Strzał z kanapy #1 – Wejście od zakrystii

0
Strzał z kanapy

Ten mecz miał być meczem o wszystko dla ekipy Manchesteru United. Grą o „być albo nie być” w kolejnym sezonie. Gdyby nie udało się wygrać, nad przyszłością drużyny Jose Mourinho zebrałoby się zapewne wiele czarnych chmur, których nawet charyzmatyczny Portugalczyk nie mógłby szybko rozgonić.

Finał Ligi Europy w Sztokholmie – nie ma co ukrywać – wielkich emocji nie dostarczył. Potężne chłopiska z Manchesteru nie dali nawet kichnąć smarkaczom z Amsterdamu, którzy od Pogby, Smallinga czy Fellainiego odbijali się niczym piłeczki pingpongowe i nie potrafili stworzyć nawet cienia zagrożenia pod bramką Sergio Romero. Do bólu efektywny styl gry United przyniósł spodziewany efekt i puchar trafił w ręce Czerwonych Diabłów. Tylko czy tak naprawdę o to w tym wszystkim chodziło, gdy zatrudniano na Old Trafford Mourinho?

Paul Pogba

Nie ma co ukrywać, że jestem wiernym kibicem Manchesteru United odkąd pamiętam. A że jestem do tego starym prykiem, to pamiętam doskonale czasy „Króla” Erika Cantony, epokę Class’92 czy sukcesy sir Alexa Fergusona. Nie mogę więc przez ostatnie sezony przetrawić na spokojnie swoistej degrengolady, w jaką popadł zespół z czerwonej części Manchesteru. Totalna pomyłka z Davidem Moyesem, który mistrzowski zespół z 2013 roku rozpieprzył w drobny mak czy dziwna niemoc drużyny pod wodzą Louisa van Gaala chyba każdemu kibicowi United od paru lat podnosiły ciśnienie.

Czekanie na Mesjasza

Przyjście Mou do klubu wszyscy przyjęli zapewne z wielką ulgą z jednej strony oraz ogromnymi nadziejami z drugiej. Wszak Jose od lat kojarzy się z sukcesami i trofeami praktycznie w każdym klubie, w którym pracował. Objęcie schedy po Fergusonie przyszło z trzyletnim opóźnieniem, ale w końcu nadeszło i portugalski trener miał w końcu pokazać, że stać go na wyciąganie drużyny z najgłębszego nawet kryzysu.

Niestety, wydaje mi się, że wyszło to jedynie w niewielkiej części. Co prawda wygrana w Lidze Europy jest już trzecim trofeum – po Tarczy Wspólnoty i Pucharze Ligi Angielskiej – po jakie sięgnął klub pod wodzą Mourinho, ale czy rzeczywiście jest to powód do takiego optymizmu? Kompletnie nieudany sezon ligowy, bezbarwna, wręcz bezpłciowa gra w zdecydowanej większości spotkań w Premier League, tylko szóste miejsce na koniec sezonu (wiele się to przecież nie różni od siódmego miejsca zdobytego za czasów opluwanego z każdej strony Moyesa – poza gwarantowanym udziałem w Lidze Europy oczywiście), absurdalna wręcz ilość remisów (aż 15 w 38 kolejkach!!), najmniej zwycięstw wśród drużyn z czołowej szóstki ligi oraz totalna mizeria w meczach z topowymi zespołami Anglii nie wystawiają wcale aż tak pozytywnego świadectwa umiejętnościom wielkiego Mourinho.

Jose Mourinho

Quo vadis United?

Czy w takim razie wygrana w Lidze Europy jest jedynie całkiem smacznym deserem po mocno niestrawnym obiedzie czy może optymistycznym zakończeniem tego i jednocześnie rozpoczęciem kolejnego sezonu, w którym w końcu Manchester United zagra po paru latach w Lidze Mistrzów? Ciężko stwierdzić. Zapewne wiele będzie zależało od tego, co uda się zdziałać na rynku transferowym i jakie wzmocnienia trafią na Old Trafford. Mówi się o naprawdę spektakularnych nazwiskach, ale czy choć jeden z tych wielkich piłkarzy ma więcej niż teoretyczne szanse, aby reprezentować klub z siedzibą przy Sir Matt Busby Way? Griezmann, Lukaku, Rodriguez czy wymieniany wśród nich Bale to piłkarze, którzy będą w stanie przenieść się jedynie tam, gdzie zapowiada się naprawdę niezła paka z wielkimi szansami na mistrzostwo czy trofea. Ale czy ktoś może to teraz zagwarantować w United?

