Dziś mamy przyjemność przedstawić Wam wywiad z pełną piłkarskiej pasji kobietą, której uśmiech niewątpliwie zaraża. Magdalena Figura, bo o niej mowa, to polska sędzia piłkarska, która specjalnie dla Gol.pl udzieliła bardzo wyczerpującego wywiadu.
Kejsi: Ja to się stało, że z dziewczyny, która się kompletnie nie interesowała piłką nożną, stałaś się kobietą absolutnie zafascynowaną tym sportem?
Magdalena: Pierwsza myśl jaka przychodzi mi do głowy słysząc to pytanie, to zwyczajne „nie wiem” (śmiech). Myślę, że to zaplanowany przez „górę” przypadek. Jak to bywa w miłości – od Mistrzostw Świata we Francji w 1998 roku do dziś każdego dnia zakochuję się coraz bardziej i to uczucie trwa.
K: Wiem też, że przygoda z boiskami zaczęła się od tego, że założyłaś grupę cheerledarską, a po spotkaniach zbierałyście autografy od piłkarzy. Czy to był planowany zabieg? Mam na myśli bycie cheerledarką, aby zbliżyć się do piłkarskiego światka?
M: W ogóle! Takie szaleństwo wpadło mi totalnie przypadkiem do głowy, a że z natury jestem odważnym człowiekiem, to nie miałam oporów, aby zaproponować ten pomysł ówczesnym władzom wodzisławskiego klubu, które na niego przystały. Wcześniej byłam biernym uczestnikiem meczów Odry.
K: Później bardzo płynnie Twoja sytuacja się zmieniła, bo zostałaś spikerem na sportowych wydarzeniach. Jak do tego doszło?
M: Spikerem to dużo powiedziane. Chętnie pomagałam podczas różnych turniejów Odry – głównie młodzieżowych. Jestem bardzo żywiołowym człowiekiem i lubię, gdy wokół sporo się dzieje. Zwłaszcza, że były to czasy liceum, kiedy człowiek jest młody i posiada spore zasoby energii w swoim ciele.
K: Już wtedy wiedziałaś, że chciałabyś robić coś więcej? Czy już wtedy myślałaś o sędziowaniu meczów? A może to był czysty przypadek, że trafiłaś na testy sędziowskie?
M: To kolejny zaplanowany przez „górę” przypadek! Totalnie nieplanowany przeze mnie! Chciałam więcej i byłam pewna, że piłka nożna jest ważnym elementem mojego życia. O sędziowaniu ani nie myślałam, ani nie marzyłam. Raczej byłam przekonana, że to elitarny świat – trudno dostępny.
K: Od trampkarzy, przez kobiecą ekstraklasę, do spotkań towarzyskich gwiazd TVN czy “Wielkiego meczu” TVN kontra WOŚP – tak w skrócie wygląda Twoje doświadczenie sędziowskie. Które z tych rozgrywek najlepiej Ci się sędziuje?
M: Z mojego dotychczasowego doświadczenia powiem tak – nie ma jakichś wybranych meczów, które z góry są cięższe od pozostałych. Każdy mecz jest inny, każdy może przynieść multum niespodziewanych sytuacji. Co mecz mam w głowie hasło – spodziewaj się niespodziewanego, oczekuj nieoczekiwanego! Do każdego trzeba być przygotowanym.
W meczach trampkarzy trzeba być w dużej mierze nauczycielem. W meczach kobiet często wydarza się coś nieoczekiwanego i zaskakującego. W meczach gwiazd trzeba się dwa razy bardziej koncentrować, ponieważ jest wiele czynników dekoncentrujących podczas tego typu spotkań. W meczach mężczyzn zwłaszcza w wyższych klasach rozgrywkowych więcej trzeba biegać, stąd bardzo ważne jest przygotowanie kondycyjne.
Każde zawody mają swój ciężar gatunkowy i każde zawody są tymi najważniejszymi. Nie mam swoich ulubionych, każde stanowią wyzwanie i każde dają sporo satysfakcji.
