To był dramatyczny mecz w Liverpoolu z kontrowersyjnymi decyzjami arbitra w tle. Zobaczyliśmy w nim piękne bramki i walkę do ostatniego gwizdka sędziego. Obie drużyny podzieliły się dziś punktami, tak samo jak Crystal Palace z Newcastle United.
Dramatyczna końcówka na Anfield Road
Na ten mecz czekali wszyscy fani ligi angielskiej. Pojedynek pomiędzy The Reds i Kogutami był crème de la crème 26. kolejki Premier League. Bukmacherzy większe szanse dawali gospodarzom. Zakłady bukmacherskie Fortuna za zwycięstwo Liverpoolu płaciły po kursie 2,00, gdy ten na gości z Londynu wynosił 3,80 – taki sam kurs został wystawiony na podział punktów.
Ekipa Jurgena Kloppa zaczęła to starcie z wysokiego C. Festiwal błędów obrońców Tottenhamu wykorzystał Mohamed Salah, który po nieporozumieniu Eric Diera z Davidsonem Sanchezem znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Egipcjanin nie miał żadnych problemów z umieszczeniem piłki w siatce i Liverpool już w 3. minucie gry cieszył się z prowadzenia. Warto przypomnieć, że tłem dzisiejszego meczu był strzelecki pojedynek pomiędzy skrzydłowym The Reds, a Harrym Kanem. Obu zawodników w klasyfikacji na najskuteczniejszego gracza Premier League dzieliły przed meczem dwie bramki.
25 – Mohamed Salah has netted 20 goals in just 25 games in the Premier League; the fewest appearances of any Liverpool player to reach 20 goals in the competition. Lightning. pic.twitter.com/zwMvDfhrdA
— OptaJoe (@OptaJoe) February 4, 2018
Gospodarze w 18. minucie mogli podwyższyć swoje prowadzenie. James Milner odebrał w polu karnym znakomite podanie od Trenta Alexandra-Arnolda, ale strzał Anglika minimalnie minął słupek bramki Hugo Llorisa. Zresztą zawodnicy ubrani na czerwono z dość dużą łatwością znajdywali luki w defensywie londyńczyków. Już kilka minut później w dobrej sytuacji znalazł się Roberto Firmino, ale jego strzał głową był zbyt lekki i przede wszystkim niecelny. Dobrą wrzutką znowu popisał się Alexander-Arnold.
Pierwszą groźną sytuację – nie licząc spalonego przy akcji Eriksena i Sona – Tottenham miał dopiero w 40. minucie. Futbolówka po wybiciu z pola karnego wylądowała przed Moussa Dembele. Belg zdecydował się na mocny strzał zza pola karnego, ale na posterunku był Loris Karius. Pierwsza połowa zakończyła się więc jednobramkowym prowadzeniem Liverpoolu, który zaprezentował się w niej z lepszej strony.
W drugiej połowie sytuacja bardziej się wyrównała. Tottenham coraz śmielej podchodził pod pole karne Liverpoolu. Pierwszą groźną sytuację miał Koreańczyk Son, który znalazł się w sytuacji sam na sam z Lorisem Kariusem, ale niemiecki golkiper stanął na wysokości zadania. Chwilę potem swoją sytuację miał – nieobecny do tej pory – Harry Kane, który główkował z bliskiej odległości, ale prosto w golkipera gospodarzy.
Loris, jak Ty mnie imponujesz! #LIVTOT
— Rado Chmiel (@RadoChmiel) February 4, 2018
Liverpool bronił się momentami dość dramatycznie i gol dla gości wydawał się formalnością. Tego zdobył Victor Wanyama, który wszedł na boisko chwilę wcześniej. Nigeryjczyk odpalił rakietę ziemia-powietrze i atomowym strzałem nie dał żadnych szans Kariusowi. Uderzenie było tak silne, że piłka momentalnie wróciła z powrotem na boisko.
Kilka minut później Loris Karius – grający do tej pory tak dobrze – faulował w polu karnym Harry’ego Kane’a. Sędzia podyktował jedenastkę, chociaż Anglik był na wyraźnym spalonym. Na nic jednak zdały się konsultacje z sędzią bocznym i Jonathan Moss wskazał na wapno. Jednak sprawiedliwości stało się zadość i napastnik Kogutów kropnął piłkę prosto w niemieckiego bramkarza, który nie miał żadnych problemów z obraną tego strzału.
Liverpool odpowiedział w najlepszy możliwy sposób. Bramką. Drogę do siatki odnalazł po indywidualnej akcji Mohamed Salah, który tym samym zrównał się z Harrym Kanem pod względem zdobytych bramek w bieżącym sezonie Premier League.
Jednak ostatnie słowo należało do Anglika, który pod sam koniec doliczonego czasu gry wyrównał z… rzutu karnego. Jedenastka została podyktowana po faulu Virgila Van Dijka na Eriku Lameli. I znowu była to dość kontrowersyjna decyzja sędziego, gdyż kontakt pomiędzy wyżej wymienioną dwójką był znikomy.
Really? REALLY?! #LIVTOT #LFC #YNWA pic.twitter.com/qbidpyKJMe
— Samantha Quek (@SamanthaQuek) February 4, 2018
Remis w walce o utrzymanie
W pierwszym niedzielnym meczu zmierzyło się walczące o utrzymanie Crystal Palace z walczącym o utrzymanie się Newcastle United. Jak wiadomo takie pojedynki są z cyklu za sześć punktów, więc spodziewaliśmy się walki o każdy metr boiska. Pojedynek na Selhurst Park w Londynie zaczął się lepiej dla gości. Sroki wykonywały rzut rożny, dośrodkowywana piłka minęła wszystkich i spadła dopiero pod nogi b który nie miał żadnych problemów z umieszczeniem piłki w siatce.
Orły chciały odpowiedzieć jeszcze przed przerwą, ale dobre sytuacje zmarnowali Wilfried Zaha i Christian Benteke. Wyrównanie przyszło dopiero po dziesięciu minutach drugiej połowy. Andre Marriner zdecydował się podyktować rzut karny za faul Ciana Clarka. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Luka Milivojević, który chwilę później wyrównał stan spotkania. Choć jedni i drudzy dążyli do zdobycia zwycięskiego gola, to nie zobaczyliśmy już żadnej bramki. Obie drużyny musiały zadowolić się podziałem punktów.
Niedzielne mecze Premier League
Crystal Palace – Newcastle United 1:1 (0:1)
0:1 Diame 22′
1:1 Milivojević (k.) 55′
Liverpool – Tottenham Hotspur 2:2 (1:0)
1:0 Salah 3′
1:1 Wanyama 80′
2:1 Salah 90+1′
2:2 Kane (k.) 90+4′