Wszyscy myślą, że wiedzą co robi profesjonalny sportowiec. Ale czy naprawdę to wiemy? Na łamach “Players' Tribune” Jerome Boateng, obrońca Bayernu Monachium, wyjaśnia jak naprawdę wygląda mecz z perspektywy linii defensywnej.
Chcesz w najprostszy sposób dowiedzieć się, czym zajmuje się obrońca? Więc najpierw musisz zostać napastnikiem. Naprawdę. A przynajmniej taka metoda zadziałała najlepiej u mnie. Nazwijmy to szczęśliwym zbiegiem okoliczności.
Kiedy miałem czternaście lat, grałem na lewym skrzydle młodzieżowej drużyny w Berlinie… Cóż, do momentu, kiedy nasza drużyna pojawiła się na meczu w Szwecji z kontuzjowanymi wszystkimi obrońcami.
“Ok Jerome, grasz na obronie” – powiedział mój trener
Jasne. Czemu nie? Od szóstego roku życia grałem w ataku, więc to było czymś w rodzaju posiadania ściśle sekretnych planów. Kodów. Wiedziałem gdzie chcą się ruszyć napastnicy, co i jak chcą zrobić, a to wszystko dlatego, że byłem jednym z nich. To doświadczenie wciąż jest fundamentem mojej gry w roli obrońcy.
Ale dla tych, którzy nie znają sekretnych kodów, pozwólcie, że opowiem wam, czego nauczyłem się na boisku.
Wiecie pewnie podstawową rzecz: muszę zatrzymać zawodnika przeciwnej drużyny, żeby nie strzelił gola. Ale jak to wygląda od kuchni? Nie chodzi tylko o to, żeby być częścią ściany, od której powinna się odbić piłka (chociaż i tak czasami się zdarza, do czego jeszcze dojdziemy). Raczej jest tak, że każdy moment, każde podanie, wślizg, wybicie piłki, krycie – wszystko, co robię na boisku, składa się na całość. Każda decyzja jest jednym małym elementem całej drużynowej strategii, której nadrzędnym celem jest powstrzymanie rywala od strzelenia gola.
Back in the starting XI ?? #threepoints #goodfeeling #jb17 pic.twitter.com/5b9YTlqKM4
— Jerome Boateng (@JB17Official) September 16, 2017
Zaczyna się od rozmowy z kolegami wokół. Komunikacja – to pewnie żadne zaskoczenie -jest podstawą naszej obrony. Zwykle w Bayernie graliśmy na obronie w trzech lub czterech i niezależnie od ustawienia, zawsze gram na środku. A to oznacza, że muszę dużo rozmawiać z kolegami obok mnie i z pomocnikami przed nami, by ustalić w którą stronę chcemy posłać piłkę. Atmosfera zmienia się, kiedy gram w reprezentacji Niemiec. Z kolegami z tej drużyny widujemy się tylko kilka razy w roku, więc musimy rozmawiać znacznie więcej. Z kolegami z Bayernu rozmawiam codziennie, więc dokładnie wiem co zamierzają zrobić, czego nie, co lubią, dokąd pobiegną podczas ataku i obrony i czy powinienem grać na ich lewą czy prawą nogę. My po prostu jesteśmy zsynchronizowani na boisku, więc nie musimy tak wiele sobie mówić.
A nasza misja, by zapobiec golowi, nigdy się nie kończy. W momencie, gdy zatrzymamy jeden atak, zaraz zaczynamy wszystko od nowa. Ja jestem pierwszą osobą z piłką po naszym bramkarzu, więc moim zadaniem jest wyprowadzić rywali w pole i rozpocząć dalszą grę. Ważną rolę pełni tutaj ustawienie naszej ofensywy tak, by szybko zaatakować. Więc dla mnie osobiście, niezależnie od tego, czy odbiorę piłkę, czy zdobędę ją od kolegi z drużyny, natychmiast szukam naszego napastnika. To gość znajdujący się najdalej ode mnie, więc jeżeli mogę mu przekazać piłkę, to otworzy to pole i rozpocznie kontratak. Może to być znacznie trudniejsze niż się wydaje, bo drużyny w Bundeslidze zwykle grają twardą obronę. Zwykle, gdy dostaję piłkę pod nogi, ośmiu czy dziewięciu przeciwników już zaczyna pressing. Tak więc staram się kopnąć piłkę w idealny sposób i w idealnym czasie – prosto przez pole minowe. Nic skomplikowanego, co?
Jeśli uda mi się to wykonać, to rzadko mam czas, by odpocząć, bo gdy tylko piłka poleci w powietrze, ja już myślę o kontrataku przeciwników. Na naszym poziomie piłka stale zmienia właściciela, więc nawet jeżeli twój zespół wykonuje właśnie strzał na bramkę, to i tak stale przygotowujesz się na to, że napastnicy przeciwnika zaczną na ciebie napierać. I niewiele minie czasu, zanim faktycznie tak się stanie, zwłaszcza gdy gra się przeciwko takim drużynom jak Barcelona czy Real Madryt, które bez wątpienia mają najlepszą linię ataku, z jakimi przyszło mi się mierzyć. Każda z tych drużyn ma niezwykle silną ofensywną formację składającą się z trzech napastników, którzy bardzo sprawnie pracują ze sobą.
