Stadion Śląski znów czaruje – niesamowita końcówka i triumf po dreszczowcu

0
Piotr Zieliński

Odnowiony “Kocioł Czarownic” znów okazał się dla reprezentacji Polski magiczny. Na Stadionie Śląskim kadra zakończyła serię trzech meczów bez zdobytego gola i zwycięstwa. Biało-czerwoni ograli Koreę Południową 3:2. Końcówka meczu obfitowała w emocje, a bohaterem meczu został Piotr Zieliński.

Reprezentacja Polski na Stadion Śląski powróciła po ponad ośmiu latach. Odnowiony „Kocioł Czarnownic” robi naprawdę duże wrażenie – choć kibice ze względu na bieżnię są nieco bardziej oddaleni od murawy niż na większości polskich obiektów, to doping niesie się doskonale. Było to widać w zasadzie przez cały mecz – ponad 50 tysięcy kibiców niemal bez przerwy wspierało biało-czerwonych.

Adam Nawałka nie zaskoczył i do boju posłał bardzo silną jedenastkę na czele z Robertem Lewandowskim. Znów testowane było ustawienie z trójką obrońców, w którym po raz pierwszy zagrał Michał Pazdan. Lekkim zaskoczeniem był jedynie występ od pierwszej minuty Tarasa Romanczuka, debiutującego w polskiej kadrze – już przed meczem wiadomo  było, że można się spodziewać jego występu, lecz zagadką pozostawało to, czy w pierwszym składzie mecz rozpocznie gracz Jagiellonii, czy kolejny występ zaliczy Grzegorz Krychowiak.

W piątkowym spotkaniu z Nigerią największym problemem kadry była nieskuteczność. Martwić mogło, że był to już trzeci mecz z rzędu, w którym biało-czerwoni nie strzelili gola. Wszyscy zgodnie podkreślali jednak, że najważniejsze  było samo kreowanie sytuacji – wykorzystywanie ich miało przyjść z czasem. W pierwszej połowie przez długi czas nie przychodziło, a wstrzelić znów nie mógł się ten, na którego wszyscy liczyli najbardziej – Robert Lewandowski.

Napastnik Bayernu Monachium w eliminacjach strzelał jak na zawołanie, lecz w meczach towarzyskich przez długi czas wychodziło mu niewiele. Już w pierwszym kwadransie mógł wpisać się na listę strzelców po świetnym prostopadłym podaniu Piotra Zielińskiego, lecz źle przyjął futbolówkę i ta wylądowała w rękach bramkarza. Później do Lewandowskiego dośrodkowywał z prawej strony Kamil Grosicki. Tym razem kapitan naszej kadry oddał już strzał głową, lecz Seung-Gyu Kim był na posterunku. W przypadku „Lewego” sprawdziło się jednak jedno z najprostszych powiedzeń – do trzech razy sztuka. Znów otrzymał piłkę od Grosickiego, który znalazł się na lewej flance i tym razem główkował na tyle dobrze, że Kim nie miał większych szans na skuteczną interwencję.

O ile w ataku było już dużo lepiej niż we Wrocławiu, to nie można było niestety powiedzieć tego samego o defensywie. Dwukrotnie zrobiło się dość gorąco ponad naszą bramką, bo Koreańczycy momentami mieli zdecydowanie za wiele miejsca. Tak było, gdy Jae-Sung Lee otrzymał prostopadłe podanie od jednego z partnerów, albo gdy Heung-Min Son sam przeszedł z piłką prawie pół boiska. Na szczęście obaj uderzali zbyt lekko, aby zagrozić bramce strzeżonej w pierwszej połowie przez Wojciecha Szczęsnego. Gdy nasza obrona zgubiła się po raz trzeci, lecz skończyło się tylko na rzucie z autu, Adam Nawałka mógł tylko bezradnie rozłożyć ręce.

Koreańczycy pokazali, że mogą być groźni także ze stałych fragmentów. Po jednym z nich byli bliscy wyrównania, ale Szczęsny był na posterunku. Polacy starali się dopowiedzieć za sprawą prostopadłych piłek, rozrzucanych przede wszystkim przez Zielińskiego. Pomocnik Napoli znów prezentował się tak, jak w drugiej połowie spotkania z Nigerią. Niestety, koledzy nie potrafili z tego skorzystać – Grosicki uderza ł zbyt lekko, bym Kim miał z tym uderzeniem jakiekolwiek problemy.

