Luis Figo, były piłkarz m.in Barcelony, którą w szokującym transferze zamienił na Real Madryt, opowiada w wywiadzie o tej decyzji i jej konsekwencjach, a także o Euro 2000, Bobbym Robsonie, Ronaldo i… zegarkach.
– Jak na kogoś, kto nigdy nie grał w Anglii, twój angielski jest wybitny. Jak to się stało? Twoi rodzice namawiali cię do nauki, czy po prostu tak dobrze przyswajasz języki obce?
– Portugalczycy mają naturalne zdolności do nauki nowych języków. Wiem, że nie jestem wyjątkiem. W szkole nie byłem fanem lekcji angielskiego. Ale później, kiedy już mieszkałem w Barcelonie, musiałem się podszkolić, żeby uwieść moją żonę, która jest Szwedką 🙂 Wydaje mi się, że to był przełomowy moment. Nigdy nie brałem normalnych lekcji angielskiego, ale poszedłem na zajęcia z angielskiego biznesowego, żeby poznać trochę tego specyficznego słownictwa.
– Jako członkowie tak zwanego portugalskiego złotego pokolenia, wygraliście Euro U16 i mistrzostwa świata U20. Czy ten sukces utwierdził was w przekonaniu, że wygracie coś również na poziomie seniorskim?
– Tak, uważam, że to pokolenie zmieniło portugalską piłkę nożną i otworzyło wiele drzwi. Wtedy jeszcze kluby mogły zatrudniać tylko trzech obcokrajowców i tym samym były zmuszane do dawania większych szans młodszym graczom. Zdobyte przez nas trofea udowodniły, że młodzi gracze reprezentują dobrą jakość.
– Kto poza Eusebio był jeszcze twoim bohaterem w dzieciństwie?
– Szczerze mówiąc Eusebio nie był moim idolem, bo nigdy nie widziałem jak gra. Byłem raczej fanem wielkich graczy z lat 80., zwłaszcza po mistrzostwach świata w 1982 roku. Byli to Maradona, Zico… a w Portugalii Fernando Chalana i Paulo Futre, obaj skrzydłowi. Wydaje mi się, że wszyscy mamy taką tendencję, żeby lubić zawodników grających na takiej samej pozycji jak my.
– Po raz pierwszy pod Bobbym Robsonem zagrałeś w Sportingu. Czy kiedykolwiek zdarzało mu się mieszać imiona zawodników, jak często robił to w Anglii? Masz swoją ulubioną historię o nim?
– Nie żebym pamiętał! Oczywiście, że był obcokrajowcem i czasami ciężko mu było zapamiętać niektóre słowa i imiona graczy, ale nie pamiętam, żeby kiedykolwiek nazywał kogoś imieniem innego gracza.
Raz, w Barcelonie, w przerwie meczu przeciwko Logrones, w którym wygrywaliśmy 4:1 czy 5:1, z czego trzy gole strzelił Ronaldo, Bobby Robson odwrócił się do niego i powiedział: “Ronaldo, Ronaldo, chcę podwójnego hat-tricka.” Wszyscy tarzaliśmy się ze śmiechu po podłodze. Wszyscy wiedzieliśmy czym jest hat-trick, ale podwójny hat-trick?!
– Co wydarzyło się między tobą, Juventusem i Parmą w 1995 roku? Naprawdę podpisałeś kontrakt z dwoma klubami?
– Kończył się mój kontrakt ze Sportingiem, a klub nie robił nic, żeby podpisać nowy. A przynajmniej nie wtedy, kiedy wydawało mi się, że powinno to mieć miejsce. Dogadali się z Juventusem, aby mnie sprzedać, ale byłem zły, kiedy się o tym dowiedziałem i podpisałem kontrakt z prezydentem Parmy, Giambattisą Pastorello.