Więc co robisz, gdy zawodnik taki jak Messi, Ronaldo czy Neymar biegną na ciebie z pełną prędkością?
Musisz ocenić taktyczną sytuację. Szybko.
Czy mam za plecami innych obrońców? Jeżeli tak, to mogę ryzykować odbiór piłki w pojedynku lub wślizgiem. Ale jeżeli jestem ostatni w linii, nie mogę ryzykować. Muszę zrobić wszystko, co potrafię, żeby spowolnić piłkę, mając nadzieję, że w ten sposób zyskam trochę czasu, żeby koledzy zdążyli wrócić.
this ???? pic.twitter.com/AqStvPHBtL
— #wspierAM99y (@superowyneuer) August 27, 2017
Z Ronaldo czy Messim każda opcja jest trudna. Oni są tak szybcy! Neymar i Messi są niscy, a przez to dużo łatwiej jest im się odwrócić, co dla takich wysokich obrońców jak ja jest trudne (mam 191 cm wzrostu). Ronaldo z kolei, chociaż jest wysoki, ma też niesamowitą szybkość, siłę i dobre uderzenie głową. Z tymi graczami nie możesz być leniwy czy rozkojarzony, bo wtedy to oni wygrają i zdobędą gola. Są po prostu za dobrzy, by robić przy nich chociaż najmniejsze błędy. Jako obrońca bardziej niż szybkości i techniki potrzebujesz pewności siebie. Ronaldo, Messi, Suarez, Neymar – oni wszyscy potrafią wyczuć twój strach. Gdy to zrobią, to cię zniszczą. Więc musisz się pokazać.
Pewność siebie jest ważną częścią mojego zawodu
W tym zakresie dokonałem największego rozwoju: jestem bardziej pewny siebie, spokojniejszy. Wiem kiedy powinienem robić wślizg, kiedy walczyć, a kiedy po prostu spowolnić akcję. Gdy byłem młodszy, po stracie piłki chciałem ją jak najszybciej odzyskać i przez to robiłem głupie błędy. Coś takiego nie sprawdza się w Lidze Mistrzów. Szybkość gry jest tak duża, że każdy, nawet najmniejszy błąd, może kosztować drużynę stratę bramki.
A moja zasada brzmi: jeżeli stracimy gola, nie mogę stracić głowy. Nie mogę pozwolić sobie na myślenie: O mój Boże! Chodź! Szybko! Musimy strzelić gola! Mecz trwa 90 minut. Nawet jeżeli minęło już 80 minut, to nadal mamy czas, by odzyskać to, co nam zabrano.
A teraz porozmawiajmy o ulubionej przez wszystkich części mojego zawodu: wślizgu.
W robieniu wślizgu chodzi o wyczucie czasu. Zanim go zrobię, muszę być w 100% pewien, że zdobędę piłkę. Jeżeli nie mam pewności, muszę po prostu pozostać blisko napastnika. Nie opłaca się ryzykować, żeby dostać czerwoną kartkę i osłabić w ten sposób drużynę. Oczywiście najtrudniejszą rzeczą jest to, że na podjęcie decyzji masz jakieś 2 sekundy. Zaczynasz sprint zadając sobie pytanie: Uda mi się? Jestem pewien? Może tylko pobiegnę i dam tym samym czas innym, żeby zdążyli dobiec? Ale nie ma nic lepszego, niż udany wślizg, gdy jesteśmy pod presją.
Na Mistrzostwach Świata w 2014 roku, w meczach przeciwko Francji i Brazylii zaliczyłem kilka udanych wślizgów, a także kilka dodatkowych podczas meczu finałowego przeciwko Argentynie. To był wielki krok w przód od czasu mojego debiutu w reprezentacji, który nastąpił, gdy miałem 20 lat. Dostałem wtedy zarówno żółtą, jak i czerwoną kartkę. Byłem nerwowy i zbyt niecierpliwy, by się pokazać, przez co popełniałem błędy.
To z kolei skłoniło mnie do nowych przemyśleń: wiele z bycia obrońcą opiera się na tym, co ma się w głowie i właśnie to odróżnia jednego gracza od drugiego. Niektórzy mogą mieć niewielką kontuzję, albo nie są w 100% sprawni fizycznie, ale doskonale sobie radzą. Dla mnie najważniejsze jest pełne skupienie. Kiedy na przykład boli mnie kolano, albo cokolwiek dzieje się w moim życiu poza boiskiem, to wiem, że nie będę w 100% w grze. Szczerze mówiąc wygląda to po prostu tak, jakby ktoś siedząc w pracy przy biurku rozmyślał o czymś zupełnie innym. I to przez to wszystko może się rozlecieć: robię zły wślizg, jestem odrobinę spóźniony. Nie gram najlepiej jak potrafię.