Za czasów Fergusona każda drużyna przez ćwierć wieku miała jakieś upadki i wzloty, ale nigdy nie można było jej odmówić jednego – charakteru. Można było przegrać, ale po nieustępliwej walce. Można było zremisować, ale z poczuciem, że zrobiło się na boisku wszystko, aby mecz wygrać. Takie zasady wbijał swoim graczom do głów SAF. Oglądając mecze United pod wodzą Mourinho odnosiłem nie raz i nie dwa wrażenie, że to taki przymusowe zajęcia pozalekcyjne, które ktoś zaaplikował zawodnikom. Odbębnić trzeba, ale spocić się to już nie za bardzo. Gdy kilka lat temu wybicie dziewięćdziesiątej minuty meczu oznaczało przejście do skomasowanego ataku w celu poprawy niekorzystnego rezultatu, a „Fergie time” śni się wielu drużynom po nocach do dzisiaj, to teraz najczęściej dla wielu zawodników mecz kończył się około 60-70 minuty i mogli w zasadzie schodzić z boiska.

Jose Mourinho

W filmie „Być jak Kazimierz Deyna” trener Zbyszek mówi młodym adeptom futbolu znamienne słowa: „U mnie się zapierdala. Jak kto u mnie nie zapierdala, to nie gra”. Jeden z nich odpowiada mu w prostych słowach: „Ale panie trenerze, my lubimy zapierdalać!”. Odnoszę czasem wrażenie, że gdyby trener Zbyszek wszedł ze swoją złotą myślą do szatni United, to nie byłoby zbyt wielu, którzy tak by mu mogli odpowiedzieć. Nie wiem tylko czyja to jest wina – samych zawodników czy może jednak Jose Mourinho i jego specyficznego sposobu prowadzenia drużyny. Wielu dotychczasowych pewniaków z United nie może zaliczyć ostatniego roku do udanych, a wręcz przyjście Jose do klubu zatrzymało w miejscu ich kariery.

Co ma powiedzieć taki Wayne Rooney, ikona United, który po raz pierwszy w historii występów na Old Trafford strzelił mniej niż 10 bramek we wszystkich rozgrywkach w sezonie? Myślał zapewne, że – tak, jak większość jego niedawnych kolegów i gwiazd tego klubu – zakończy karierę w Manchesterze, zostanie pożegnany z należnymi honorami, może skończy się to nawet odsłonięciem jakiegoś pomnika (wszak jest już najlepszym strzelcem klubu w jego historii). A wszystko wskazuje na to, że Wazza może  po tym sezonie odejść i dzisiejszy mecz z Ajaxem był jego pożegnaniem z klubem, w którym spędził ostatnie trzynaście sezonów! Na dodatek stał się trochę odrzuconym, niechcianym zawodnikiem, zepchniętym w cień wciąż wielkiego, ale jednak będącego na granicy piłkarskiej emerytury Zlatana. Nie ma się co dziwić, że ostatnio częściej szuka emocji w kasynie niż na boisku.

Wayne Rooney

Jose “Trzy Palce”

Czy przegrana w finale z Ajaxem i brak Ligi Mistrzów w kolejnym sezonie mogłyby być jakimś pierwszym małym gwoździem do trumny Mou? Tego się nie dowiemy, bo tak się nie stało, a latający przed kamerami Jose z wystawionymi trzema palcami, podkreślający swój wyjątkowy dorobek w pierwszym sezonie w United, trochę mnie bawił. Ba, poczułem się nawet jakoś dziwnie zażenowany! Wyobrażacie sobie Fergusona w takiej sytuacji? Dla niego od trzech zaczynało się często odliczanie na liście sukcesów. Jose pokazywał te palce, jakby chciał powiedzieć „Dobra, w dupie z tą ligą, zapomnijcie o tym szybko, mamy trzy puchary, musicie się cieszyć!”. I tak, jasne, jako kibic się cieszę, ale chciałbym też co tydzień oglądać ciężko walczący team, w którym każdy ma poczucie jakiegoś wspólnego celu, jakim jest wygrane mistrzostwo. Może się nie udać, ale chcę widzieć, że zrobiono wszystko, aby tego dokonać. Póki co tego nie widzę.

Swoistym podsumowaniem całego ostatniego roku było wręczanie pucharu zwycięzcom. Jak w sanatorium w Ciechocinku na oddziale rehabilitacji – co drugi o lasce, połamany, po operacji, w gipsie… Taki to był właśnie kulawy sezon dla Manchesteru United i jego kibiców. Oby zwycięstwo w Lidze Europy było pierwszym symptomem zmian na lepsze. Do Ligi Mistrzów udało się wejść boczną furtką, ale Premier League wygrać się w ten sposób z pewnością nie uda. Kibice pocieszać się jednak mogą tym, że Jose Mourinho to maszynka do produkowania pucharów, a United to klub do ich zdobywania od dziesięcioleci przyzwyczajony.

Poprzedni artykułMartin Polacek otrzymał powołanie na mecz eliminacji MŚ
Następny artykułManchester United wygrał Ligę Europy! Historyczny moment