To był jedyny prawdziwy kontrakt jaki podpisałem, bo ten z Juventusem był nieważny. Ale Luciano Moggi, którego wpływ na piłkę nożną już dzisiaj lepiej rozumiem, zdołał zablokować moje możliwości gry we Włoszech na dwa lata. Być może to był mój szczęśliwy czas, bo ostatecznie trafiłem do Barcelony.
– Johan Cruyff podpisał z tobą kontrakt, by zastąpić Michaela Laudrupa. Jak wielką presję to na ciebie wywarło?
– Kiedy masz 22 lata i mierzysz się z wyzwaniem, jakim jest Barcelona, nigdy nie myślisz o tym, kogo będziesz zastępował. Chcesz po prostu dać z siebie jak najwięcej, pokazać do czego jesteś zdolny i udowodnić, że zasługujesz na tę szansę. I dokładnie to stało się w moim przypadku. To była najlepsza decyzja, jaką podjąłem w swojej karierze.
– Cruyff był znany z posiadania taktycznych teorii, które często były dziwne. Spotkałeś się z przykładami tego grając w Barcelonie?
– To nieprawda. On był prawdziwym wizjonerem i bardzo wiele się od niego nauczyłem.
– W 1996/97 roku Ronaldo strzelił 34 gole w 37 meczach. Jak to było grać z nim podczas jego najlepszych lat?
– Ronaldo był po prostu wspaniały. Urodził się z tym specjalnym talentem do piłki nożnej. Jego siła, prędkość i umiejętności były unikalne. Niektórzy zawodnicy ćwiczą czternaście godzin dziennie, ale i tak nie mogą osiągnąć wysokiego poziomu. Ronaldo praktycznie nie musiał ćwiczyć, żeby być wielkim graczem. Wydaje mi się, że nigdy nie miałem kolegi z drużyny, który w jednym sezonie osiągnął tak niesamowite liczby.
– Czytałem, że po zdobyciu z Barcą tytułu mistrzowskiego, zafarbowałeś włosy na czerwono-niebiesko i zaintonowałeś “Biali to płaczące dzieciaki, oddajcie honor zwycięzcom!” Czy to prawda?
– Tak, to prawda. Cały sezon marudzili na temat sędziów i powtarzali, że wszystkie korzyści były po naszej stronie. We wrzawie radości po zwycięstwie faktycznie zaśpiewałem coś takiego. Nie powinienem był czegoś takiego robić, bo w piłce nożnej zawsze powinieneś okazywać rywalowi szacunek.
– Byłeś kiedyś właścicielem japońskiej restauracji w Barcelonie. Co preferujesz – tradycyjne portugalskie cozido czy smaczny kawałek sushi? Czy piłkarze przychodzili do restauracji i próbowali dostać jedzenie za darmo?
– To wszystko zależy od tego, jak bardzo jestem głodny lub czy jem lunch, czy obiad! Kocham japońskie jedzenie, ale portugalskie również. Prawdą jest, że restauracja należała bardziej do mojej żony; to był biznes, który założyliśmy razem z kilkoma przyjaciółmi.
I nie trwało to długo, bo szybko przeprowadziliśmy się do Madrytu, więc zamknęliśmy lokal, żeby uniknąć problemów w Barcelonie. Oczywiście wszyscy moi koledzy z drużyny musieli płacić za jedzenie. Taka jest zasada w biznesie: nigdy nie dawaj kolegom niczego za darmo!
– Wielu twierdzi, że twój występ na Euro 2000, gdy Portugalia z 0:2 wyszła na 3:2, był najlepszym w twojej karierze. Co ty o tym sądzisz? Czy Anglia była taktycznie naiwna?
– Nie jestem pewien, czy to był rzeczywiście mój najlepszy występ, bo miałem kilka świetnych występów dla reprezentacji Portugalii. Tak naprawdę wszystkie moje mecze w drużynie narodowej były fantastyczne. Zawsze czułem dumę grając dla Portugalii. To normalne, że ludzie pamiętają ten mecz, bo miał miejsce na Euro i miał w sobie całą symbolikę.