K: Jakie jest Twoje podejście do sędziowania mężczyzn i kobiet? Jest Ci obojętne, jakie mecze sędziujesz, czy jednak wolisz spotkania drużyn męskich lub żeńskich?
M: Każde z tych zawodów są inne. Mimo wszystko szalę przechylę na korzyść mężczyzn. Gra męska jest dynamiczniejsza i bardziej poukładana. Chyba wiele spośród moich koleżanek powiedziałoby to samo.
K: Jak radzisz sobie z budowaniem autorytetu na boisku? Podejrzewam, że w przypadku sędziowania kobiecych spotkań jest to naturalne, ale jak wygląda sytuacja z mężczyznami?
M: Patrząc z perspektywy lat śmiem twierdzić, że budowanie autorytetu kobiety w sędziowaniu zwłaszcza spotkań mężczyzn to zdecydowanie proces ewolucyjny, który trwa latami. Faktem jest, że sędzia w każdym meczu w ciągu paru minut jest w stanie zbudować autorytet i poukładać sobie zawody, ale to chyba dwie odmienne sprawy.
Autorytet w danym meczu to jedno, a autorytet jako sędzi funkcjonującej w środowisku to drugie. Ten pierwszy staram się zdobywać poprzez podjęcie pierwszych (zwykle kluczowych z perspektywy taktyki zawodów) trafnych decyzji w danym meczu, udowadniając zawodnikom i wszystkim dookoła, że nie znalazłam się tutaj przypadkiem, tylko wiem, o co chodzi i znam przepisy gry w piłkę nożną. Ten drugi rodzaj autorytetu chyba choć trochę udało mi się zbudować z perspektywy czasu, funkcjonując wiele lat w środowisku, sędziując czy działając lokalnie.
Większość kobiet – sędzin, które prowadzą zawody już bardzo długo, z góry posiadają jakiś autorytet, bo nie sztuką jest radzić sobie w tym męskim świecie tak długo – trzeba posiadać pewne cechy charakteru i znać się na swojej pracy.
K: A jak reagują na Ciebie piłkarze? Z pewnością niejeden ma urażoną dumę, gdy “baba” pokazuje mu żółtą lub – co gorsza – czerwoną kartkę, czy odgwizduje jedenastkę dla drużyny przeciwnej. Potrafisz okiełznać facetów w takich sytuacjach?
M: W marcu minie 13 rok mojego regularnego biegania po boisku. W tym czasie reakcji zawodników było mnóstwo. Od tych pozytywnych, po negatywne. Tylu, ilu jest ludzi, tyle charakterów i reakcji na boisku. Na każdą trzeba być przygotowanym. Bywają tacy, którzy są świadomi konsekwencji swoich czynów na boisku i godnie przyjmują każdy kolor kartki, ale są i tacy, których duma nie pozwala się zgodzić z decyzją arbitra, ale płeć chyba już dzisiaj tutaj nie gra roli.
Warto podkreślić, że nie jestem zwolenniczką dawania mnóstwa kartek – propaguję umiejętne wykorzystanie prewencji.
K: A kibice na trybunach? Podejrzewam, że potrafią też niejednokrotnie zaskoczyć. Masz jakieś miłe bądź niemiłe wspomnienia z nimi związane?
M: Oczywiście, ze tak! Każdy sędzia chyba takie ma. Jak byłam młodsza często miałam ochotę pokrzyczeć coś do kibiców, popyskować, ale z czasem stali się oni dla mnie naturalnym elementem futbolu, który istnieje, ubarwia spotkanie piłkarskie, potrafi mobbingować, ale tak naprawdę nie ma wpływu – nie powinno mieć wpływu – na moją pracę.
