W Holandii budki z surinamskim jedzeniem i przesłodkimi napojami można spotkać na każdym rogu. Nic dziwnego, skoro surinamskich imigrantów jest w pomarańczowym kraju niemal tylu, co w ojczyźnie. Surinam zasiedlany był przez Holendrów już w końcu XVI wieku, by stać się holenderską posiadłością, kolonią, a potem pełnoprawną częścią Niderlandów. Surinam uzyskał niepodległość w 1975 roku, a że wszyscy obywatele zachowali holenderskie obywatelstwo – trzecia ich część wyjechała w niedługim czasie do Europy. Można powiedzieć, że wyemigrował cały kwiat Gujany, a więc najbardziej wykwalifikowani, wyspecjalizowani. I najbardziej utalentowani.
Holenderski futbol uważany jest za jeden z lepszych, co potwierdzają złote lata Ajaxu czy Feyenoordu, a także sukcesy reprezentacyjne z dwoma wicemistrzostwami świata w latach siedemdziesiątych. Najcenniejszym trofeum zdobytym przez Oranje jest mistrzostwo Europy z 1988 roku. Był to pierwszy z licznych sukcesów drużyn, w których wciąż biegało wielu asów z przedrostkami „de” czy „van” przed nazwiskiem, ale gros kluczowych ról odgrywali piłkarze o ciemniejszej, dość charakterystycznej karnacji. Niemal wszyscy ci korzenie wypuścili w okolicach słonecznego Paramaribo.
George i Herman w Amsterdamie
Złota drużyna Rinusa Michelsa z 1988 roku to oczywiście talenty Ronalda Koemana czy Marco Van Bastena, ale Surinam de facto dał drużynie drugie tyle. Co prawda zarówno Frank Rijkaard, Gerry Vanenburg, jak i Ruud Gullit urodzili się w Holandii, ale w minimum pięćdziesięciu procentach napędzała ich gujańska krew. Ojciec Ruuda, George, przybył do Holandii razem z Hermanem Rijkaardem, ojcem Franka. Ten drugi najpierw kopał piłkę w Surinamie, by potem kontynuować karierę w Europie – głównie na poziomie drugoligowym.
Większość surinamskich imigrantów pamięta o kraju przodków, co okazało się tragicznie zgubne w 1989 roku. Na pokładzie samolotu z Amsterdamu do Paramaribo leciała m.in. drużyna złożona z najbardziej utalentowanych piłkarzy o surinamskim pochodzeniu, którzy mieli rozegrać mecz pokazowy w ojczyźnie swym przodków. W wyniku błędu załogi doszło do tragedii, w której zginęło 176 ze 187 pasażerów.
Zgody na lot nie otrzymali m.in. Ruud Gullit i Frank Rijkaard. Stanley Menzo poleciał pomimo sprzeciwu Ajaxu, ale musiał wybrać inny lot, co zapewne uratowało mu życie. Ocalała garstka. 19-letni Radjin de Haan przedzierał się przez puszczę ze złamanym kręgosłupem z dzieckiem na ręku. Sigi Lens na skutek zdrowotnego uszczerbku musiał zakończyć karierę. Ale przeżył, a potem pod skrzydła jego piłkarskiej agencji trafili m.in. Giovanni van Bronckhorst czy Denny Landzaat.
AFC Paramaribo
Najbardziej surinamskim klubem z wielkimi sukcesami na koncie była generacja Ajaxu z połowy lat dziewięćdziesiątych. Czy Ajacieden zdobyliby Puchar UEFA w 1992 roku i Puchar Mistrzów w roku 1995 bez śniadych synów Gujany? Oceńcie sami: w bramce wspomniany Stanley Menzo, w obronie Michael Reiziger, Winston Bogarde i Mario Melchiot, w pomocy Marciano Vink, Aaron Winter, Edgar Davids i Clarence Seeddorf, z przodu Patrick Kluivert i Nordin Wooter. Niesamowity team.
Większość piłkarzy z powyższej listy zrobiło wielkie kariery, grubymi zgłoskami wpisując się w historię futbolu. Reiziger i Bogarde nierozłącznie wędrowali z Ajaxu via Milan do Barcelony, gdyż stanowili znakomicie uzupełniający się duet obrońców, skutecznie murujący defensywną linię. Identyczną drogę przebywał Patrick Kluivert, który w trakcie dziesięciu pierwszych sezonów w profesjonalnej piłce niemal zawsze pakował 15 bramek w ligowym sezonie, notując średnią na poziomie 0,5 gola na mecz.
Aaron Winter stanowił wieloletnią podporę reprezentacji, do Mistrzostwa Europy z 1988 roku dokładając brązowe medale z 1992 i 2000 roku, a także czwarte miejsce na Mistrzostwach Świata w roku 1998. Edgar Davids dla wielu kibiców urodzonych w latach osiemdziesiątych urósł do rozmiarów ikonicznych. Grający w wyróżniających okularach (jaskra) „Dzik” i „Pitbull”, jak go nazywano, stanowił wzór środkowego pomocnika. Był plastrem na plecach rozgrywającego rywali, tytanem pressingu, agresywnym tłumicielem rytmu i niezmordowanym kondycyjnie walczakiem. Potrafił przy tym nienagannie rozprowadzić piłeczkę.
Wielki Clarence
Najpiękniej swe piłkarskie życie rozegrał jednak chyba Clarence Seedorf. Dwukrotne mistrzostwo Eredivisie i Puchar Mistrzów z Ajaxem, Mistrzostwo Hiszpanii i Puchar Mistrzów z Realem Madryt. Potem dwukrotne Mistrzostwo Włoch i dwukrotnie zdobyty Puchar Mistrzów z AC Milan. Plus cała masa krajowych i międzynarodowych pucharów i superpucharów, świetna gra w Interze, UEFA Team of the Year, Real Madrid Team of the Century, AC Milan Hall of Fame… Tylko podium reprezentacyjnego brak. Ale to i tak wspaniały piłkarz.
I wspaniały człowiek. Clarence wyraźnie akcentuje jego ścisły związek z Surinamem. Seedorf bardzo mocno angażuje się w działalność charytatywną na rzecz ubogich mieszkańców tego kraju. Kosztem 4 mln euro wybudował w Oost Clarence Seedorf Stadium na 3500 widzów. Za swoją działalność piłkarz został kawalerem Honorowego Orderu Żółtej Gwiazdy, a w Holandii uhonorowano go Orderem Oranje-Nassau.
A Jimmy Floyd Hasselbaink? Romeo Castelen? Jeremain Lens? Ryan Babel? Im dłuższa lista, tym większy wydźwięk tego, ile tak skromny, południowoamerykański kraj dał piłkarskiej potędze. Przecież Holandia, choć terytorialne czterokrotnie mniejsza, sięgała po międzynarodowe trofea w latach, w których Kreolom bliżej było do głębi trzeciego świata, niż do światowej piłki.