Uważam, że Anglia była po prostu Anglią: to kwestia kultury i mentalności. Pamiętam, że będąc jeszcze w Sportingu, zagraliśmy mecz towarzyski z Newcastle. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy 0:3, ale w końcu udało nam się wygrać 4:3. Włosi czy Hiszpanie nigdy nie pozwoliliby przeciwnikowi zniwelować wynik 0:3. Ale angielska piłka jest otwarta, oni zawsze próbują atakować, nawet jeżeli wygrywają.
– Wasza przygoda z Euro 2000 zakończyła się, gdy w kontrowersyjny sposób został przyznany rzut karny po zagraniu ręką Abela Xaviera. Jak się z tym teraz czujesz? Jesteś zły? Zawstydzony?
– Wtedy czułem się okradziony i strasznie zniesmaczony. Nie wydaje mi się, że sędzia odgwizdałby to samo, w kluczowym momencie gry, gdyby miało to miejsce w drugim polu karnym.
Sędzia tego nie widział; to była decyzja sędziego liniowego. I nie wydaje mi się, że mógł być pewien swojej decyzji, bo wszystko działo się bardzo szybko. Nigdy potem nie widziałem tej sytuacji w telewizji. Dlaczego? Bo nigdy nie chciałem i nigdy nie czułem takiej potrzeby. Nie chcę kurczowo trzymać się przeszłości.
– Z tego co wiem, jesteś fanem zegarków. Ile ich masz i który z nich jest twoim ulubionym? Spotkałeś kiedyś piłkarza, który ma więcej zegarków od ciebie?
– Mam ich około 40. Mam swoją własną markę, IWC, ale lubię też Seiko, Francka Mullera i nawet Swatcha. Wszystko zależy od okazji i kto mi je oferuje. Nie wydaje mi się, że którykolwiek piłkarz ma ich więcej ode mnie!
– Wiele zostało napisane o twoim transferze z Barcelony do Realu Madryt. Możesz nam powiedzieć dokładnie co tam się wydarzyło? Czy to prawda, że nigdy nie chciałeś odejść?
– Uważałem, że Barcelona nie traktuje mnie odpowiednio i nie płaci mi zgodnie z moją przydatnością w klubie. Pojawiła się szansa na przejście do Realu, ale zarząd Barcelony stwierdził, że blefuję.
Myślę, że później wykorzystali fakt mojego odejścia, by pokazać, że mają problemy finansowe. Koniec końców, kiedy już miałem podpisaną umowę z Realem, to rzeczywiście byli gotowi dać mi to, czego chciałem i istniała szansa, bym został. Ale było już za późno, więc poszedłem do Realu, by mój agent uniknął problemów, bo w końcu to on złożył już zobowiązanie.
– Jak wspominasz ten niesławny mecz na Camp Nou, podczas którego w ruch poszły butelki i świńskie łby? Czy przygotowywałeś się do niego jakoś inaczej niż zwykle i nie bałeś się o swoje zdrowie?
– To był dla mnie ważny mecz, bo podczas niego bardzo dojrzałem. Byłem chyba jedynym graczem w historii, który zebrał w jednym miejscu aż 100.000 ludzi będących przeciwko niemu. Moje przygotowania do tego meczu niczym nie różniły się od przygotowań do jakichkolwiek innych spotkań.
Moim jedynym zmartwieniem była dobra gra i wykonywanie swojej pracy. Ale oczywiście trochę się bałem, że ktoś mnie zrani, bo nigdy nie wiesz, czy nie ma tam jakiegoś szalonego człowieka, który zrobi coś głupiego.
Barcelona kolejne ligowe spotkanie rozegra w San Sebastian. Fortuna na zwycięstwo gości oferuje kurs 1.40. Kurs na remis wynosi 5.30, a na zwycięstwo gospodarzy 7.80.