Wszystko to do tej pory odnosiło się do sytuacji, gdy piłka jest w grze. Ale…
Porozmawiajmy o pozostałych 50% mojej pracy – stałych fragmentach gry
Jestem pewien, że wszyscy widzieliście niewielką grupę obrońców, którzy ustawiają się w rządku przed rzutem wolnym. Nasze twarze są z pewnością wykrzywione grymasami, ponieważ przygotowujemy się do przyjęcia strzału od zawodnika z najmocniejszym kopnięciem. Co dzieje się wtedy w mojej głowie? Poświęć się dla drużyny.
Ludzką reakcją w tej sytuacji jest odwrócenie się. Jeden raz piłka leciała prosto w moją twarz. Ale delikatnie się odwróciłem i uderzyła w ramię – za co sędzia zagwizdał zagranie ręką. (Swoją drogą wcale tak nie było). Ale trzeba się nauczyć po prostu stać i przyjąć piłkę. I jest to okropne, ale obok ciebie stoi inny gość, który ma takie samo zadanie.
Ready for mediaday ??#FCBayern #JB17 pic.twitter.com/QpTWcqVhyL
— Jerome Boateng (@JB17Official) August 8, 2017
Zwłaszcza bramkarz. Jeśli jesteś obrońcą, to z pewnością nie ma dla ciebie nikogo ważniejszego na boisku. A linia rzutu wolnego? To on mówi ci jak ustawić mur. W telewizji możesz zobaczyć jak krzyczy. To samo tyczy się rzutów rożnych. To on wykrzykuje instrukcje:
“Prawo!”
“Lewo!”
“Skacz!”
“Nie skacz!”
To on tam rządzi i lepiej go słuchać.
Dla nas stałe fragmenty gry są najbardziej technicznymi aspektami meczu. To przy nich zawsze poruszamy się tak, żebyśmy nie byli zbyt skupieni w jednym miejscu, ale też żebyśmy nie zostawiali za dużo wolnego miejsca między nami. A potem, kiedy piłka nadlatuje, najbliższy gracz skacze i stara się ją wybić.
W grze z Madrytem czy Barceloną bardzo ciężko jest dobrze wybić piłkę (widzisz tutaj jakiś wzór?). Oni są bardzo szybcy i nieustępliwi. Jeżeli więc jestem w polu karnym, nie mogę piłki po prostu wykopać. Oni ją wtedy przejmują, wracają i dalej atakują.
Dlatego też wybijanie piłki, jak większość elementów defensywy, to kolejny moment, w którym musisz dosyć szybko ocenić sytuację. Widzieliście pewnie wielu obrońców, którzy wybijali piłkę dając rywalom kolejny rzut rożny. Pewnie zapytasz dlaczego znowu dajemy im taką szansę. Jedyną odpowiedzią jest tylko to, że jest to zwykle mniejsze zło.
Oczywiście najpierw zawsze mam nadzieję, że będę mógł wybić piłkę do moich kolegów. Ale czasami musisz po prostu wydostać ją z pola karnego nie ryzykując zagrania ręką, gola samobójczego lub wybiciu jej prosto pod nogi rywala. Może się to wydawać chaotycznym ruchem, ale tak naprawdę istnieje w tym duża doza strategii. Wolę zaryzykować kolejnym rzutem rożnym, niż dać graczowi jak Messi czy Neymar choćby jedną sekundę więcej przez naszą bramką.
A kiedy jesteś na boisku, sekundy stają się luksusem. Jeśli pilnuję napastnika, przeczuwam gdzie on jest, staram się wyczuć gdzie będzie biegł. Staram się być sekundę przed nim. Ta jedna sekunda to wszystko, czego pragnę w konfrontacji z rywalem. Sekunda jest moją największą bronią.
To i moje pierwsze dni w roli napastnika. Wiem, co się dzieje w ich głowach. Jeżeli wystarczająco często obserwujesz ich grę, znasz ich ruchy i myślisz sobie: Ok, większość czasu zamierza wchodzić do środka i będzie próbował strzelić lewą nogą.
To prawie jak poker. Każdy napastnik na świecie ma swój popisowy numer, swój tell. Ale jeżeli spotykasz się z naprawdę dobrymi graczami, nie ma czegoś takiego jak sekretny plan na zatrzymanie go. Ronaldo jest taki trudny do pokonania, ponieważ potrafi wspaniale strzelić zarówno lewą, jak i prawą nogą. Nigdy nie wiesz w którą stronę pójdzie.
I właśnie dlatego, chociaż staram się być najlepszym w tym, co robię, to jednak jestem niezmiernie wdzięczy jednej osobie, która zawsze jest za mną. Mój bramkarz.
W niedzielę Bayern Monachium zmierzy się w Berlinie z Herthą. ForBET za zwycięstwo Bayernu oferuje kurs 1.35. Jeżeli Bayern wygra, a Boateng z kolegami z obrony zachowają czyste konto, to kurs wynosi już 2.10.
BONUS 100% OD PIERWSZEJ WPŁATY DO 600 ZŁOTYCH