Prostopadłe podania były główną bronią obu reprezentacji w pierwszej części gry. Różnica była taka, że Koreańczycy nie potrafili poprawić skuteczności i przy kolejnej okazji piłka znów wylądowała w rękach Szczęsnego, a biało-czerwoni wykorzystali szansę na podwyższenie wyniku. Tym razem w roli asystenta występował Krzysztof Mączyński, a Grosicki tej okazji już nie zmarnował. „Kocioł Czarownic” znów stał się miejscem, w którym Polacy zaczęli czarować i do przerwy prowadzili 2:0.

O ile w pierwszej części gry mogliśmy narzekać na grę defensywy, to po przerwie momentami postawa naszych stoperów mogła przyprawiać o palpitacje serca. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami między słupkami pojawił się Łukasz Skorupski i szybko musiał się wykazać po tym, jak piłkę we własnym polu karnym stracił Thiago Cionek. Z refleksem kolejnego z naszych bramkarzy było na szczęście nie gorzej niż u Szczęsnego, więc skończyło się na rzucie rożnym.

Koreańczycy w pierwszych fragmentach drugiej połowy całkowicie zdominowali jednak biało-czerwonych, którzy mieli problemy z wyjściem spod wysokiego pressingu i ciągle musieli się bronić. Uważać trzeba było przede wszystkim na Sona, ale też na Hee-Chan Hwanga, który pojawił się z ławki jeszcze w pierwszej połowie. Gdyby obaj byli skuteczniejsi, wynik szybko by się zmienił. Skorupski miał równie dużo roboty co Szczęsny, po kolejnych błędach defensywy rywale strzelali na dodatek z niewielkiej odległości, lecz nasz bramkarz na linii spisywał się bez zarzutu.

Selekcjoner naszej reprezentacji dokonywał kolejnych zmian, ale piłkarze, którzy pojawili się na murawie w drugiej części meczu, nie dawali równie dobrej jakości co zastąpieni przez nich zawodnicy. Przez pół godziny biało-czerwoni praktycznie nie zagrozili bramce rywala. Wreszcie sprawy w swoje ręce wziął Zieliński, który na 30. metrze świetnie przyjął sobie piłkę, przy okazji mijając rywala i dograł do Arkadiusza  Milika. Napastnik Napoli uderzył jednak nad bramką, a chwilę później zmarnował jeszcze jedną szansę – tym razem po dośrodkowaniu od Rybusa.

Przez większość meczu biało-czerwoni zostawiali mnóstwo miejsca Koreańczykom w okolicach 30-40 metra przed własną bramką. Długo pozostawało to bez konsekwencji, lecz omal nie skończyło się fatalnie. W 85. minucie Heung-Min Son wycofał piłkę do Chang-Mina Lee, a ten precyzyjnym strzałem z dystansu pokonał Skorupskiego. Na domiar złego chwilę później mieliśmy już remis, bo po akcji prawą stroną piłkę otrzymał zupełnie niepilnowany w polu karnym Hee-Chan Hwang i wpakował piłkę do siatki.

Na szczęście w składzie mieliśmy Piotra Zielińskiego. Gdy Koreańczycy sunęli na naszą bramkę z kolejnymi atakami, walcząc nawet o gola na wagę zwycięstwa, pomocnik Napoli dyrygował kadrą. Maestro ustalił wynik na 3:2, pięknie przymierzając z dystansu – pierwszy z jego strzałów został zablokowany, lecz przy drugim bramkarz rywali nie miał już szans. Mimo chwilowych obaw i mankamentów w grze Stadion Śląski znów emanował magią.

Polska – Korea Południowa 3:2 (2:0)

1:0 Robert Lewandowski 32′

2:0 Kamil Grosicki 45′

2:1 Lee Chang-Min 85′

2:2 Hwang Hee-Chan 87′

3:2 Piotr Zieliński 90+2′

Z Chorzowa, Maciej Pietrasik


Odbierz 20 PLN bez depozytu!

baner-lvbet-gol-728x90

Poprzedni artykułDawid Kownacki wrócił i zapewnił reprezentacji U21 wygraną z Litwą
Następny artykułTae-Yong Shin – Polacy dorównują reprezentacji Niemiec