W LOTTO Ekstraklasie nie oglądamy często spotkań, w których pada aż sześć goli. W meczu Bruk-Betu Termaliki Nieciecza z Pogonią Szczecin mogło być ich jednak jeszcze więcej. Przydomek gospodarzy pasował do nich jak nigdy, a Pogoń dzielnie starała się dorównać rywalom. Emocji było sporo, piłkarskiej jakości bardzo niewiele.
Bruk-Bet Termalica Nieciecza w LOTTO Ekstraklasie występuje już trzeci sezon, ale “Słoniki” obecnych rozgrywek z pewnością nie będą wspominać dobrze. Klub ma już trzeciego trenera w ciągu kilku miesięcy – po Mariuszu Rumaku i Macieju Bartoszku zespół objął Jacek Zieliński. I choć zaczął od zwycięstwa na Sandecją Nowy Sącz, to później było już tylko gorzej.
Ale czy może być inaczej, skoro “Słonie” to nie tylko przydomek drużyny z Niecieczy, ale też doskonałe określenie dla piłkarzy Bruk-Betu? W meczu z Pogonią zarówno obrońcy, jak i bramkarz gospodarzy poruszali się jak słonie w składzie porcelany. Bez ładu, składu i w zasadzie ze szkodą dla własnej drużyny. Pogoń pod tym względem była zresztą niewiele lepsza, ale skuteczniej wykorzystywała błędy rywali.
O ile przy pierwszej bramce Spasa Delewa Jan Mucha nie miał nic do powiedzenia, bo Bułgar uderzył z rzutu wolnego prosto w okienko, to później Słowak mógł się zachować dużo lepiej. Na początku drugiej połowy Lasza Dwali przelobował go głową z prawie zerowego kąta, pod koniec meczu Delew strzelił w zasadzie w sam środek bramki, lecz piłka przeleciała tuż nad rękami golkipera i wpadła do siatki.
W obronie było zresztą niewiele lepiej. “Portowcy” to drużyna, która w pole karne przeciwnika dośrodkowuje najczęściej w całej lidze. Defensorzy powinni być więc przygotowani na obronę przy kolejnych wrzutkach, ale ze strony piłkarzy Bruk-Betu mieliśmy jedynie puste przeloty i kompletną panikę. Nic dziwnego, że Dwali dwa razy w ciągu pięciu minut otrzymał piłkę na piątym metrze.
Nieciekawie się dzieje pod stadionem w Niecieczy. #BBTPOG #WeszloFM pic.twitter.com/nm0yNWCk2j
— Marek (@maro_marunia) March 17, 2018
Pogoń szczególnie w pierwszej połowie nie była zresztą lepsza. Środkowi pomocnicy “Dumy Pomorza” zostali całkowicie zdominowani przez rywali. Jakub Piotrowski i Kamil Drygas notowali kolejne straty, na dodatek skończyli mecz z żółtymi kartkami, przez które nie zagrają w kolejnym spotkaniu ze Śląskiem. Chociaż to może akurat dobra wiadomość, bo pod bramką Łukasza Załuski może być nieco spokojniej, o ile za rozgrywanie znów nie będzie brał się Jarosław Fojut.
Właśnie on zaliczył jedną z pięciu (!) strat po stronie gości, po których piłkarze Bruk-Betu mieli kontry i stuprocentowe sytuacje na zdobycie gola. Dwukrotnie trafili wówczas do siatki, raz piłkę z linii końcowej wybił doświadczony Rafał Murawski, któremu śmiało można przypisać interwencję meczu, a dwie sytuacje zostały przez podopiecznych Jacka Zielińskiego zmarnowane. Napastnicy Termaliki i tak pokazali się jednak z lepszej strony, niż atakujący Pogoni.
Łukasz Zwoliński po raz kolejny w tym sezonie nie trafił do bramki z kilku metrów, a stwierdzenie telewizyjnych komentatorów o tym, że lepiej czuje się tyłem niż przodem do bramki, mówi o jego formie strzeleckiej wszystko. “Zwolak” i tak spisał się jednak dużo lepiej niż Morten Rasmussen, który na boisku spędził podobno 90 minut. Duńczyka można było zauważyć tak naprawdę tylko raz – gdy piłka po jego “strzale” przewrotką wylądowała za linią boczną…
Zwolak to chyba szybciej strzeli ze mną Bociana niż bramkę…. #BBTPOG
— Pejo (@pejo1979) March 17, 2018
LOTTO Ekstraklasa z pewnością nie jest najlepszą ligą świata, a na dodatek grały drużyny walczące o utrzymanie. Ale momentami zrobiło się absurdalnie nawet jak na stadion w Niecieczy i pole kukurydzy.