Arsenal był na najlepszej drodze, aby już w pierwszym meczu rywalizacji w 1/2 finału Ligi Europy z Atletico Madryt zbliżyć się do wywalczenia awansu. Tymczasem popularni “Kanonierzy” zmarnowali świetną okazję, grając w przewadze jednego zawodnika. Drużyna ze stolicy Hiszpanii za sprawą gola Antoine Griezmanna wywalczyła sobie korzystny wynik (1:1) i przed rewanżem to oni są w lepszej sytuacji. To może kosztować Arsene Wenger jego chęć idealnego pożegnania się z tym klubem.
– Czy istnieje idealne pożegnanie? Nie wiem – powiedział Arsene Wenger, który nie zna odpowiedzi na to pytanie. Mógł jednak zbliżyć się do takiego rozwiązania w jego ostatniej europejskiej domowej potyczce w roli trenera Arsenalu. Popularni “Kanonierzy” od 10. minuty grali w przewadze jednego zawodnika po tym, jak Sime Vrsaljko otrzymał czerwoną kartkę. Londyńczycy dominowali, ale Atletico za sprawą bramki zdobytej przez Antoine Griezmanna doprowadziło do wyrównania. Jeśli Wenger przygodę z Arsenalem chce zakończyć chociażby finałem Ligi Europy, to przed jego zawodnikami bardzo trudne zadanie.
Vrsaljko stał się pierwszym zawodnikiem w Lidze Europejskiej, który w ciągu pierwszych dziesięciu minut dostał dwie żółte kartki. To spowodowało, że Arsenal rzucił się do ataku, ale tylko jedno uderzenie znalazło miejsce pomiędzy słupkami – z 28 uderzeń. Zapewne gdyby nie świetna dyspozycja Jana Oblaka, to drużyna z Londynu byłaby już jedną nogą w finale.
W ostatnich dziesięciu minutach tego spotkania zobaczyliśmy coś, co można określić dwoma słowami “typowy Arsenal”. Błędem byłoby powiedzieć, że nie mogli nic temu zaradzić, chociaż Wenger uznał, że ten gol padł “z niczego”. Tymczasem Danny Welbeck za łatwo został sprowadzony na ziemię, Nacho Monreal zbyt wolno wracał, Laurent Koscielny został za łatwo pokonany, a Skhodran Mustafi był zbyt powolny i poślizgnął się w decydującym momencie. Lawina błędów.
Nawet cierpliwość Wengera została przetestowana. – Po tym meczu pozostaje gorzki smak. Wynik nas nie zadowala, mogliśmy się zdecydowanie zbliżyć do finału. 1:0 to idealny wynik w meczu domowym. Teraz czeka nas trudne zadanie – powiedział Francuz na pomeczowej konferencji prasowej.
Wenger zdawał sobie sprawę, że ważniejsze, niż strzelanie bramek, jest niepozwolenie na otworzenie dorobku Atletico. Fakt, że samo Atletico zajmowało się obroną, powoduje, że utrata gola to błąd gospodarzy. Błąd stał się bardziej oczywisty, bowiem popełnili go przeciwko mistrzom kontrataku.
Przed tym sezonem, Arsenal ostatnią wygraną w fazie pucharowej europejskich pucharów zanotował w 2010 roku, kiedy w 1/8 finału Ligi Mistrzów pokonał FC Porto. Tymczasem Atletico od tego czasu grało w pięciu półfinałach, wygrywając cztery z nich. Są niezwykle zahartowani w boju. Zespół, który gdy staje przed wyzwaniem, to się nim rozkoszuje.
To będzie coś niesamowitego, jeśli Arsenal znajdzie sposób na wyeliminowanie zespołu Diego Simeone. Atletico w tym sezonie La Liga na własnym stadionie straciło wyłącznie cztery bramki, a od trzech miesięcy u siebie ich nie tracą. Jeszcze jeden taki mecz wystarczy, aby zameldowali się w finale Ligi Europy.
W przypadku Arsenalu może się okazać, że swoją szansę już stracili. Szansę, która dla Alexandre Lacazette byłaby okazją na powrót do miasta, w którym spędził wiele lat – Lyonu. Szansa na to, że następny trener Arsenalu pracę rozpocznie od Superpucharu Europy. Przede wszystkim jednak szansę, aby Wenger wygrał to, co ucieka przed nim od początku przygody z “Kanonierami” – europejskie trofeum.
Jego pierwsza dekada w Arsenalu zasługuje na taką nagrodę. Byłoby to idealne zakończenie. Oczywiście – bardziej cyniczne dusze powiedzą, że idealnym zakończeniem będzie odpadnięcie w półfinale po tym, jak w pierwszym spotkaniu nie wykorzystali klarownej szansy.