Przyznam się, że jest jeden tekst kibica, który zapamiętam chyba na zawsze – na meczu A klasy w moim rodzimym podokręgu (Rybnik) jeden z kibiców po meczu w Mszanie krzyknął do mnie „Figura, Tyś je ryszawo, jak staro dwuzłotówka” – podkreślając tym samym mój ognisty kolor włosów. Tekst oczywiście po śląsku, bo jestem Ślązaczką, mieszkam na Śląsku. Mnie bardzo rozbawił, choć celem pana kibica była oczywiście złośliwość i obraza mojej osoby.
K: Miałaś jakieś mało sympatyczne, wręcz negatywne sytuacje na boisku podczas sędziowania?
M: Myślę, że tak, ale proszę uwierzyć, że tych meczów było już tyle, że nawet nie pamiętam przykrych sytuacji. Zdarzyło mi się kilka razy oberwać piłką – raz dostałam mocno w brzuch, bo zawodnik zagrał piłkę nie czekając na gwizdek w trakcie odsuwania muru. Po kilku dniach wylądowałam w szpitalu, bo wyrostek się odezwał i konieczne było jego usunięcie.
W głowę też już dostałam (w ostatnich kolejkach LM widzimy, że najlepsi też dostają) – wstrząśnienie mózgu nie jest mi obce (śmiech)! Uderzyć mnie chyba nikt nie chciał (śmiech) – ale mógłby tylko spróbować – zadziorna ze mnie kobieta i pewno tak łatwo bym się nie dała!
K: Idąc zatem dalej – na pewno miałaś także całe mnóstwo bardzo pozytywnych sytuacji na murawie. Czy możesz wspomnieć o takiej, która szczególnie utkwiła w Twojej pamięci?
M: Proszę uwierzyć, że każdy dobrze posędziowany mecz i własne poczucie zadowolenia oraz zadowolone zespoły, to jest coś, czego każdy sędzia sobie życzy przed każdym spotkaniem. To są właśnie te pozytywy.
Tak sobie sięgam pamięcią wstecz i w sumie przypomina mi się mecz, na którym na dzień dobry na boisku dostałam bukiet kwiatów, bo drużyna cieszyła się, ze do nich przyjechałam – był to mecz śląskiej okręgówki, bodajże w Jaworznie.
K: A jak się w ogóle czujesz w środowisku stricte męskim?
M: Coraz mniej ten świat jest jedynie męski. Przez tyle lat człowiek stał się naturalnym elementem tego środowiska. Ktoś nas może kochać, ktoś nienawidzić, ale funkcjonujemy i świetnie sobie radzimy.
K: Często Cię podrywają na boisku?
M: Nie będę ukrywać, że się zdarzało i wciąż się zdarza. Ale to kwestia poboczna i naprawdę mało istotna, chociaż czasami warto wykorzystać większą sympatię któregoś z zawodników, bo może się okazać, że taki piłkarz może się przydać podczas trudnych sytuacji w meczu.
K: Wszyscy dobrze wiemy, że trenerzy często bardzo się emocjonują podczas spotkań. Czy zdarza Ci się wyrzucać trenerów na trybuny?
M: Zdarzało się. Nie za często, ale jednak. Staram się przed każdym meczem szepnąć słówko trenerom, że ja się nie wtrącam w taktykę i ustawianie zawodników, a trenerzy nie powinni w pracę moją i mojego zespołu.
K: Miałaś kiedykolwiek chwile zwątpienia? Czy zawsze, bez względu na to, co by się nie działo, jesteś pewną siebie kobietą, której nie można w żaden sposób urazić ani podciąć skrzydeł?
M: Jestem pewna siebie, ale to nie ustrzega przed błędem i nie powoduje, że jestem odporna na błędy, które mogą przynieść zwątpienie. Zdarzyło mi się parę razy, ale starałam się wyciągnąć wnioski i powstać z kolan, by robić to, co kocham jeszcze lepiej. To tak jak w codziennym życiu. Co nas nie zabije, to nas wzmocni…
K: Kiedyś gdzieś przeczytałam, że z sędziowania nie da się wyżyć. Czy to prawda? Trzeba mieć zawsze pewną posadę, a sędziowanie traktować jedynie jako pasję?
