Obywatele” naciskali coraz bardziej. Wszystko wskazywało na to, że w końcu gospodarze dopną swego i strzelą wyrównującego gola. Stało się to faktem w 83. minucie. Mason Holgate zbyt krótko wybił piłkę głową, dopadł do niej Raheem Sterling i soczystym strzałem z pierwszej piłki pokonał Pickforda. W 88. minucie siły się wyrównały. Drugą żółtą kartkę zobaczył Morgan Schneiderlin i musiał opuścić boisko. Do końca spotkania mimo ataków zespołu Guardioli nic się nie zmieniło i zespoły dopisały do swojego dorobku po jednym punkcie.
Po drugiej kolejce Premier League Manchester City zajmuje piąte miejsce w tabeli z czterema punktami na koncie. Everton z takim samym dorobkiem, ale gorszym bilansem bramkowym okupuje ósmą pozycję.
W trzeciej kolejce ekipę Guardioli czeka wyjazd na Vitality Stadium i pojedynek z Bournemouth. Everton natomiast musi się przygotować na kolejną ciężką przeprawę. Zespół Koemana odwiedzi Stamford Bridge, gdzie zmierzy się z Chelsea.
Manchester City – Everton 1:1 (0:1)
0:1 Rooney 35′
1:1 Sterling 83′
Manchester City:
Ederson – Kompany, Stones (65. Danilo), Otamendi – Fernandinho – Walker, De Bruyne, Silva, Sane (69. B. Silva) – Aguero, Gabriel Jesus (46. Sterling).
Everton:
Pickford – Keane, Williams (61. Klaassen), Jagielka – Holgate, Schneiderlin, Gueye, Baines – Calvert-Lewin, Davies (61. Sigurdsson) – Rooney (90. Besic).