M: Prawda. Choć wiemy, że są w Polsce sędziowie zawodowi, to cała reszta to pasjonaci, którzy traktują sędziowanie hobbystycznie. Jest to hobby, które wymaga sporo wysiłku – treningi, ciągłe szkolenia, wiedza z zakresu ciągle zmieniających się przepisów gry, zajęte weekendy spędzone w trasie i na zielonej trawie. Nie jest tajemnicą, że sędziowie za każdy mecz dostają ekwiwalent, ale jest to raczej dodatek do pensji.
K: Jakie jest Twoje największe marzenie związane z sędziowaniem? Jest coś takiego, do czego będziesz szczególnie dążyła w niedalekiej przyszłości?
M: Dążę do tego, by każdy kolejny mecz posędziować na najwyższym możliwym dla mnie poziomie. W moim wieku raczej więcej już nie osiągnę, ale bardzo cieszy mnie to, co mam, mecze, które udało się poprowadzić, wielu ciekawych ludzi poznać. Wiele z moich marzeń sędziowskich już się spełniło.
K: Jak przygotowujesz się do sędziowania? Mam tutaj na myśli kwestie zarówno fizyczne, jak i mentalne. Podchodzisz do tego na luzie, czy w pełnym skupieniu pojawiasz się na murawie?
M: Przede wszystkim dobry sędzia zna przepisy, stąd muszę być na bieżąco i ciągle śledzić zmiany. Oczywiście muszę być przygotowana fizycznie, stąd treningi kondycyjne, fitness czy siłownia oraz odnowa biologiczna po meczach – to coś naturalnego.
Co do mojej postawy przed meczem… Skoncentrowana, ale na luzie – tak mogłabym się scharakteryzować. Z natury jestem wyluzowaną osobą, która mało się stresuje, nie miałam chyba w mojej przygodzie z sędziowaniem meczu, na którym się stresowałam. Zawsze mówię młodszym sędziom, którzy ze mną współpracują lub tym, którzy prowadzą ze mną spotkania po raz pierwszy, że na meczu mają się świetnie bawić, bo idą robić to, co kochają. Dlatego pełni pasji mają posędziować to spotkanie i zrobić to dobrze. Jeśli popełnią błąd, to wyrzucają go z głowy i gramy dalej!
Po meczu rozmawiamy o błędach i wyciągamy wnioski, bo tylko ten, kto nic nie robi nie popełnia błędów. Właśnie dlatego są one naturalne i nas udoskonalają!
K: Na koniec chciałam zapytać czy masz jakieś przesłanie dla kobiet, które marzą o zostaniu sędziną piłkarską, ale boją się lub nie wiedzą jak zacząć? Ten świat chyba nie jest aż tak okrutny, jakby się mogło wydawać?
M: Nie bać się pójść na kurs, starać się być lepszą od kolegów w kwestii znajomości przepisów, być odważną i pewną siebie i nie bać się robić tego, co się kocha! Nie bać się krytyki, a przekuwać ją w konstruktywne wnioski! Jest to trudny kawałek chleba, który mocno kształtuje charakter, ale pozwala poznać mnóstwo fantastycznych ludzi i stać się elementem wielkiej piłkarskiej rodziny.
K: Bardzo dziękuję za poświęcony czas i życzę samych sukcesów, zarówno w życiu prywatnym, jak i w piłkarskim świecie!
Przyznam szczerze, że niezwykle cieszy mnie rozmowa z kobietami, które mają w sobie tyle pasji. Nie byle jakiej pasji, bo umówmy się – futbol nie jest chlebem powszednim dla przedstawicielek płci pięknej. Magdalena jest jednak kolejnym przykładem tego, że warto pielęgnować pasje, bez względu na to, jakie one są.